Palenie flag, starcia z policją i obrzucanie kamieniami synagog. Takie obrazki można zobaczyć w Niemczech czy we Francji.

W Nadrenii Północnej-Westfalii już we wtorek wieczorem palono flagi Izraela przed synagogami. Rzucano w nie także kamieniami. Odbyły się też protesty, podczas których lżono Żydów, a kulminacja nastąpiła w sobotę, gdy podczas demonstracji w kilkunastu miastach doszło do utarczek z policją. Demonstranci mieli ze sobą m.in. flagi Turcji i Palestyny. Incydentów było kilkadziesiąt i brało w nich udział od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Za Odrą odbiły się one szerokim echem.
– Nie będziemy tolerować palenia w Niemczech izraelskich flag albo atakowania żydowskich celów – mówił minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer cytowany przez dziennik „Die Welt”. Z kolei kanclerz Angela Merkel poprzez swojego rzecznika prasowego przekazała, że potępienie polityki państwa Izrael nie może się łączyć z atakiem na Żydów i instytucje żydowskie. Według władz niemieckich tym razem atakujący to głównie muzułmanie i bojówkarze powiązani z lewicową ekstremą, a nie prawicowi populiści związani z ruchami neonazistowskimi.
O reakcję do imamów zwrócił się dr Josef Schuster, przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech. Za Odrą dochodzi do pewnego pęknięcia, bo politycy wszystkich głównych partii politycznych potępili jednoznacznie ataki na Izrael. – Chcemy pokazać solidarność z ofiarami terrorystycznych ataków rakietowych – wyjaśniał sekretarz generalny CDU Paul Ziemniak i zarządził wywieszenie wielkiej flagi Izraela na siedzibie partii. Flaga miała wisieć do 14 maja, rocznicy powstania państwa żydowskiego, ale dwóch nieznanych sprawców ukradło ją już w środowy wieczór. Niemieckie media donoszą o strachu w gminie żydowskiej przed nasileniem się ataków i o zwiększającej się liczbie pogróżek.
W ubiegłym tygodniu do propalestyńskich demonstracji doszło w wielu miastach na świecie, np. w Paryżu. Jednak w obawie przed powtórką z 2014 r., gdy w stolicy Francji doszło do wielogodzinnych zamieszek, minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin zakazał dużej demonstracji planowanej na sobotę. Na niewiele to się zdało, bo i tak w weekend na ulice wyszło kilka tysięcy osób, a policja aresztowała prawie 50. Tu także, jak podaje France24, demonstrowali głównie młodzi Arabowie w połączeniu z przedstawicielami organizacji lewicowych, takich jak Attac. Zakończenia okupacji Palestyny domagali się także demonstranci w Londynie i Nowym Jorku, gdzie przez konsulatem Izraela policja rozdzielała protestujące grupy proizraelskie i propalestyńskie.
Stosunkowo spokojnie było w krajach arabskich, w których doszło do protestów m.in. w pakistańskim Karaczi. Być może jest to częściowo spowodowane jeszcze pandemią COVID-19. Ale starcia mają skutki polityczne. – Krytyczne stanowisko wobec działań Izraela, zwłaszcza w Jerozolimie, przyjęły państwa arabskie. Również te, z którymi Izrael unormował stosunki w ubiegłym roku. Zawieszone zostały ponadto tureckie próby poprawy relacji – nastąpił powrót do ostrej retoryki, odwołano też zaproszenie do wielostronnego spotkania ministerialnego – komentuje Michał Wojnarowicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Skala protestów w najbliższych dniach będzie wprost powiązana z rozwojem wydarzeń w strefie Gazy. Można założyć, że im więcej będzie ofiar wśród Palestyńczyków, tym więcej młodych, bardziej agresywnych imigrantów pojawi się na ulicach europejskich miast.