Berlin uznał za nieuzasadnione wszczęcie postępowania przez Komisję Europejską w obronie nadrzędności prawa UE. Warszawa, tłumacząc się Brukseli z wniosku do TK, miała powoływać się na wcześniejsze orzeczenia broniące prymatu konstytucji

Choć delikatnie i dyplomatycznie, niemiecki rząd uznał wszczęcie postępowania przez Komisję Europejską w sprawie prymatu prawa UE nad niemiecką konstytucją za nieuzasadnione. Podobne postępowanie może czekać Polskę. Bruksela na razie nieformalnie upomniała nasz rząd, apelując o wycofanie wniosku premiera z Trybunału Konstytucyjnego. Ten jednak nie ma tego w planach, a w odpowiedzi do KE wskazał, że podobne wyroki zapadały w poprzednich latach.
Co może zrobić rząd, kiedy Trybunał Konstytucyjny wydaje wyrok niezgodny z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE? Niewiele. Tak przynajmniej wynika z odpowiedzi, jakiej niemiecki rząd udzielił Brukseli w sporze o prymat prawa europejskiego nad krajowym. Pismo zostało wysłane w zeszłym tygodniu, ale do jego treści niemieckie media dotarły przedwczoraj.
Z ich doniesień wynika, że Berlin nie planuje żadnych inicjatyw legislacyjnych. Jako rozwiązanie proponuje dialog między TSUE a trybunałami krajowymi, także polskim. I podkreśla niezawisłość Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. „Cztery strony zostały zapisane niezwykle dyplomatycznie w związku z delikatną sytuacją. Rząd federalny nie odrzuca wprost zarzutów o złamanie traktatu, ale daje bardzo jasno do zrozumienia, że uważa je za nieuzasadnione” – czytamy w dzienniku „Handelsblatt”. Niemcy miały podkreślać w swojej odpowiedzi „przyjazność” niemieckiej konstytucji. Zobowiązuje ona instytucje do używania swoich uprawnień w sposób „przyjazny” wobec prawa UE i traktatów.
Jeśli Komisja Europejska uzna odpowiedź Berlina za niesatysfakcjonującą, sprawa może skończyć się w TSUE. To pierwszy praworządnościowy spór Niemiec z Unią Europejską. Polska jest weteranem, lecz jeśli chodzi o orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego podważające prymat europejskiego prawa, nasi zachodni sąsiedzi wiodą na razie prym – bo wobec nich Bruksela wszczęła postępowanie, a z polskim rządem prowadzi na razie nieformalny dialog. Ale po wygaszeniu sporu o Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego ta batalia może stać się kluczowa w wieloletnim już konflikcie o polską praworządność.
9 czerwca Komisja Europejska wszczęła postępowanie wobec Niemiec w związku z wyrokiem trybunału w Karlsruhe z maja 2020 r. Chodziło o euroobligacje. Niemieccy sędziowie wydali orzeczenie niezgodne z wcześniejszym postanowieniem TSUE i podważyli kompetencje eurosądu do zajmowania się tą kwestią. Nazajutrz pismo broniące nadrzędności prawa europejskiego trafiło do Warszawy. Odpowiedzialny za sprawiedliwość komisarz Didier Reynders apelował do premiera Mateusza Morawieckiego o wycofanie z Trybunału Konstytucyjnego wniosku w sprawie zbadania zgodności przepisów traktatu o UE z konstytucją. Niemcy miały dwa miesiące na odpowiedź, Polska – jeden.
– Została wysłana w terminie. Treści korespondencji nie będę relacjonował – zaznacza minister ds. europejskich Konrad Szymański, który przygotował odpowiedź dla Brukseli. Jak słyszymy nieoficjalnie, rząd podkreślał, że sprawa rozstrzygania przez polski TK rozbieżności prawa krajowego z europejskim nie jest bezprecedensowa. Miał też wskazywać na wcześniejsze wyroki badające kolizję prawa europejskiego z konstytucją, począwszy od tego z 2005 r. dotyczącego traktatu akcesyjnego. KE przeanalizowała odpowiedź, ale na podjęcie ewentualnych dalszych kroków w tej sprawie jest za wcześnie. Nie ma na razie podstawy prawnej, bo orzeczenie nie zapadło.
Zgodnie z harmonogramem TK wniosek premiera zostanie rozpatrzony 31 sierpnia. Ale trybunał wydał już wyrok podważający uprawnienia TSUE. 14 lipca orzekł, że niezgodne z polską konstytucją są przepisy traktatu, które nakazują stosowanie środków tymczasowych. W tamtym przypadku podmiotem pytającym była ID SN, a więc przedmiot sporu. Tego samego dnia TSUE w ramach środka tymczasowego nakazał zawieszenie ID SN. Zgodnie z wyrokiem TK polskie władze mogłyby zignorować postanowienie TSUE, ale w zeszłym tygodniu I prezes SN dwoma zarządzeniami zamroziła działalność izby, a prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział jej likwidację.
To jednak nie zakończy sporu o nadrzędność prawa europejskiego. Podobnie jak konfliktu między TSUE a niemieckim trybunałem nie wygasiły kroki podjęte przez władze w Berlinie po wydaniu orzeczenia. Rząd poprosił Europejski Bank Centralny o dodatkowe dokumenty w sprawie spornego programu skupu papierów dłużnych, po czym wspólnie z parlamentem uznał racje przemawiające za jego uruchomieniem za wystarczające. Następnie trybunał w Karlsruhe sprawę uchylił. Nie rozwiązało to jednak problemu z tą częścią orzeczenia, która podważała uprawnienia TSUE. Bruksela zdecydowała się więc działać.
Maciej Taborowski, zastępca rzecznika praw obywatelskich, uważa, że wszczęcie postępowania wobec Niemiec miało być ostrzeżeniem, a sprawa na tym etapie zostanie zamknięta. Natomiast w przypadku Polski będzie zapewne inaczej. – Nie wyobrażam sobie, by KE nie zareagowała – komentuje prawnik. Jak mówi, o ile orzeczenie dotyczące ID SN sprzed miesiąca miało ograniczony zakres, bo dotyczyło zabezpieczenia, które już nie obowiązuje (odnosiło się do postanowienia TSUE sprzed roku), o tyle wniosek premiera ma o wiele szerszy zakres. Jeśli TK w sprawie tego wniosku stwierdzi, że polska konstytucja nie pozwala na przestrzeganie wymogów dotyczących niezależności sądów wynikających z prawa UE, sytuacja w ocenie prawnika może zrobić się poważna. Przy czym największy kłopot z orzeczeniem będzie mieć sam rząd.
– Jeżeli kryteria konstytucyjne zostaną usztywnione, rządowi będzie trudno dostosować się do standardów UE. Niższe standardy niezawisłości sądownictwa zostaną konstytucyjnie zabetonowane. Polsce będą grozić kary za niewykonanie kolejnych zabezpieczeń i wyroków, bo będzie je trudno realizować. Widzimy, że już z zabezpieczeniem w sprawie Izby Dyscyplinarnej są problemy – uważa Taborowski. Zwraca uwagę, że wcześniejsze wyroki polskiego TK, ale też trybunałów w innych państwach, w których była kolizja z prawem UE, dotyczyły wąskiego zakresu spraw, które mogły być łatwo rozwiązane przez ustawodawcę. Przykładem są właśnie Niemcy. Wniosek premiera idzie natomiast o wiele dalej.
Wszczęcie przez UE postępowania wobec Niemiec było ostrzeżeniem