W ramach prezydencji rzeczywiście udało nam zająć się nie tylko oficjalnymi, lecz także nieformalnymi tematami. Do nich zaliczam ETS2. Udało nam się osiągnąć sukces, budując z Czechami koalicję 18 państw, które podpisały list z apelem o rewizję ETS2. To wywiera dużą presję na Komisję Europejską, która, jak słyszymy, jesienią chce przedstawić propozycję rewizji mechanizmu kontroli ceny. Presja ma sens, ale dla nas to minimum, ponieważ uważamy, że ETS2 jest nam niepotrzebny.
Rozmawiam z tzw. korytarzem w Komisji Europejskiej. To nie jest tak, że ktoś nam coś obiecał, ale presja jest tak duża, że szykują się do zaproponowania jakichś korekt.
To praca nasza oraz Czechów. Zorganizowaliśmy tę grupę, napisaliśmy list, wykreowaliśmy masę krytyczną. Teraz będziemy iść dalej. Czekamy na ruch KE, bo tylko ona może zmienić obowiązujące przepisy.
Musieliśmy znaleźć taki punkt, pod którym podpisze się kilkanaście państw. Mamy wystarczającą koalicję, żeby starać się o kontrolę ceny uprawnień do emisji, bo to koszt ETS2 jest największym zmartwieniem obywateli. Na głębszych zmianach zależy kilku, a nie kilkunastu państwom. W kolejnych krokach będziemy się jednak o to starać, uwzględniając ETS2 jako ważny punkt negocjacji także w innych tematach, na zasadzie „coś za coś”. Na stole leży teraz sporo rzeczy, np. projekt Europejskiego prawa klimatycznego. Negocjujemy różne rzeczy indywidualnie, ale jak to w negocjacjach można je łączyć i od siebie uzależniać. Będziemy gotowi na pewne ustępstwa, jeśli KE będzie gotowa na ustępstwa w zakresie ETS2.
Będziemy starać się o to, żeby ten korytarz cenowy był konkretnie, kwotowo zapisany. Propozycja nie jest jednak jeszcze gotowa. W ocenie wpływu KE pojawiła się kwota 45 euro za tonę CO2. Jedną z opcji jest zaczepienie się na tej kwocie i zrobienie korytarza tak, aby ceny nie wzrosły do 200 czy 300 euro, tylko do tych 45 euro.
Polska ma inne cele redukcji emisji niż inne kraje. ETS 2 jest niepotrzebny do ich spełnienia
Jestem wyznawcą robienia polityki opartej na danych. Jako Polska mamy cel klimatyczny dla sektorów non-ETS zapisany w rozporządzeniu. To są te sektory gospodarki, które nie są objęte systemem ETS 1, czyli odpady, budownictwo czy transport. Teraz komisja chce pomagać w jego realizacji poprzez wprowadzanie systemu ETS2. A ja tej pomocy nie chcę, bo wszystko wskazuje na to, że zrealizujemy ten cel i nie potrzebujemy do tego pomocy. ETS2 jest dla państw, które sobie z non-ETS nie radzą albo które po prostu chcą wykreować dodatkowe źródło dochodów do budżetu państwa.
Transformujemy się w innym tempie, bo mieliśmy inny punkt startowy. To jest akurat zaleta systemu non-ETS nad systemem rynkowym, jakim będzie ETS2: każde państwo ma swój indywidualny cel. Polacy mają niższy cel niż Szwedzi, Duńczycy czy Niemcy. Więc mamy przestrzeń, żeby się troszkę wolniej transformować. W ETS2 nie będzie takiej przestrzeni, bo wszyscy będą mieli jednakową cenę pozwolenia na emisję i jednakowe koszty.
Ale chodzi o to, żeby wypełnić ten cel. Jeżeli go wypełnimy, to znaczy, że transformujemy się tak, jak uzgodniliśmy to na forum Unii Europejskiej.
Komisja nie zaskoczyła celem klimatycznym 90 proc.
Wszyscy się spodziewali, że Komisja położy na stole 90 proc. Propozycję celu na 2040 r. znamy już od przeszło dwóch lat, kiedy to ta sama przewodnicząca komisji i ten sam komisarz podpisali się pod komunikatem w tej sprawie. Jest to więc pewna ciągłość i myślę, że nawet z powodów politycznych trudno im było zaproponować inny poziom celu, szczególnie jeśli Zieloni w Parlamencie Europejskim poparli kandydaturę prezydent von der Leyen na nową kadencję. To właśnie przyjęcie celu 90 proc. było warunkiem ich poparcia dla tej komisji.
