Kwestia połowu ryb na brytyjskich wodach wciąż uniemożliwia zawarcie porozumienia handlowego z Wielką Brytanią.

Teoretycznie termin na zawarcie umowy handlowej z Wielką Brytanią upłynął dzisiaj o północy. Taką datę wyznaczył europarlament, który będzie jeszcze musiał ratyfikować ewentualne porozumienie. 1 stycznia zakończy się okres przejściowy, który po opuszczeniu Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię 31 stycznia pozwalał na zachowanie relacji handlowych na dotychczasowych zasadach. W tym czasie miało zostać wynegocjowane nowe porozumienie, ale wielomiesięczne negocjacje nie przyniosły na razie rozstrzygnięcia.
Chociaż rozmowy były kontynuowane w miniony weekend, to wczoraj przed zamknięciem tego numeru DGP nic nie wskazywało na to, by umowa miała być gotowa na czas. Z dopięciem porozumienia nie spieszy się Francja. Minister ds. europejskich Clément Beaune w imieniu zakażonego koronawirusem prezydenta Emmanuela Macrona przestrzegał w sobotę przed działaniem pod presją czasu. Francja jest jednym z ośmiu państw UE, które mają istotne znaczenie na ostatniej prostej rozmów, bo prowadzą połowy na brytyjskich wodach. Kwestia dostępu do nich dla kutrów z UE pozostaje ostatnią sprawą do rozwiązania.
Brytyjski premier Boris Johnson czeka na ustępstwo ze strony UE i daje do zrozumienia, że scenariusz bez umowy jest najbardziej prawdopodobny. Ale oczekiwania Londynu w sprawie rybołówstwa są oceniane po drugiej stronie kanału La Manche jako wygórowane. Roczny obrót brytyjskiego przemysłu rybnego jest szacowany na 850 mln euro, a wartość połowów prowadzonych przez rybaków z UE na brytyjskich wodach to 650 mln euro. Bruksela zaproponowała ich ograniczenie o jedną czwartą. Takiej oferty nie przewidywał negocjacyjny mandat ustalony przez 27 państw członkowskich, zgodnie z którym kwoty rybne miały zostać zachowane na dotychczasowym poziomie.
Ograniczenie udziału europejskich rybaków o 25 proc. w połowach oznaczałoby dodatkowy zysk dla ich brytyjskich kolegów rzędu ok. 160 mln euro. Dla Londynu to jednak za mało. Zgodnie z oświadczeniem brytyjskiego rządu Johnson miał powiedzieć w rozmowie przez telefon z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen, że Wielka Brytania nie może stać się jedynym suwerennym krajem na świecie, który nie kontroluje dostępu do swoich wód. Londyn ma się domagać cięć na poziomie 60 proc.
Dla państw, których rybacy od wieków prowadzą połowy na brytyjskich wodach, tak duże ustępstwa będą trudne do przyjęcia. Bruksela nadal liczy, że porozumienie uda się dopiąć do końca roku. Teraz nieformalnie mówi się o zakończeniu rozmów przed Bożym Narodzeniem, co nadal daje szansę na ratyfikowanie porozumienia w europarlamencie. Równolegle jednak jest też szykowany plan awaryjny na wypadek braku umowy, który pozwoli m.in. na kontynuowanie połączeń lotniczych i zachowanie płynności transportu drogowego po przywróceniu granicy.
Wynik rozmów jest też istotny dla polskich przedsiębiorców prowadzących biznes w Wielkiej Brytanii. – Wspólny rynek dawał możliwość działania na brytyjskim rynku bez żadnych większych problemów. To się istotnie zmieni. Od dwóch lat namawiamy do tego, by przejrzeć swoje uwarunkowania kontraktowe. Wiedzę, jak brexit wpłynie na ich model biznesowy, mają tylko konkretni przedsiębiorcy. Z czasem, chociaż dla nas to trochę późno, ta świadomość wśród przedsiębiorców zaczęła rosnąć. To widać po liczbie wniosków o rejestrację w systemie, który pozwala działać poza unią celną – mówi nam minister ds. UE Konrad Szymański. ©℗