Joe Biden zapowiadał więcej kompromisu w amerykańskiej polityce. Pierwszym testem dla tego postulatu będzie pakiet antykryzysowy.

Pakiet zapowiedziany jeszcze przed inauguracją prezydentury Joego Bidena ma wartość 1,9 bln dol. To mniej więcej 15-krotność polskiego budżetu na 2021 r. Pakiet obejmuje całą litanię wydatków: federalny zasiłek dla bezrobotnych, bezzwrotne czeki dla słabiej uposażonych, pomoc finansową dla poszczególnych stanów, dodatkowe środki na walkę z pandemią, a także propozycję, aby federalną płacę minimalną podnieść do 15 dol.
W kwestiach finansowych w USA ostatnie słowo należy jednak do Kongresu, Biały Dom musi więc przepchnąć swój projekt przez obie izby parlamentu. W niższej większość ma partia Bidena, więc nie powinno to stanowić problemu. W wyższej demokraci mają jednak tylko 50 mandatów na 100, w związku z czym ustawa mogłaby zostać zablokowana za pomocą tzw. filibustera. To procedura, dzięki której można nie dopuścić do głosowania nad ustawą poprzez wydłużenie w nieskończoność debaty nad nią.

Co za hojnie, to niezdrowo

Tutaj pojawia się wątek ponadpartyjnej współpracy, o której tyle mówił prezydent w swojej mowie inauguracyjnej. Jeśli Białemu Domowi udałoby się znaleźć dziesięciu republikanów gotowych poprzeć projekt, to ryzyko filibustera zostałoby zażegnane (debatę w Senacie można zamknąć większością 60 głosów). Problem polega jednak na tym, że kompromis wymaga ustępstw, a demokraci w kwestii pakietu antykryzysowego nie chcą za bardzo oddawać pola.
Republikanie krytykują pakiet jako zbyt szczodry. Na ich celowniku znalazły się m.in. bezzwrotne czeki dla Amerykanów opiewające na 1,4 tys. dol. (ok. 5,2 tys. zł). W pełnej kwocie mieliby je otrzymać wszyscy zarabiający mniej niż 75 tys. dol. rocznie (ok. 280 tys. zł) – pułap, zdaniem przedstawicieli partii Reagana i Bushów, ustawiony zbyt wysoko. Wskazują oni także na rosnący dług publiczny USA, który przekracza wielkość PKB (to poziom nienotowany od czasów II wojny światowej).
Konserwatywni senatorowie (m.in. Susan Collins reprezentująca stan Maine) w związku z tym przedstawili własny projekt, opiewający na 618 mld dol. Zrezygnowali w nim m.in. z pomocy finansowej dla poszczególnych stanów. Wartość bezzwrotnych czeków zmniejszyli do 1000 dolarów. Zaproponowali także, żeby w pełnej kwocie przysługiwały wyłącznie Amerykanom zarabiającym do 40 tys. dol. rocznie (ok. 150 tys. zł). W ich propozycji nie ma również śladu po zapisach o podwyżce federalnej płacy minimalnej.

Nie powtórzymy błędu

Dla niektórych demokratów obecna sytuacja to powtórka z początku 2009 r. Rządy rozpoczynał wtedy Barack Obama. W Waszyngtonie także toczyły się rozmowy nad pakietem ratunkowym dla gospodarki, która wpadła w kryzys finansowy wywołany pęknięciem bańki na rynku nieruchomości. Podobnie jak teraz ustawa wymagała republikańskich głosów (konkretnie trzech), aby uniknąć filibustera w Senacie. Zdaniem niektórych przedstawicieli partii Bidena cena tych głosów była jednak zbyt duża – pakiet został pomniejszony w stosunku do pierwotnej propozycji.
Kierownictwo Partii Demokratycznej nie chce ponownie popełniać tego błędu. Z tego względu demokraci w zapasie trzymają opcję awaryjną – specjalną procedurę budżetową zwaną „reconcilliation”, która pozwala przyjmować ustawy w Senacie zwykłą większością głosów (a więc bez ryzyka filibustera). Jeśli rozmowy z republikanami nic nie dadzą – trudno powiedzieć, jak pogodzić pakiet za 1,9 bln dol. z propozycją o dwie trzecie mniejszą – demokraci są zdeterminowani działać bez ponadpartyjnego porozumienia.
Obie strony już zaczęły przerzucać się odpowiedzialnością za fiasko w poszukiwaniu politycznego konsensusu. Republikanie wypominają, że sięgnięcie po specjalną ścieżkę legislacyjną to dowód na to, że nikt po drugiej stronie barykady nie ma zamiaru szukać porozumienia. Demokraci wskazują, że dopóki ustawa nie została przyjęta, są gotowi do rozmów – ale republikanie powinni zaproponować więcej niż dotąd.

Ile będzie w sam raz?

Zarzut z wykorzystywania proceduralnych trików do realizacji pomysłów politycznych nie brzmi jednak przekonująco w ustach przedstawicieli żadnej z partii. W 2009 r. demokraci wykorzystali „reconcillation” do tego, aby przyjąć reformę systemu ubezpieczeń zdrowotnych Obamacare. Republikanie nie wahali się sięgnąć po procedurę w 2017 r., aby zrealizować jedną z podstawowych obietnic wyborczych Donalda Trumpa, a więc olbrzymi pakiet ulg podatkowych.
Wśród specjalistów nie ma zgody co do optymalnej wielkości pakietu. Biuro Obrachunkowe Kongresu (wewnętrzny think tank obsługujący parlamentarzystów) w poniedziałkowej prognozie wskazało, że gospodarka amerykańska wróci do formy jeszcze w tym roku, chociaż bezrobocie nie spadnie do ultraniskiego poziomu sprzed pandemii przed 2024 r. Niektórzy republikanie wskazują na tej podstawie, że pakiet ratunkowy nie musi opiewać na aż tak wysoką kwotę, jak proponują demokraci (zwłaszcza że podczas pandemii uchwalono już dwa inne: o wartości 2 bln dol. w marcu i 900 mld dol. w grudniu).
Z drugiej strony sekretarz skarbu i była prezes amerykańskiego banku centralnego Janet Yellen jeszcze w połowie stycznia wzywała Kongres, aby „zadziałał na wielką skalę” – tzn. uchwalił pakiet opiewający na dużą kwotę, ponieważ poza stymulacją fiskalną rządzący nie mają w tej chwili innych narzędzi do rozruszania gospodarki (stopy procentowe są bliskie zera).
Sięgnięcie po specjalną ścieżkę legislacyjną nie daje jednak demokratom gwarancji przyjęcia wszystkich propozycji zapisanych w pakiecie. Teoretycznie w ten sposób nie można przyjąć zapisów, które nie wpływają na wydatki budżetu federalnego (to celowe ograniczenie, które zapobiega przepychaniu w ten sposób ustaw niedotyczących finansów państwowych; Obamacare zawierała państwowe dopłaty, więc się kwalifikowała). W ten sposób upaść może postulat podniesienia federalnej płacy minimalnej do 15 dol. za godzinę, chociaż zdaniem niektórych senatorów jest on do obronienia.