Natomiast w Radzie Unii Europejskiej i Radzie Europejskiej widać, że to nie będzie tak łatwa dyskusja, jak mogłaby wyglądać kilka lat temu. Szczególnie że np. oferta uelastycznienia w postaci 3 proc. kredytów węglowych, które będą mogły być wykorzystywane od 2036 r., jest bardzo skromna. To bardzo restrykcyjne podejście.
Wszyscy w Unii Europejskiej zgadzają się, że powinniśmy dążyć do neutralności klimatycznej. Jest to cel, do którego się zobowiązaliśmy. Kłócimy się tylko o to, w jaki sposób będziemy do niego dochodzić.
Wydaje mi się, że powinniśmy mieć trochę więcej wiary w technologie. Nie wiemy, jakie pojawią się na rynku za 15 czy 20 lat. Nasze inwestycje w badania i rozwój na pewno doprowadzą do przełomów. Dziś poszerzamy spektrum technologii, jednak w najbliższym czasie będziemy się opierać na tym, co już znamy. Za ok. 10 lat będziemy mieć już np. SMR-y. Z kolei widzimy, że np. silnie promowany przez ostatnich kilka lat wodór nie rozwija się tak szybko, jak niektórzy zakładali. To też ma wpływ na najbliższe kroki.
Nasz cel na 2030 r. to 55 proc. redukcji emisji. W ciągu kolejnych 10 lat chcemy dojść do 90 proc. A na kolejne 10 lat zostaje już tylko 10 pkt proc.
Najtrudniejsze, ale skok między 2030 a 2040 r. wydaje się bardzo stromy i trudny. Oczywiście ostatnie 10 proc. będzie najtrudniejsze, ale nie sądzę, żeby wcześniejsze procenty miały być dużo łatwiejsze. 90 proc. redukcji w Unii Europejskiej oznacza np., że w energetyce i przemyśle energochłonnym nie powinno być żadnych emisji.
Przełom technologiczny pomoże w osiągnięcie celów klimatycznych?
Bez przełomu czy przełomów tego celu nie zrealizujemy. No chyba że rezygnując z części europejskiego przemysłu. Znamy dzisiejszy koszt redukcji na podstawie posiadanych technologii. Można jechać szybko i ambitnie, ale jak pojedziemy za szybko, to osiągniemy redukcję, jednak dzięki temu, że przemysł przeniesie się w inne regiony. Wtedy będziemy ambitni, tylko nie będzie przemysłu energochłonnego w Europie. Co wtedy powiemy ludziom, którzy dzisiaj pracują w tych sektorach?
Oczywiście, to jest udowodnione naukowo i nikt tego nie kontestuje. Analogia też jest bardzo trafna. Tylko że jako Europa ważymy w tej wannie 5 proc., więc jak zetniemy emisję o 90 proc., to do tej wanny nie wlejemy może jakieś pół szklanki. Natomiast np. Indie chciałyby jeszcze do tej wanny dolać, bo się rozwijają. Musimy więc podchodzić do naszych działań z pragmatyzmem. Jeśli nawet zetniemy własne emisje do zera, nie uratujemy naszej wanny. Ten problem trzeba rozwiązywać przede wszystkim na poziomie międzynarodowym.
Zobaczymy, czy to się potwierdzi w przyszłych latach, czy to nie czkawka przemysłowa, odzwierciedlona w emisjach. Słyszymy też, że Chiny mogą zaproponować może tylko jednocyfrowy cel redukcji jako swoje NDC (ang. Nationally determined contribution), czyli wkład w międzynarodowe negocjacje. Szanuję jednak to, że Chiny potrafią robić więcej niż obiecują. UE z kolei obiecuje dużo, a później zastanawia się, czy da się to zrobić.
NaszEauto obejmie nowe kategorie pojazdów
To jest sukces, bo nasz rynek elektryków szybko rośnie od czasu wprowadzenia programu. Planujemy jeszcze zmodyfikować program NaszAuto w taki sposób, żeby rozszerzyć kategorie pojazdów, na które można otrzymać dofinansowanie. Dzisiaj są M1, czyli osobowe, oprócz tego będziemy dofinansowywać M2 i N1. Dodatkowo chcemy uprościć matrycę bonusów, żeby korzystanie z nich było dużo prostsze dla beneficjentów. ©℗