Za tydzień ruszają ćwiczenia sił szybkiego reagowania NATO.

W ćwiczeniach Steadfast Defender 21 weźmie udział prawie 10 tys. żołnierzy z ponad 20 państw. Już od środy zaczynają się one w strukturach dowódczych w Niemczech. W przyszłym tygodniu ruszą z kolei w Rumunii manewry sił szybkiego reagowania Sojuszu (VJTF), które z założenia powinny być zdolne do akcji w ciągu kilku dni. Spotykają się tam m.in. żołnierze z USA, Wielkiej Brytanii, Turcji czy Polski. Przerzut sił będą ćwiczyć również Hiszpanie. Na południowo-wschodniej flance kooperuje ponad 4 tys. żołnierzy, niewiele mniej niż w morskiej części, w której weźmie udział ok. 20 okrętów i 5 tys. żołnierzy – ćwiczyć będzie m.in. nowy lotniskowiec Wielkiej Brytanii HMS „Queen Elizabeth”, który od niedawna jest operacyjny i właśnie ruszył w swój pierwszy długi rejs, który skończy się w Azji Południowo-Wschodniej. Na niebie pojawią się samoloty F-35. – Chcę podkreślić, że to ćwiczenie defensywne. Są trzy główne cele jego przeprowadzenia: trenujemy obronę, ćwiczymy gotowość i wreszcie po to, by podtrzymać interoperacyjność pomiędzy sojusznikami i więzi transatlantyckie – wyjaśniał gen. Brice Houdet, zastępca szefa sztabu w Naczelnym Dowództwie Sojuszniczych Sił Europy (SHAPE). W tym wydarzeniu wezmą udział także dwa niedawno utworzone dowództwa (w Ulm w Niemczech i w Norfolk w USA), których powstanie zatwierdzono w 2018 r. na szczycie Sojuszu w Brukseli.
Ćwiczenia w państwach członkowskich NATO są organizowane na trzech poziomach. Narodowym, międzynarodowym, którymi dowodzi jeden z krajów, i wreszcie dowodzone przez NATO – tak jak właśnie Steadfast Defender 21. Ale równolegle do nich już od marca, kiedy zaczął się przerzut wojsk zza Atlantyku, trwa Defender-Europe organizowane przez Dowództwo Sił Lądowych USA w Europie i Afryce (USAREUR-AF). Jak informują przedstawiciele polskiego wojska, „poza częścią dowódczo-sztabową (Command Post Exercise) odbędzie się kilka połączonych ze sobą ćwiczeń taktycznych”. I tak już trwa Swift Response, czyli operacje powietrzne na terytorium Estonii, Bułgarii i Rumunii z udziałem ponad 7 tys. żołnierzy z 11 krajów. W połowie maja ruszą też Immediate Response (5 tys. żołnierzy z 11 krajów wykonywać będzie strzelania na 31 poligonach w 13 różnych krajach) oraz Sabre Guardian (13 tys. żołnierzy z 16 krajów przeprowadzi operacje ogniowe, przeciwlotnicze i przeciwrakietowe oraz ewakuację medyczną personelu na dużą skalę). W sumie ma to być ok. 28 tys. uczestników. Będą oni trenowali w różnych miejscach (w 16 krajach) i nie w tym samym czasie.
Jeszcze rok temu, gdy planowano Defendera, miało w nim wziąć udział 37 tys. żołnierzy (ostatecznie było ich mniej z powodu pandemii). Wówczas informacja odbiła się szerokim echem i wciąż pojawiały się komentarze, że to największy przerzut wojsk zza Atlantyku od zakończenia II wojny światowej. Teraz mimo podobnych liczb nie robi to w państwach członkowskich wrażenia i można się spodziewać, że w przyszłym roku, gdy ćwiczenia Defender znów skupią się bardziej na północno-wschodniej flance Sojuszu, te liczby będą podobne. O ile w ubiegłym roku Moskwa głośno protestowała przeciw takim krokom, tym razem jest znacznie ciszej. – Rosjanie nie zgłosili się jako obserwatorzy w ćwiczeniach Steadfast Defender, ale podkreślam, że Sojusz jest zawsze transparentny – odpowiadała na briefingu prasowym Oana Lungescu, rzeczniczka prasowa NATO. Trzeba też pamiętać, że kilka tygodni temu przy granicy z Ukrainą Rosjanie zgromadzili znacznie większą liczbę żołnierzy. I choć wielu wojskowych powtarza, że na współczesnym polu walki liczba żołnierzy nie jest kluczowa, że równie istotne jest wyszkolenie i sprzęt, to jednak liczby przynajmniej w sferze symbolicznej mają znaczenie. I tak Rosjanie od lat prowadzą regularnie ćwiczenia, w których udział bierze ponad 100 tys. żołnierzy. „Armia rosyjska przygotowuje się w pierwszym rzędzie do działań o charakterze ofensywnym”, pisze w opracowaniu dotyczącym ćwiczenia wojsk rosyjskich Andrzej Wilk, analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich.