Co czeka Koalicję 15 października w najbliższym czasie?

Przede wszystkim ogromna dyskusja. Środowisko Platformy Obywatelskiej może chcieć usłyszeć odpowiedzi na pytania, dlaczego kandydaci związani z rządem – Szymon Hołownia i Magdalena Biejat – dystansowali się w kampanii od rządu, poddawali go publicznej krytyce. Spodziewam się, że będzie to w jakimś stopniu punkt wyjścia do planowanej przez Donalda Tuska rekonstrukcji.

Spory w koalicji coraz częściej wychodzą na światło dzienne. Wygrana Karola Nawrockiego pokrzyżowała plany rządu w wielu kwestiach. Na ile dziś realne jest, że rząd przetrwa do 2027 r.?

W interesie wszystkich w koalicji jest to, żeby nie było przyspieszonych wyborów. Słychać to było zresztą w poniedziałkowym wystąpieniu Donalda Tuska, które miało wysłać jasny sygnał i do koalicjantów, i do wyborców Koalicji 15 października: Rafał Trzaskowski przegrał, to prawda, ale zagłosowało na niego ponad 10 mln obywateli. To nie jest mały kapitał. Niemal połowa osób biorących udział w głosowaniu widziała go w Pałacu Prezydenckim. I tak grupa potrzebuje dziś pozytywnego sygnału. Gdyby rząd nie otrzymał wotum zaufania, a tym samym stracił większość parlamentarną, byłby to jasny sygnał dla wyborców o pewnej rejteradzie – ideowym porzuceniu przez koalicję rządzącą swoich wyborców.

Na ile rząd był w ogóle przygotowany na scenariusz pt. Karol Nawrocki w Pałacu Prezydenckim?

Niekoniecznie był. Politykom KO raczej towarzyszyła pewność zwycięstwa. Gdybym miała to szacować – w dziesięciostopniowej skali liderzy Platformy oceniali swoje szanse na mocną dziewiątkę. Odwlekano szereg inicjatyw legislacyjnych, bo prezydentem miał być Rafał Trzaskowski. Widać, że „plan B”, który ogłosił Donald Tusk, był budowany na szybko.

To była błędna strategia?

Wizerunkowo na pewno, politycznie zresztą też. Przez ostatnie miesiące trzeba było przygotować pakiet ustaw, na przykład gospodarczych czy podatkowych, co do których nie ma podziałów w koalicji, i skierować je do prezydenta. Myślę tu chociażby o kwestii kwoty wolnej od podatku. Trudno wyobrazić sobie, żeby prezydent Andrzej Duda ją zawetował. A to pokazałoby duży sukces rządu, wysłałoby pozytywny sygnał do wyborców, że rząd realizuje swoje obietnice.

Jaką rolę do odegrania na scenie politycznej mają dziś mniejsi koalicjanci? Pogłoski o politycznej śmierci Szymona Hołowni są – cytując klasyka – mocno przesadzone?

Są przesadzone. Mniejsi koalicjanci są konieczni, aby ten rząd przetrwał. Koalicja potrzebuje dziś nowego otwarcia – widziałabym w tym dużą rolę czy to Szymona Hołowni, czy Magdaleny Biejat, których dotychczas nie było w rządzie. Oboje mogą odegrać rolę pod kątem budowania nowej komunikacji, której dotychczas brakowało: w tematach związanych z mieszkalnictwem czy – w przypadku pani marszałek – z prawami kobiet. Szczególnie, że Rafał Trzaskowski w kampanii szedł na prawo. Część wyborców miało prawo czuć się porzuconych.

Gdzie dziś rząd ma słabe punkty? Kto może się pożegnać ze stanowiskiem w ramach rekonstrukcji?

Od lat najsłabszym punktem każdego kolejnego rządu jest Ministerstwo Zdrowia. Koalicji 15 października nie udało się tego zmienić. Wynika to z braku większej reformy i zarządzania systemem przy relatywnie niskich zasobach finansowych. Minister Izabeli Leszczynie nie udało się tego zmienić. Jest doświadczonym politykiem, ale niekoniecznie sprawnym menadżerem.

Słabymi punktami rządu jest też edukacja oraz szkolnictwo wyższe. Słabo oceniana jest też Paulina Hennig-Kloska stojąca na czele resortu klimatu.

Te cztery obszary wymagają dziś nowego otwarcia i być może zmian personalnych.

Przejdźmy na drugą stronę sceny politycznej. Jarosław Kaczyński w poniedziałek zaproponował utworzenie „rządu technicznego”. O co gra dziś lider PiS?

Mówiąc najogólniej: o skrócenie kadencji Sejmu i powrót do władzy. Oczywiście nie odbędzie się to z nagła, wymaga kolejnych faz wytwarzania napięcia politycznego. A to będzie narastać, szczególnie od sierpnia, gdy w sierpniu urząd prezydenta obejmie Karol Nawrocki. To pozwoli PiS-owi powoli nabierać wiatru w żagle.

Dlatego też jestem zdania, że dziś przyspieszone wybory nie byłyby na rękę nikomu. Koalicji rządzącej ze względów, o których rozmawialiśmy wcześniej. Konfederacji – ze względu na konieczność umocnienia się programowo i strukturalnie. A także PiS-owi, który może nie mieć tylu posłów, aby samodzielnie znów przejąć władzę.

Rozmawiał Marek Mikołajczyk