Wybór Raphaela Warnocka na pierwszego czarnoskórego senatora z Georgii to historyczny moment dla Stanów Zjednoczonych

Gdyby zdarzyło się to w dowolnym innym roku, to także byłby to sukces – ale nie aż taki. W 2020 r. napięcia na tle rasowym w Stanach sięgnęły zenitu. Śmierć George’a Floyda z ręki Dereka Chauvina – funkcjonariusza policji z Minneapolis – uruchomiła na nowo ruch „Black Lives Matter” i wyprowadziła na ulice miliony Amerykanów. W środku pandemii.
I chociaż poważne nasilenie się jesiennej fali zakażeń koronawirusem w USA, a także wybory prezydenckie i ich następstwa przykryły nieco konsekwencje letnich protestów, to nie są one bez znaczenia. W Kongresie na akceptację Senatu czeka ustawa, która wprowadza wiele reform mających ograniczyć liczbę incydentów na tle rasowym z udziałem policji. Stan Missisipi już w czerwcu zdecydował się, aby zaprojektować na nowo swoją flagę – elementem dotychczasowej była flaga Konfederacji, związku stanów z Południa, które w wojnie secesyjnej opowiadały się za utrzymaniem niewolnictwa.
Warnock jest tego wszystkiego świadom – w końcu jako pastor nauczał w tym samym kościele co Martin Luther King, ikona walki o równouprawnienie rasowe w Stanach Zjednoczonych. Nawiązał do tego wątku zresztą w krótkiej przemowie tuż po tym, jak agencja Associated Press ogłosiła, że pokonał w wyścigu swojego rywala, republikańską senator Kelly Loeffler. – Ponieważ to jest Ameryka, to moja matka, która swoimi 82-letnimi dłońmi przez wiele lat zbierała czyjąś bawełnę, mogła teraz pójść wybrać swojego najmłodszego syna do Senatu USA – powiedział Warnock.
Stawka w wyścigu o dwa senackie mandaty z Georgii wykracza jednak daleko poza symbolikę relacji rasowych. Wybory te zadecydują bowiem, która z partii będzie miała większość w izbie wyższej amerykańskiego Kongresu. Jeśli oprócz Warnocka mandat zdobędzie również Jon Ossoff (mierzy się z republikaninem Davidem Perduem; w momencie zsyłania tego numeru do drukarni wynik starcia nie był jeszcze pewny, chociaż wiele wskazuje na demokratę), to partia Joego Bidena zdobędzie waszyngtoński hat trick – Biały Dom oraz obie izby Kongresu. To umożliwi realizację ambitnego programu ustawodawczego, o którym nowy prezydent wspominał wielokrotnie na kampanijnym szlaku.
Oczywiście realia władzy w USA są znacznie bardziej skomplikowane – demokraci w głosowaniach w Senacie będą mieli tylko jeden głos przewagi i jest to głos wiceprezydent Kamali Harris. A ponieważ dyscyplinę partyjną w warunkach systemu amerykańskiego jest znacznie trudniej wymusić niż np. w polskim parlamencie, to Biden nie będzie miał pełnej swobody manewru. Na pewno natomiast będzie miał większą swobodę, jeśli idzie o kształtowanie budżetu – w USA projekt przedkłada Biały Dom, ale ostateczne decyzje zapadają na Kapitolu (to Kongres ma tzw. power of the purse, czyli władzę nad sakiewką) i często mają się nijak do propozycji prezydenta.
Czarne chmury zbierają się także nad odchodzącym lokatorem Białego Domu. Niektórzy eksperci są zdania (np. b. prokurator generalny Eric Holder), że w ujawnionej przez dziennik „Washington Post” rozmowie telefonicznej z Bradem Raffenspergerem – członkiem władz stanowych w Georgii, który odpowiadał za przeprowadzenie wyborów – Donald Trump mógł złamać prawo, zarówno stanowe, jak i federalne. Lokator Białego Domu zadzwonił do urzędnika w sobotę, próbując przekonać go do ponownego przeliczenia głosów i „znalezienia brakujących 11 780 głosów” (Trump przegrał w listopadzie w Georgii dokładnie 11 779 głosami). Może to być uznane za namowę do popełnienia przestępstwa.
Warnock jako pastor nauczał w tym samym kościele co Martin Luther King