Tajlandzka policja użyła w niedzielę gumowych kul, armatek wodnych i gazu łzawiącego w czasie starć z demonstrantami pod koszarami wojskowymi w Bangkoku. Protestowało tam około 2 tysięcy osób.

Demonstranci przemaszerowali spod stołecznego Pomnika Zwycięstwa pod odległe o około 3 kilometry koszary 1. Pułku Piechoty, żeby zaprotestować przeciwko zajmowaniu przez szefa rządu, emerytowanego generała Prayutha Chan-ocha, wojskowej rezydencji. Protestowano także przeciwko brakowi zgody sądu na zwolnienie za kaucją aresztowanych czterech liderów trwających od połowy lipca masowych protestów wymierzonych w rząd i tajskie elity.

Jak informują świadkowie, rano, przed rozpoczęciem planowanego marszu, funkcjonariusze rozmieścili na ulicy wzdłuż ogrodzenia koszar kontenery i rozstawili bariery z drutu kolczastego na przejściach dla pieszych. Do starć doszło, kiedy demonstranci próbowali sforsować te przeszkody. Świadkowie zamieszczają w mediach społecznościowych fotografie użytych przez funkcjonariuszy gumowych kul. Jak informuje wieczorem na Twitterze redakcja portalu Prachatai, są doniesienia o rannych.

Uczestnicy niedzielnego protestu wyrazili solidarność z Birmańczykami protestującymi przeciwko lutowemu przewrotowi w tym kraju oraz z ruchami prodemokratycznymi w innych częściach Azji. Niektórzy mieli ze sobą banery nawiązujące do idei tzw. "sojuszu mlecznej herbaty" – luźnego zrzeszenia ruchów prodemokratycznych w Hongkongu, na Tajwanie, w Tajlandii, Indiach i Birmie. Wielu przyniosło portrety birmańskiej liderki Aung San Suu Kyi, a w tłumie widziano także birmańskich pracowników napływowych.

Zapoczątkowane przez organizacje studenckie, często wielotysięczne protesty skierowane przeciwko rządzącym w Tajlandii elitom trwają od połowy lipca. Ich uczestnicy żądają ustąpienia rządu oraz zmian w konstytucji i reform politycznych, w tym reformy monarchii. Przekonują, że choć w kraju od 1932 roku formalnie panuje ustrój demokratyczny, to dziedziczni władcy zachowali zbyt duże wpływy.