Walcząc o własne, czyste etnicznie państwo, Żydzi niechcący „stworzyli” naród palestyński, który uwiera Izrael niczym cierń.

Żydzi i Arabowie są niczym dwa węże splecione we wrogim uścisku” – zauważył w 1937 r. Herbert Samuel, były wysoki komisarz Palestyny z ramienia brytyjskiego rządu, oglądając przygotowany przez komisję Williama Peela plan podziału Palestyny. Choć sam pochodził z rodziny żydowskiej, sceptycznie odnosił się do koncepcji lorda Peela, a wiarę, że w Ziemi Świętej mogą pokojowo współistnieć dwa państwa, uznawał za naiwność. Przepowiadał niekończącą się wojnę.
Po prawie 100 latach wspólna bytność na jednej ziemi Żydów i Palestyńczyków trwa w rytmie kolejnych intifad. Co kilka lat, gdy wzajemna nienawiść osiąga punkt kulminacyjny, organizacje palestyńskie (niegdyś OWP, dziś Hamas) wzniecają powstanie, rozpoczynając beznadziejny atak na Izrael. Ten posyła do boju swą świetnie wyposażoną armię. Potem następuje coś, co zyskało już oficjalną nazwę „przystrzygania trawy”. Lotnictwo, artyleria, wreszcie siły lądowe urządzają polowanie na przywódców i najbardziej bojowych członków organizacji palestyńskich. Zabiją ich 1–2 tys., przy czym ginie drugie tyle cywili. Intifada przygasa na kilka lat, aż do kolejnego wybuchu. Tak dwa narody trzymają się w śmiertelnym uścisku, który zaczął się zacieśniać tuż przed żydowską wojną o niepodległość latem 1946 r.
Terrorysta z polskiej szkoły
Przed południem 22 lipca 1946 r. grupa mleczarzy i portierów zaczęła wnosić do hotelu King David w centrum Jerozolimy podejrzanie ciężkie bańki na mleko. Zupełnie uszło to uwadze wartowników strzegących miejsca, gdzie mieściło się dowództwo brytyjskiej armii w Palestynie. Mleko do hotelu dostarczano przecież codziennie. Tyle że tym razem mleczarze i portierzy nie byli tymi, na których wyglądali. Operacja przebiegała bez przeszkód.
Zaplanował ją fachowo Menachem Begin. W końcu jeszcze w przedwojennej Polsce, jako Mieczysław Biegun, przeszedł pełne przeszkolenie dla chcących walczyć o własne państwo Żydów zorganizowane przez II Oddział Sztabu Głównego. Jednym z elementów kursu było przeprowadzanie zamachów bombowych. Dawny szef syjonistycznej młodzieżówki organizacji Betar doskonalił potem umiejętności w 2 korpusie gen. Andersa, aż wreszcie zdezerterował za cichym przyzwoleniem przełożonych. Wkrótce został przywódcą żydowskiej organizacji podziemnej Irgun walczącej w Palestynie jednocześnie z Arabami i Brytyjczykami.
Begin uważał, że Żydzi muszą zademonstrować światu, iż dla zdobycia niepodległości nie cofną się przed niczym. Nawet przed wysadzeniem w powietrze hotelu King David, o czym powiadomił zawczasu szefa sojuszniczej Hagany Dawida Ben Guriona. Ten początkowo na to przystał, lecz potem chciał odwołać zamach. Jednak tryby zostały już puszczone w ruch. „Mleczarze” wtaszczyli cztery metalowe baniaki wypełnione żelatyną wybuchową do piwnicy. Wychodząc, ustawili zegar detonatora na godzinę 12.37. Kierownictwo Irgunu twierdziło potem, że zatelefonowano do hotelu z ostrzeżeniem, że za 25 min nastąpi wybuch, ale obsługa je zlekceważyła. „Jak było naprawdę, nie wiadomo – żydowskie telefonistki z King David zginęły w zamachu” – pisze Konstanty Gebert w książce „Miejsce pod słońcem. Wojny Izraela”. Sześć minut przed wyznaczonym czasem potężna eksplozja zmiotła całe skrzydło hotelu. Wybuch zabił 91 osób, w tym 28 Brytyjczyków. Hagana zerwała współpracę z Irgunem i obie organizacje zaczęły się zwalczać, a Brytyjczycy nasilili represje wobec wszystkich Żydów. Ci odpowiedzieli kolejnymi zamachami, co nakręciło spiralę przemocy.
