Alachnowicz: Incydent z samolotem to duży błąd samozwańczych władz. Zatrzymanie blogera Ramana Pratasiewicza nie było tego warte. To pokazuje, w jakim stresie żyje Łukaszenka

fot. Wojtek Górski
Aleś Alachnowicz, przedstawiciel Swiatłany Cichanouskiej ds. reform gospodarczych, członek Grupy Ekonomicznej Rady Koordynacyjnej, wiceprezes CASE Białoruś
Spodziewał się pan, że Wiktar Babaryka dostanie aż 14 lat więzienia?
Koledzy z jego sztabu mówili, że spodziewają się takiej kary, jakiej żądał prokurator, czyli 15 lat. Ale Babaryka nie odsiedzi całego wyroku, bo władza Łukaszenki skończy się szybciej. On sam nie wyglądał ani na załamanego, ani złamanego.
Stand-uper z Brześcia Michaił Iljin napisał, że Babaryka wyjdzie wcześniej, ale już w czasach Putina. Gorzki żart.
Gorzki. Jest takie ryzyko, ale minimalne.
Zanim Babaryka wszedł do polityki, był szefem Biełgazprombanku. Jak sobie radził?
Najpierw przez pięć lat był członkiem zarządu, a potem przez 20 lat – prezesem. Bank w ponad 99 proc. należy do rosyjskiego Gazpromu lub jego spółek zależnych. Przez 25 lat akcjonariusze byli z niego zadowoleni. Dostarczał wyniki, przynosił zyski. Bank się rozwijał i pod rządami Babaryki stał się największym niepaństwowym bankiem na Białorusi. Dlatego cała ta sprawa jest wyłącznie polityczna.
Gdyby zawinił, wykryłyby to kontrole. Zdaniem prokuratora Babaryka miał ukraść aż 47 mln rubli (70 mln zł).
W styczniu 2020 r. skończył się audyt Biełgazprombanku przez Narodowy Bank Republiki Białorusi (NBRB). Żadnych systemowych zarzutów nie było. W czerwcu Babaryka został zatrzymany pod zarzutem wieloletnich nieprawidłowości. Łukaszenka twierdził, że władze o tym wiedziały od lat, a Babaryka poszedł do polityki, żeby ukryć się przed śledczymi. Skoro tak, to władze popełniły przestępstwo.
Media pisały, że interesy Raiffeisena, właściciela białoruskiego Pryorbanku, w pewnym momencie zagroziły uchwaleniu sankcji na sektor finansowy, bo Austria groziła wetem. Tak było?
Jako biuro Swiatłany Cichanouskiej prowadziliśmy rozmowy z Raiffeisen Bankiem. Proponowaliśmy im zamrożenie rozwoju Pryorbanku. Nieudzielanie ewentualnych pożyczek przez bank matkę bankowi córce i wstrzymanie współpracy z państwowymi przedsiębiorstwami i bankami, a także skarbem państwa. Nie do końca znalazło to zrozumienie w kierownictwie. Główny argument był taki, że mają wielu pracowników na Białorusi i muszą dbać o ich interesy, a władze mogłyby ten bank w odwecie znacjonalizować albo utrudniać mu działalność. To jest akurat prawda. Austria – zresztą nie tylko ona – faktycznie próbowała niektóre sankcje blokować albo rozmywać. Ale po porwaniu samolotu Łukaszenka stał się na tyle toksyczny, że zablokowanie sankcji byłoby zbyt wielkim problemem wizerunkowym. A kiedyś Łukaszenka był w stanie zatrudnić Lorda Bella, by dbał o jego PR na Zachodzie. Byli eksperci, którzy byli przekaźnikami stanowiska Białorusi. Teraz to oznacza natychmiastową krytykę. Austria też zmienia politykę. Zamiast wspierać reżim, kanclerz Sebastian Kurz obiecał Swiatłanie Cichanouskiej pomoc w zorganizowaniu międzynarodowej konferencji poświęconej rozwiązaniu kryzysu na Białorusi.
To nie paradoks? Sfałszowane wybory, 35 tys. zatrzymanych, tortury na komendach, drakońskie wyroki, ofiary śmiertelne, banicja Cichanouskiej, tymczasem poważną reakcję Zachodu wywołało dopiero zmuszenie do lądowania samolotu Ryanaira.
Podobnie to oceniam, ale wcześniej to było traktowane przez społeczność międzynarodową jako sprawy wewnętrzne, a tutaj mamy do czynienia z samolotem lecącym z jednego kraju NATO do innego, należącym do spółki zarejestrowanej w Polsce. Tym razem politycy nie mogli przymknąć oczu. Ale bez morderstw i tortur, takiej reakcji mogłoby nie być, bo porwanie samolotu byłoby tylko incydentem, więc kompromis w sprawie sankcji byłby trudniejszy do osiągnięcia. Samolot był kroplą, która przelała czarę goryczy. Między trzecim a czwartym pakietem sankcji minęło pół roku. Samolot przyspieszył prace.
Czy przed sprawą Ryanaira czwarty pakiet zawierał takie propozycje, jakie ostatecznie uchwalono?
Nikt, kto jest wtajemniczony w prace nad sankcjami, nie komentuje tej kuchni. Taki komentarz oznaczałby, że więcej nie byłby już w nie wtajemniczony. Listy sankcyjne mogą się zmienić nawet na chwilę przed ich ogłoszeniem, bo trzeba uzyskać jednomyślność wszystkich państw członkowskich UE. Tak było z trzecim pakietem.
Czy sprawa samolotu zmotywowała państwa UE, by ten czwarty pakiet był faktycznie tak mocny?
Prace się przeciągały od stycznia 2021 r. Ciągle czegoś brakowało. Ten pakiet zostałby i tak uchwalony, ale incydent z samolotem doprowadził dodatkowo do zamknięcia przestrzeni powietrznej dla Białorusi i rekomendacji omijania jej przestrzeni oraz wprowadzenia sankcji sektorowych. Dlatego to był duży błąd samozwańczych władz. Zatrzymanie blogera Ramana Pratasiewicza nie było tego warte. To pokazuje, w jakim stresie żyje Łukaszenka. Takie błędy będą się powtarzać.
Czy naszym błędem nie było z kolei zakazanie lotów do i z Mińska? Utrudniło to ludziom ucieczkę z kraju.
Żadna z sił politycznych, w tym Swiatłana Cichanouska, nigdy nie apelowała o wstrzymanie lotów na Białoruś i z Białorusi. To była reakcja państw unijnych, którą oceniam sceptycznie, bo uderza bardziej w obywateli niż w reżim. Jeśli kraje demokratyczne chciały wywrzeć poważną presję na Łukaszence, to powinny były wstrzymać lądowy tranzyt przez Białoruś towarów, a nie transport pasażerski.
Przejdźmy do sankcji sektorowych. Jak pan je ocenia?
Sankcje są jedynym sposobem nacisku na reżim. Słychać krytykę, że nie doprowadzą do zmiany władzy. Możliwe. Ale sankcje są wprowadzane po to, by blokować pewne zachowania. Skoro Łukaszenka przepuścił przez areszty 35 tys. ludzi, to trzeba wprowadzać sankcje, dopóki nie przestanie. Skoro przedsiębiorstwa państwowe zwalniają ludzi z przyczyn politycznych, trzeba wstrzymać ich eksport do UE. Wychodząc z tego założenia, pozytywnie oceniam sankcje sektorowe. To dobrze, że objęto nimi dwa najważniejsze sektory eksportowe: produkty naftowe i nawozy potasowe. Poza tym branża tytoniowa; ludzie związani z reżimem zajmują się przemytem papierosów na Zachód. Wykorzystują w tym celu ciężarówki i pociągi przewożące towary z dużych przedsiębiorstw państwowych. 7 maja polscy celnicy skonfiskowali w białoruskich pociągach partię kontrabandy o wartości 37 mln zł. Bez wiedzy, a pewnie i udziału państwa, przemyt na taką skalę byłby niemożliwy.
Skoro pogranicznicy przerzucają emigrantów na Litwę, czemu nie mieliby przerzucać papierosów.
No właśnie. I kolejna rzecz: zakaz finansowania obligacji państwowych i kredytów dla państwowych banków. Dług publiczny Białorusi nie jest może duży, ale jest drogi. W Polsce dwuletnie obligacje skarbu państwa denominowane w złotych mają rentowność nieco powyżej 0 proc. Przy inflacji rzędu 4,5 proc. skarb państwa na nich zarabia. Białoruś 97 proc. długu emituje w walucie obcej, której nie może wydrukować. Obligacje wyemitowane w czerwcu 2020 r. miały oprocentowanie ok. 6 proc. rocznie w dolarze, podczas gdy stopy procentowe w USA wynoszą 0 proc. Polska emituje obligacje walutowe pod 0 proc. albo nawet z ujemnym oprocentowaniem. Do tego dochodzą negatywne zmiany kursu rubla. W efekcie obsługa długu jest bardzo kosztowna dla budżetu.
Chociaż kurs rubla do dolara jest zaskakująco stabilny jak na tak ogromny kryzys polityczny.
