Wizyta brytyjskiego premiera Borisa Johnsona w Szkocji nie jest niezbędna - oceniła w środę szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon. Choć zastrzegła, iż nie sugeruje ona, że on jest niemile widziany, jest to kolejny sygnał napiętych relacji między nimi.

Wprawdzie data nie została oficjalnie potwierdzona, powszechnie oczekuje się, że Johnson uda się do Szkocji w czwartek. Celem wizyty brytyjskiego premiera ma być wezwanie do jedności kraju, co jest reakcją na coraz silniejsze nastroje niepodległościowe w Szkocji i zapowiedziami Sturgeon, że chce przeprowadzenia nowego, prawnie wiążącego referendum w sprawie oderwania się od Zjednoczonego Królestwa.

"Osoby takie jak ja i Boris Johnson muszą być w pracy z powodów, które ludzie rozumieją, ale nie musimy podróżować po całej Wielkiej Brytanii. Mamy obowiązek dawać przykład" - powiedziała Sturgeon. Wskazała, że jej doradcy sugerowali jej wizytę w najbliższych tygodniach w centrum szczepień w Aberdeen, ale zapytała, czy podróż byłaby "rzeczywiście niezbędna".

"Jeśli stoję tu codziennie mówiąc do wszystkich z was oglądających, nie wychodźcie z domu, chyba że jest to niezbędne, mam obowiązek poddać się tej samej dyscyplinie i obowiązującym decyzjom. Powiedziałbym, że tak jak moja podróż z Edynburga do Aberdeen, aby odwiedzić centrum szczepień, nie jest niezbędna, tak samo podróż Borisa Johnsona z Londynu do jakiegokolwiek miejsca w Szkocji nie jest niezbędna" - przekonywała szefowa szkockiego rządu.

"Mamy obowiązek dawać przykład i jeśli będziemy sugerować, że nie traktujemy tych zasad tak poważnie, jak powinniśmy, trudniej będzie nam przekonać innych ludzi. Dlatego nie jestem zachwycona myślą o wizycie premiera, a nie dlatego, że nie jest mile widziany" - zastrzegła Sturgeon.

W odpowiedzi rzecznik Johnsona oświadczył, że premier powinien być widoczny i dostępny w czasie pandemii. "Pozostaje faktem, że jest fundamentalną rolą premiera, aby być fizycznym reprezentantem rządu Wielkiej Brytanii. Jest właściwą rzeczą, że jest on widoczny i dostępny dla przedsiębiorstw, społeczności i społeczeństwa we wszystkich częściach Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w czasie pandemii" - wyjaśnił rzecznik.

Od kilku miesięcy wszystkie sondaże wskazują, że większość Szkotów opowiada się za niepodległością. Sturgeon wielokrotnie powtarzała, że jeśli jej Szkocka Partia Narodowa (SNP) wygra majowe wybory do szkockiego parlamentu, będzie to równoznaczne z mandatem do przeprowadzenia nowego referendum. Jednak aby było ono ważne, zgodę na to musi wyrazić rząd w Londynie, a Johnson argumentuje, że ta kwestia została już rozstrzygnięta podczas plebiscytu, który odbył się w 2014 r.