Wiosną 1947 r. nawet w Anglii zaczęło dochodzić do antysemickich incydentów, a w centrum Tel Awiwu brytyjscy żołnierze demolowali lub podpalali żydowskie sklepy. I nagle nadeszło otrzeźwienie. Wielka Brytania wyszła z II wojny światowej sponiewierana finansowo i gospodarczo. W Indiach wrzało, w Europie i w Iranie realną groźbą stawała się ekspansja Związku Radzieckiego. Jednocześnie Londyn wspierał działania zbrojne przeciwko komunistycznym rebeliantom w Grecji i Turcji. To już przekraczało siły upadającego imperium. Dlatego premier Clement Attlee zdecydował, iż należy zacząć pozbywać się problemów. 2 kwietnia 1947 r. minister spraw zagranicznych Ernest Bevin bez zapowiedzi ogłosił, że Wielka Brytania zrzeka się mandatu do zarządzania Palestyną, który po I wojnie światowej otrzymała od Ligi Narodów. Przyszłość regionu przekazano w ręce ONZ.
Blisko niepodległości
„Jezus Chrystus ich nie zadowolił, kiedy był na Ziemi, to niby dlaczego mnie miałoby się udać?” – oznajmił doradcom prezydent USA Harry Truman po kolejnej rundzie rozmów z żydowskimi lobbystami. „Dzięki przyjacielowi prezydenta z lat młodości Eddiemu Jacobsonowi, żydowskiemu kupcowi i byłemu partnerowi Trumana w interesach, amerykańscy przywódcy syjonistyczni mieli ułatwiony dostęp do Białego Domu” – opisuje Konstanty Gebert. To okazywało się bezcenne, gdy powstanie państwa żydowskiego zaczęło zależeć od ONZ. Kraje arabskie próbowały się włączyć do dyplomatycznej rozgrywki, lecz czyniły to w fatalnym stylu. Syria pod rządami prezydenta Szukriego al-Kuwatliego nawet nie ukrywała, że marzy jej się aneksja całej Palestyny. O tym samym przemyśliwał Egipt. Inne państwa arabskie opowiadały się po jednej lub drugiej stronie. Wszystkie łączyła nienawiść do Żydów. To pozbawiało je szansy, by zablokować prace ONZ zmierzające do podziału Ziemi Świętej na część arabską oraz żydowską. Tego chciały nie tylko Stany Zjednoczone, lecz także Związek Radziecki. Napisaną pod dyktando supermocarstw rezolucję nr 181 Zgromadzenie Ogólne przyjęło 29 listopada 1947. Przekazywała ona władzę nad Palestyną w ręce specjalnej komisji pod nadzorem Rady Bezpieczeństwa ONZ. „Po przybyciu do Palestyny Komisja przystępuje do przeprowadzenia działań w celu ustalenia granic Państw Arabskiego i Żydowskiego i Miasta Jerozolimy” – zapowiadała rezolucja. I dalej: „Komisja, po konsultacji z demokratycznymi partiami i innymi organizacjami publicznymi Państw Arabskiego i Żydowskiego, dokonuje wyboru i ustanowienia w każdym państwie, tak szybko, jak to możliwe, Tymczasowej Rady Rządu (…) pod ogólnym kierownictwem Komisji”.
