W kwietniu administracja Joego Bidena weźmie udział w spotkaniu z przedstawicielami rządu Iraku. Rozmowy mają nadać nowy ton stosunkom obu państw, ale najważniejsza pozostanie kwestia obecności 2,5 tys. żołnierzy amerykańskich na terytorium kraju. To kolejne miejsce po Afganistanie, z którego Amerykanie mieliby niedługo wyjechać.

Obie strony twierdzą, że popierają wycofanie wojsk USA z Bagdadu. Nie wiadomo jednak, kiedy ostatecznie miałoby ono nastąpić i jak duże zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju wciąż stanowi Państwo Islamskie. Strona amerykańska podkreśla, że to właśnie Da’isz jest głównym powodem utrzymującej się obecności ich wojsk. – Spotkanie ma dowieść, że siły koalicyjne są obecne w Iraku wyłącznie w celach szkoleniowych i doradczych, żeby zabezpieczać państwo przed odrodzeniem się Da’isz – powiedziała Jen Psaki, rzeczniczka prasowa Białego Domu.
Po wycofaniu część obowiązków szkoleniowych USA miałaby prawdo podobnie przejąć misja NATO. Ta jest obecnie w Iraku reprezentowana przez ok. 300-osobowe wojsko, ale przygotowuje się do rozmieszczenia dodatkowych 3,5 tys. żołnierzy, którzy podobnie jak Amerykanie zajęliby się szkoleniami lokalnych sił zbrojnych i ograniczaniem ryzyka odrodzenia się dżihadystów. Sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Jens Stoltenberg podkreślił, że zwiększenie liczby żołnierzy następuje na zaproszenie rządu w Bagdadzie.
Kwietniowe spotkanie władz Stanów Zjednoczonych i Iraku będzie stanowiło kontynuację rozmów zapoczątkowanych już w czerwcu 2020 r. przez Donalda Trumpa. Republikanin prowadził bowiem politykę sprowadzania wojsk amerykańskich z tych krajów, które były według niego pogrążone w „niekończących się wojnach”.
Relacje między Waszyngtonem i Bagdadem pozostawały pod rządami Trumpa napięte. Szczególnie po tym, jak w styczniu 2020 r. na terytorium Iraku doszło do zabójstwa irańskiego generała Ghasema Solejmaniego oraz stojącego na czele Sił Mobilizacji Ludowej Abu Mahdiego al-Muhandisa. W rezultacie iracki parlament przyjął niewiążącą rezolucję wzywającą wszystkie wojska amerykańskie do wycofania się z kraju. Waszyngton do wniosku się jednak wówczas nie zastosował.
Choć stosunki poprawiły się, kiedy w maju 2020 r. fotel premiera Iraku objął Mustafa al-Kazimi, a od października 2020 r. trwał nieoficjalny rozejm z USA, w marcu siły wspierane przez Iran ogłosiły jego koniec, rozpoczynając naloty na cele amerykańskie. Portal Middle East Eye informował wtedy, że z ataków proirańskie grupy miałyby zrezygnować pod warunkiem, że premier al-Kazimi formalnie zażąda wycofania się wojsk Stanów Zjednoczonych z terytorium kraju w ciągu 12 miesięcy.
Podobny czas został w ubiegłym roku wyznaczony na wycofanie się wojsk amerykańskich z Afganistanu. Ale szanse na wyjazd z Kabulu 3,5 tys. żołnierzy przed 1 maja są coraz mniejsze. To ostateczna data, która określona została w porozumieniu zawartym przez Trumpa z talibami w lutym 2020 r.
Talibowie zapowiedzieli w piątek, że wznowią zakończone na mocy porozumienia z USA działania wojenne przeciwko obcym siłom, jeśli Amerykanie pozostaną na terytorium kraju po upływie wyznaczonego terminu. Dlatego specjalny wysłannik USA ds. Afganistanu Zalmay Khalilzad przebywa w tym tygodniu w Turcji, gdzie kontynuuje wysiłki dyplomatyczne, które mają zachęcić obie strony konfliktu afgańskiego do przyspieszenia negocjacji i zakończenia wojny. „Khalilzad zaangażuje obie strony w przygotowanie do rozmów na temat porozumienia politycznego, które doprowadzić ma do trwałego zawieszenia broni oraz trwałego i sprawiedliwego pokoju” – napisano w oświadczeniu Departamentu Stanu.