Kiedy dostawy szczepionek przyspieszą i zapomnimy o ich niedoborze, kolejną bolączką może się okazać tempo szczepień. To już dzisiaj w niektórych krajach jest zbyt wolne.

Jeśli producenci szczepionek dotrzymają słowa, w II kw. do Europy powinno zacząć napływać o wiele więcej preparatów. Jak pisał DGP w czwartek, polski rząd już zakłada trzykrotne przyspieszenie programu szczepień. Na początku kwietnia do UE trafią pierwsze dawki Johnson & Johnson, czwartego środka, który zarezerwowała Komisja Europejska, a który w tym tygodniu ma zatwierdzić Europejska Agencja Leków. Łącznie do UE powinno trafić w tym roku 200 mln szczepionek tego producenta.
Pfizer, który ma w tym czasie dostarczyć 600 mln preparatów, zapowiada, że w II kw. trzykrotnie zwiększy dostawy w stosunku do okresu od stycznia do marca. Wkrótce Europejczycy mogą więc przestać narzekać na niedobór szczepionek. Problemem może się jednak okazać tempo szczepień. Dostrzega to Komisja Europejska. Komisarz ds. zdrowia Stela Kiriakidu apelowała w zeszłym tygodniu do ministrów zdrowia o przyspieszenie akcji, aby dostosować się do rosnącego tempa dostaw. Już dziś niektóre kraje nie nadążają ze zużyciem dostarczonych dawek, a przecież firmy farmaceutyczne przez ostatnie dwa miesiące miały problemy z wywiązywaniem się z zapowiedzianych dostaw.
Podział na prymusów i spóźnialskich nie jest oczywisty. Malta przoduje w odsetku zaszczepionych obywateli, ale zestawiając ten procent z liczbą wykorzystanych szczepionek najlepiej idzie Duńczykom, a Maltańczycy spadają na drugą pozycję. Kolejne są Słowenia, Hiszpania, Włochy i Litwa. Na drugim biegunie znalazła się Bułgaria, w której szczepienia idą najwolniej, ale tylko trochę lepiej radzi sobie Holandia, druga od końca w zestawieniu. Przed nią są Luksemburg, Francja i Grecja. Co sprawia, że Dania i Holandia, kraje bogate, zajmujące wysokie pozycje pod względem efektywności ochrony zdrowia w rankingu Światowej Organizacji Zdrowia, tak bardzo się różnią, jeśli chodzi o szybkość szczepień?
Dania już na początku stycznia zrezygnowała z rezerwowania drugiej dawki dla tych, którzy zostali już raz ukłuci, co umożliwia podanie preparatu większej liczbie osób. Zdecydowała też o wydłużeniu okresu między pierwszym a drugim szczepieniem z rekomendowanych trzech tygodni do sześciu. Takie rozwiązanie jest dopiero rozważane w innych krajach, w tym w Polsce. Duńczycy chwalą się też dobrze zaplanowanym systemem teleinformatycznym służącym do rejestrowania pacjentów oraz szybkim tempem dostarczania szczepionek do centrów szczepień, którymi zarządzają regiony. Nic nie zalega w magazynach, ale też mimo wykorzystania wszystkich szczepionek nie brakuje dawek dla tych, którzy muszą otrzymać drugi zastrzyk.
W Holandii system IT do rejestrowania pacjentów nie był nawet gotowy, kiedy pierwsze dostawy trafiły 26 grudnia do państw. Kraj nie był przygotowany na to, że szczepionka Pfizera wymaga przechowywania w bardzo niskich temperaturach. Jak mówił Reutersowi Herman van der Weide, który zarządzał program szczepień przeciwko świńskiej grypie w 2009 r., w pewnym momencie w lokalnych magazynach zalegało 400 tys. szczepionek. Nie pomogło wydłużenie odstępu między dawkami do sześciu tygodni.
Duża liczba zalegających szczepionek jest też jednym z powodów, dla których na dole zestawienia znajduje się Francja. W ostatnim tygodniu szerokim echem odbiła się informacja, że Francuzi wykorzystali tylko 24 proc. dostarczonych preparatów AstryZeneki. Łączono to z niechęcią, jaką ta szczepionka wywołuje z powodu przypisywanej jej rzekomo niskiej skuteczności. W styczniu Francuzom nie szło jednak też z dystrybucją Pfizera. Kiedy Niemcy przekraczali 200 tys. zaszczepionych osób, a Włosi 100 tys., media donosiły o zaledwie kilkuset zaszczepionych Francuzach. I to w momencie, w którym liczba dostarczonych nad Sekwanę dawek przekraczała 500 tys. Jednym z powodów kiepskiego startu miał być fakt, że Francuzi przygotowali strategię, zakładając jeszcze mniejsze dostawy niż te, które rzeczywiście dostali. Potem musieli reorganizować system.