Plan miał jedną słabość. Ani Arabowie, ani Żydzi nie zamierzali swoich interesów oddawać w ręce obcej komisji i wraz z nią szukać kompromisu. Tym bardziej że obie nacje wierzyły, iż w bezpośrednim starciu wygrają. Na terenie Palestyny aż 60 proc. mieszkańców stanowili nadal Arabowie, którzy mogli też liczyć na wsparcie ościennych państw. Znajdujący się w mniejszości Żydzi imponowali jednak zdolnościami organizacyjnymi, a rezolucja ONZ dodała im skrzydeł. Po jej ogłoszeniu szaleńcza radość zapanowała w zamieszkanych przez nich miejscowościach. „Nie mogłem tańczyć, nie mogłem śpiewać tej nocy. Patrzyłem, jak oni tańczą, tak szczęśliwi, i mogłem jedynie myśleć, że wszyscy idziemy na wojnę” – zapisał w dzienniku Ben Gurion.
„Dla Arabów była to klęska” – pisze Gebert. „Nie mogli zrozumieć, dlaczego sprawiedliwe miało być przyznanie 37 proc. żydowskiej ludności kraju 55 proc. jego terytorium. I nie mogli zrozumieć, dlaczego oni mają płacić za straszliwe prześladowania, jakie Europejczycy zgotowali Żydom u siebie” – dodaje.
Pierwsze starcia
Pod koniec listopada 1947 r. przez Ziemię Świętą przetoczyły się demonstracje Arabów potępiające rezolucję nr 181. Dzień po jej uchwaleniu bojówka zastrzeliła w Kafar Syrkin pięciu Żydów jadących autobusem. W kolejnym zabito jeszcze dwóch. Dzień później arabski tłum próbował opanować żydowskie dzielnice w Jerozolimie, ale bojowcy Hagany skutecznie zniechęcili napastników kilkoma salwami z karabinów. Kolejnym aktom przemocy spokojnie przyglądali się szykujący się do ewakuacji brytyjscy policjanci i żołnierze. Żydzi nie czekali z założonymi rękami. Hagana, Irgun i Lechi zawiesiły spory, uznając przywództwo Ben Guriona. W pośpiechu formowano regularną armię. Licząca ledwie 650 tys. osób społeczność do końca 1947 r. zdołała powołać pod broń aż 39 tys. żołnierzy. Palestyńscy Arabowie ledwie 10 tys. Wstrzymywano się jednak od działań zbrojnych z obawy przed interwencją mocarstw po stronie uznanej za ofiarę. Zamiast tego organizowano zasadzki i zamachy terrorystyczne. W końcu zaczęto prześcigać się w masakrach ludności cywilnej.
Pod koniec grudnia 1947 r. w jedno popołudnie w Hajfie zatłuczono na śmierć 41 Żydów. „Ta masakra była natychmiastowym odwetem za terrorystyczną bombę rzuconą przez Irgun w tłum Arabów stojących przed bramą rafinerii (w Hajfie – przyp. aut.) w poszukiwaniu pracy: ci, którzy nie zginęli, runęli w głąb zakładu, mordując Żydów na oślep; do napastników dołączyli też arabscy robotnicy” – pisze Gebert. Bojowcy Hagany odpowiedzieli wymordowaniem mieszkańców wioski Balad asz-Szejk. Do wiosny w podobnych rzeziach zginęło w Palestynie ponad 1 tys. ludzi. Jednocześnie pogromy gmin żydowskich przetoczyły się przez wszystkie kraje Bliskiego Wschodu. Świadom, że nadciąga ostateczna walka o przetrwanie, Ben Gurion ogłosił powołanie pod broń wszystkich mężczyzn i kobiet w wieku 15–40 lat. To dało regularną armię ponad 60 tys. żołnierzy.
Wsparcie finansowe zapewniła współbraciom żydowska diaspora w USA. Za przekazane z Ameryki pieniądze wysłannicy Ben Guriona kupowali broń od państw… bloku wschodniego. Największy kontrakt zawarto z rządem Czechosłowacji. W sumie przez porty w Gdańsku i Gdyni popłynęły na Bliski Wschód m.in. 82 działa kalibru 75 mm, 450 CKM-ów i 10 tys. karabinów. Drogą powietrzną dotarły tam 23 myśliwce Avia S-199, dwa razy więcej brytyjskich spitfierów, na których czescy lotnicy wrócili wcześniej do ojczyzny, a nawet trzy latające superfortece B-17. Te ostatnie, lecąc 15 lipca 1948 r. z Czechosłowacji, zahaczyły o Kair, gdzie zrzuciły bomby na pałac króla Faruka, jednego z przywódców antyizraelskiej koalicji. „Bez broni z Czechosłowacji jest bardzo wątpliwe, czy bylibyśmy w stanie prowadzić wojnę” – przyznawał uczestnik walk, późniejszy premier Icchak Rabin, w książce autorstwa Ahrona Bregmana i Jihan El-Tahri „The Fifty Years War: Israel and the Arabs”.
Wygrywa bardziej zdeterminowany
„Większość była za likwidacją wszystkich mężczyzn w wiosce, jak również każdej innej siły, która by nam stawiła opór, czy to kobiet, czy starców, czy dzieci” – wspominał po latach oficer Irgunu Bencijon Cohen. Jego oddział przed świtem 9 kwietnia 1948 r. otoczył znajdującą się nieopodal Jerozolimy wioskę Deir Jassin. Jej arabscy mieszkańcy nie dali się zaskoczyć. Przez kilka godzin odpierali atak, lecz napastnicy zdobywali dom po domu, aż wreszcie wioska należała do nich. „Fahimi Zejdan miała wówczas 12 lat. Pamięta, jak Żydzi wyważyli drzwi ich domu, wyprowadzili na zewnątrz i zabili jednego z mężczyzn” – notował Konstanty Gebert. Jedna z córek zamordowanego zaczęła krzyczeć. Ją też zastrzelono. „Potem zawołali mojego brata Mahmuda i zastrzelili go przy nas, a gdy moja matka zaczęła krzyczeć i pochyliła się nad moim bratem (niosąc moją siostrzyczkę Chandrę, która była przy piersi), ją też zastrzelili” – relacjonowała Fahimi Zejdan. W końcu i do niej strzelono. Cudem przeżyła. Dwa dni później do pobliskiego kamieniołomu wrzucono prawie sto ciał. Ile dokładnie było ofiar, do dziś nie wiadomo.
Masakra w Deir Jassin uświadomiła ludności arabskiej w całej Palestynie dwie rzeczy. Po pierwsze, że ich wrogowie są gotowi nawet na ludobójstwo, byle tylko wygrać wojnę. Po drugie, że arabskie organizacje nie stworzyły jednolitych sił zbrojnych zdolnych stawić czoła izraelskim. Wybuchła powszechna panika. 250 tys. Arabów ruszyło w stronę Libanu, Egiptu, Syrii lub Transjordanii. Żydowskie bojówki mogły już tylko pozorować ataki, podsycając exodus. Pojawienie się niewielkiego oddziału Hagany w Tyberiadzie sprawiło, że do ucieczki rzucili się dosłownie wszyscy mieszkańcy tego dużego miasta. Samonapędzająca się czystka etniczna pozwoliła na „oczyszczenie” z potencjalnych wrogów dużych terenów Palestyny tuż przed rozpoczęciem regularnych działań zbrojnych.
Szykowały się do nich także państwa arabskie, których ludność domagała się zemsty za cierpienia pobratymców. Sygnałem do oficjalnego rozpoczęcia wojny stało się ogłoszenie 14 maja 1948 r. przez Ben Guriona Deklaracji Niepodległości państwa Izrael. Mandat brytyjski w Palestynie wygasał dzień później, lecz wypadał wtedy szabat i wszyscy żydowscy przywódcy zgodzili się, by nie czekać z niepodległością do niedzieli.
