Dotychczas rosyjska szczepionka z europejskiej perspektywy wydawała się pewnym kuriozum – jej zakup wykluczyły m.in. polski i litewski rząd. Ale wraz z rozpoczęciem oceny skuteczności preparatu przez Europejską Agencję Leków (EMA) niektóre kraje zmieniają wobec Sputnika V nastawienie. W ciągu ostatnich paru dni zaopatrzenia w rosyjski preparat nie wykluczyli m.in. minister zdrowia Łotwy Daniels Pavluts oraz premier Estonii Kaja Kallas – o ile oczywiście uzyska on glejt europejskiego regulatora.
Lądowanie Sputnika na Starym Kontynencie przyspieszyły problemy z dostawami szczepionek, które w imieniu państw członkowskich wynegocjowała Komisja Europejska. Początkowo strategia ta wydawała się dobrym pomysłem: zamiast rozmawiać z 27 klientami różnej wagi, koncerny usiadły do negocjacji z jednym, bardzo dużym. Opóźnienia sprawiły jednak, że na Brukselę spadł grad krytyki, zaś minister finansów Niemiec Olaf Scholz – według dziennika „Financial Times” – nazwał nawet całą operację „burdelem”.
Wobec tych problemów państwa członkowskie obrały różne strategie. Niemcy postanowili na przykład kupić te szczepionki, na które w ramach swoich limitów nie zdecydowały się inne państwa członkowskie. W ten sposób do naszego sąsiada trafi dodatkowych 50 mln dawek preparatu produkcji amerykańskiej firmy Moderna (pominąwszy fakt, że jako jedyny kraj zawarły własną umowę na dostawy szczepionek z Pfizerem).
Część krajów zaczęła jednak rozglądać się za alternatywą. Pionierami w tej kwestii okazali się Węgrzy, którzy postanowili zaopatrzyć się w preparaty zarówno w Rosji, jak i w Chinach. Szczepionką z Państwa Środka zaszczepił się nawet osobiście premier Victor Orban. Następni w kolejce po Sputnik ustawili się Czesi i Słowacy. Argumentują, że największą zaletą rosyjskiej szczepionki jest to, że jest (pierwsza partia dotarła na Słowację już tydzień temu).
To nie koniec szczepionkowych pęknięć w europejskiej rodzinie. W ubiegłym tygodniu Austriacy i Duńczycy ogłosili, że w tej sprawie chcą rozpocząć współpracę z Izraelem, a Polaków zaskoczył telefoniczną dyskusją o potencjalnym zakupie szczepionek z przewodniczącym Xi Jinpingiem prezydent Andrzej Duda.
Tymczasem Komisja Europejska stara się robić dobrą minę do złej gry. Szefowa KE Ursula von der Leyen w opublikowanym w weekend wywiadzie starała się uspokoić Europejczyków, zapowiadając, że tylko w kwietniu dostawy szczepionek osiągną poziom 100 mln, a w całym II kw. – 300 mln dawek. Bruksela stara się przeczekać grad krytyki, bo za chwilę sytuacja w Unii powinna się polepszyć: lada moment rozpoczną się szczepienia preparatem Johnson & Johnson, a dostarczenie większej ilości dawek w przyszłym kwartale zapowiedział Pfizer.
Na zachodzie kontynentu zakup szczepionek poza europejskim mechanizmem nie jest dobrze widziany. – Jeśli jakieś państwo zdecyduje się na chińską lub rosyjską szczepionkę, będzie to bardzo poważna decyzja. Nie tylko z punktu widzenia europejskiej solidarności, ale też ryzyka zdrowotnego: żaden z tych preparatów nie uzyskał dopuszczenia na europejski rynek – mówił w wywiadzie francuski minister ds. europejskich Clement Beaune.
Zresztą Sputnik budzi kontrowersje nie tylko na Zachodzie. Decyzja o sięgnięciu po rosyjski preparat wzbudziła także kontrowersje w krajach, które zdecydowały się na jego zakup. Na Słowacji politycznie oberwało się za to m.in. premierowi Igorowi Matowiczowi, którego notowania pandemia znacząco pociągnęła w dół. Ze wspierania rządu w parlamencie wycofało się dwóch posłów, w tym Tomáš Valášek, b. ambasador Słowacji przy NATO.
Zakupy spoza europejskiego rozdzielnika mogą przyspieszyć nieco akcję szczepień w poszczególnych krajach, ale mogą też stanowić niespodziewany problem dla osób, które otrzymały takie preparaty. Cały czas bowiem dyskutowany jest pomysł europejskiego zielonego paszportu, który byłby wstępem do znoszenia obostrzeń w ruchu transgranicznym wewnątrz UE. Pytanie brzmi, czy na taki będą się kwalifikować zaszczepieni produktami niedopuszczonymi przez EMA (kwestię tę podnoszą węgierskie media). Spór nie jest czysto akademicki: w ubiegłym tygodniu Cypr zezwolił na powrót brytyjskich turystów, o ile zostali zaszczepieni preparatem dopuszczonym przez europejską agencję (w Wielkiej Brytanii innych nie ma).
Sama akcja szczepień w Rosji idzie bardzo wolno. Władze kraju mówią, że nie brakuje preparatów, tylko chętnych (w międzynarodowych zestawieniach Rosjanie są na szarym końcu, jeśli idzie o zaufanie do szczepień). Co ciekawe, Sputnika nie otrzymał jeszcze Władimir Putin. Kreml tłumaczy, że prezydent musi najpierw zostać przebadany.