Większość ekspertów, w tym ja, spodziewała się, że sytuacja będzie się pogarszać, rezerwy NBRB maleć, a rubel tracić. Część z tych przewidywań się sprawdziła. Inflacja zbliża się do 10 proc. i jest dwukrotnie wyższa niż cel NBRB. Przedsiębiorstwa mają problemy finansowe, władze ostatnio zezwoliły na wypłatę pensji w produktach własnych, jak w latach 90. Jeden z kołchozów zapłacił pracownikom gnojem. Każdy rolnik dostał 1,5 tony. Odbiór osobisty, własnym transportem. Te problemy się pogłębiają. Ale kurs się ustabilizował, a rezerwy nawet nieco wzrosły. Jesienią 2020 r. wróciła koniunktura, globalna gospodarka odbija się po pandemii. Wzrosły ceny ropy, nawozów potasowych, metali, drewna, artykułów spożywczych – tego, co Białoruś eksportuje. Ale czynniki zewnętrzne powoli wygasają, bo wynikają częściowo z efektu bazy. Co więcej, sankcje sektorowe zadziałają z pewnym opóźnieniem, bo nie przewidują zerwania dotychczas obowiązujących kontraktów. One mogą funkcjonować aż do wygaśnięcia, jest tylko zakaz zawierania nowych. A niektóre kontrakty są wieloletnie, np. eksport nawozów przez port w Kłajpedzie.
Najodważniejsze szacunki mówiły, że Białoruś może stracić kilka miliardów euro, tymczasem nieuwzględnienie jednej kategorii nawozów, utrzymanie już obowiązujących kontraktów i parę innych postanowień sprawiło, że zagrożony jest eksport liczony raptem w setkach milionów.
Jeśli przyjmiemy, że brak jakichkolwiek sankcji sektorowych to zero, a dziesięć to zakaz jakiegokolwiek handlu z Białorusią, to ten pakiet nie osiągnął piątki. To pewnie nie wystarczy, by zmienić zachowanie Łukaszenki. Ale jeśli pomyślimy, że przed incydentem z samolotem takie sankcje w ogóle nie były możliwe, to uznamy, że w końcu mamy do czynienia z poważnym stosunkiem unijnych polityków do sytuacji na Białorusi. Trwają też prace nad piątym pakietem. Być może poznamy go jeszcze w lipcu, ale wiele zależy od tego, jak się będą zachowywać samozwańcze władze. Łukaszenka robi wszystko, by sankcji było więcej, choćby sprowadzając setki imigrantów dziennie z Iraku i Syrii, by wysłać ich na litewską, a ostatnio także na polską granicę i prowokować kryzys migracyjny.
Gospodarka jest w tym roku narażona na wstrząsy?
To zależy od kilku czynników. Choćby od błędów reżimu, a ten je popełnia. Porwanie samolotu, wypuszczenie Cichanouskiej z kraju, jej rejestracja w charakterze kandydatki na prezydenta – to wszystko były błędy z ich punktu widzenia. Reżim może np. znacjonalizować niektóre przedsiębiorstwa zagraniczne. Rozpocznie konflikt z Rosją albo przeciwnie – uzna Krym, co narazi go na sankcje Ukrainy. Do sankcji unijnych mogą dołączyć Amerykanie, a oni działają inaczej niż UE, bo karzą nie tylko firmy z czarnej listy, ale także ich kontrahentów w ramach sankcji drugiego stopnia. Dodatkowo mogą zostać nałożone sankcje na drewno i stal. Nie ma dotychczas na czarnej liście surowej ropy, a Białoruś eksportuje 1,6 mln ton rocznie do Niemiec. Trzecim czynnikiem jest koniunktura międzynarodowa. Jeśli po odbiciu przyjdzie kolejne spowolnienie, zwłaszcza w Rosji, to też wpłynie na kondycję białoruskiej gospodarki i reżimu. Ale trudno prognozować, kiedy sytuacja gospodarcza może doprowadzić do zmian politycznych; tydzień przed obaleniem Nicolae Ceaușescu nikt się tego nie spodziewał.
Zajmuję się Białorusią od 13 lat i od początku słyszę, że w tym roku, góra w przyszłym, reżim upadnie.
To prawda, reżim wykazuje nadzwyczajną zdolność przetrwania. Łukaszenka regularnie konfliktował się z Rosją i za każdym razem wychodził niemal bez szwanku. Po wygwizdaniu Łukaszenki przez robotników MZKC w sierpniu 2020 r. też się wydawało, że jego władza się skończyła.
Po MZKC wydawało się, że władza leży na ulicy. Może zabrakło kogoś, kto by ją podniósł?
Historia nie zna trybu przypuszczającego. Skoro Białorusini nie byli w stanie zwołać strajku generalnego albo siłowo rozwiązać konflikt, to widocznie było to niemożliwe. Niektórzy mówią, że liderzy powinni byli wzywać do wzięcia władzy siłą. Ale Białorusini by tego nie posłuchali. Osoby, które mogłyby ich do tego wezwać, siedziały już w więzieniu. Organizacji paramilitarnych nie ma. Kibice, anarchiści – wszyscy przywódcy uliczni byli spacyfikowani jeszcze przed wyborami. Poza tym Łukaszenka nie zawahałby się użyć ostrej amunicji. ©℗
Rozmawiał Michał Potocki