Niepodległość albo śmierć
Przywódcy Libanu, Syrii, Iraku, Transjordanii, Arabii Saudyjskiej i Jemenu też nie tracili czasu i wieczorem tego samego dnia wspólnie wypowiedzieli Izraelowi wojnę. „Wszystkie (kraje arabskie – przyp. aut.) skierowały przeciw nowemu państwu tylko część swoich sił – łącznie 27 tys. żołnierzy, do czego dochodziło około 10 tys. członków palestyńskich, nieregularnych oddziałów zbrojnych. Liczebnie siły były więc wyrównane, lecz Arabowie dysponowali znaczną ilością ciężkiego sprzętu – artylerii, czołgów i samolotów” – opisuje Gebert. A jednak żołnierze Ligi Arabskiej walczyli bez większego zaangażowania, natomiast ich przeciwnicy bili się do upadłego. Na dodatek król Transjordanii Abd Allah ibn al-Husajn potajemnie szukał porozumienia z rządem Izraela. Jeszcze przed wybuchem wojny negocjowali z nim kolejni wysłannicy Ben Guriona, a gdy zaczęły się działania zbrojne, król wręcz je sabotował. Najlepiej wyposażony, wyszkolony i dowodzony przez brytyjskich oficerów jordański Legion Arabski zdobył wschodnią część Jerozolimy, po czym zaprzestał działań ofensywnych. Co więcej, na zajętych przez tę jednostkę terenach uniemożliwiono Palestyńczykom formowanie własnych oddziałów. Król al-Husajn mógł przesądzić o zagładzie Izraela, ale wolał spokojnie poczekać, aż potencjalnie groźne dla jego królestwa Egipt i Syria się wykrwawią.
To działo się stopniowo, w miarę jak ich żołnierze próbowali zdobywać kolejne zamienione w fortece osiedla żydowskie. Relacje o tym, jak wyglądała zagłada Żydów w Europie, sprawiały, że ich mieszkańcy nie brali pod uwagę ewentualności poddania się. Choć więc ówczesny Izrael był archipelagiem żydowskich osad porozrzucanych na „arabskim morzu”, ofensywa po kilku dniach ugrzęzła. Następnie krok po kroku to Żydzi zaczęli zdobywać kolejne obszary.
Tymczasem w Nowym Jorku mocarstwa starały się znaleźć na forum ONZ sposób przywrócenia pokoju. Zadanie jego wynegocjowania 20 maja 1948 r. powierzono specjalnemu wysłannikowi na Bliski Wschód hrabiemu Folke Bernadottemu. Szwedzki dyplomata z wielkim zaangażowaniem próbował wytyczyć taki przebieg granic w Palestynie, by byłby do przyjęcia zarówno dla Żydów, jak i Arabów. Ta beznadziejna misja miała jeden efekt: zgodnie z rekomendacjami hrabiego Radzie Bezpieczeństwa ONZ udawało się narzucać walczącym kolejne rozejmy.
Przerwy w walkach lepiej wykorzystywał Izrael, dozbrajając i powiększając swoją armię. Na początku lata liczyła już ponad 80 tys. żołnierzy, miała czołgi oraz ciężką artylerię. Gdy więc w lipcu wojska egipskie wznowiły ofensywę, poniosły spektakularną klęskę, a Żydzi zaczęli przenosić działania zbrojne na terytoria krajów arabskich. Mieszkańców zmuszano do ucieczki. Tak wypędzono z zajętych terenów 0,5 mln Arabów.
Większość uchodźców z Palestyny zasiedliła Okręg Gazy oraz tereny na zachodnim brzegu Jordanu. Pod władzę Izraela trafili oni dopiero w 1967 r., po wojnie siedmiodniowej
Sukcesy militarne młodego państwa zupełnie nie korespondowały z planem pokojowym zaprezentowanym 16 września 1948 r. przez hrabiego Bernadottego. Szwed okroił w nim granice przyszłego Izraela do obszaru Galilei, domagał się zagwarantowania wszystkim uchodźcom powrotu do porzuconych domów. Dzień po ogłoszeniu dokumentu, gdy hrabia w towarzystwie adiutanta i dyplomatów jechał samochodem przez Jerozolimę, drogę zajechał im dżip z czterema mężczyznami w mundurach armii Izraela. Mający ponad 10-letnie doświadczenie w organizowaniu zamachów i akcji specjalnych Yehoshua Cohen wyskoczył na drogę i spokojnie podszedł do pojazdu z oznaczeniami ONZ. Serią z karabinu maszynowego z odległości 2 m zabił siedzącego z przodu hrabiego oraz jego adiutanta. Do zamachu przyznała się niedziałająca już od dłuższego czasu organizacja Lechi. Po latach wyszło na jaw, że operację zaplanował przyszły premier Icchak Szamir. Schowany na jakiś czas przed światową opinią publiczną Yehoshua Cohen dostał posadę osobistego ochroniarza Ben Guriona.
Zwycięzca dyktuje pokój
Śmierć dyplomaty (oraz to, że mocarstwa ją zignorowały) dowodziła, jak bezsilna jest ONZ. Stalin otwarcie popierał roszczenia Izraela, Truman dyskretnie sprzyjał Żydom. Wielka Brytania wspierała Arabów, lecz nie kwapiła się do ponownego wysłania wojsk do Palestyny. Przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne 11 grudnia rezolucja nr 194 nie miała więc większego znaczenia. Poza żądaniem zaprzestania wojny mówiła ona, iż: „Uchodźcy, którzy chcą wrócić do swoich domów i żyć w pokoju z sąsiadami, powinni mieć pozwolone, aby uczynić to najwcześniej jak to możliwe. Tym, którzy zdecydują się nie wracać, powinny być wypłacone odszkodowania za własność i utracone lub uszkodzone nieruchomości”. Rząd Izraela zignorował ją w całości i nigdy nie zgodził ani na repatriację, ani na zwrot arabskiego mienia, ani też na wypłatę odszkodowań. Kolejne sukcesy na frontach sprawiły, że to on podyktował warunki pokoju.
Szczegółowe ustalenia izraelscy dyplomaci negocjowali z przedstawicielami poszczególny krajów Ligi Arabskiej na wyspie Rodos przez całą wiosnę 1949 r. Jako że z każdym podpisywano osobny traktat, rozgrywanie Arabów przeciwko sobie okazało się bajecznie łatwe. Wprawdzie dla trzymania fasonu przywódcy Ligi godzili się jedynie na zawieszenie broni, lecz za to Izrael zyskał o połowę więcej ziem, niż zakładał plan przyjęty przez ONZ w 1947 r. Na koniec 20 lipca 1949 r. zawarto na Rodos traktat pokojowy z Transjordanią. Podpisanie go przez króla Abd Allaha ibn al-Husajna wstrząsnęło Bliskim Wschodem. Zamieszki przetoczyły się nie tylko przez Transjordanię, ale też Syrię i Egipt, a wszyscy arabscy przywódcy zaczęli wzajemnie się oskarżać o zdradę. W końcu król al-Husajn zginął zastrzelony przez palestyńskiego zamachowca w czerwcu 1951 r. Tymczasem Izrael mógł spokojnie umacniać swoją niepodległość.
Przytłaczająca większość palestyńskich uchodźców, którzy dopiero w przyszłości przekształcili się w odrębny naród, zasiedliła znajdujący się pod zarządem Egiptu Okręg Gazy oraz tereny na zachodnim brzegu Jordanu. Te z kolei stanowiły część Transjordanii. Ani Kair, ani Amman nie pozwoliły Palestyńczykom na utworzenie odrębnego państwa. Pod władzę Izraela trafili oni dopiero w 1967 r., po wojnie siedmiodniowej, stając się dla państwa żydowskiego nierozwiązywalnym problemem, który dziś zdaje się odwieczny.