We wtorek konsultacje społeczne w sprawie programu redukcji ryzyka powodziowego odbyły się w Stroniu Śląskim, gdzie we wrześniu ubiegłego roku doszło do przerwania tamy na tzw. suchym zbiorniku. Mieszkańcy w dużej części wyszli ze spotkania z tymi samymi pytaniami, z którymi na nie przyszli
Suchy zbiornik to miejsce, które w wypadku dużej powodzi może zebrać część wody, ale na co dzień funkcjonuje jako teren zielony. Katastrofa budowlana tamy na takim zbiorniku spotęgowała skutki wrześniowej klęski żywiołowej w samym Stroniu, Lądku Zdroju i niżej położonych miejscowościach. Do dziś nie podniosły się po powodzi. Zapowiadany program redukcji ryzyka miał przynieść odpowiedź na pytanie, jakie warianty ochrony przeciwpowodziowej są możliwe, jednak mieszkańców zostawił w dużej części z tymi samymi pytaniami, z którymi przyszli na spotkanie.
Spotkanie informacyjne a nie formalne konsultacje
Wbrew ogłoszeniu, które opublikowało na swojej stronie RZGW we Wrocławiu spotkanie nie odbyło się w ramach formalnych konsultacji, a raczej było wymianą uwag na temat tego, na jakim etapie jest projekt i co ewentualnie można do niego dodać. – Przez tych kilka miesięcy udało nam się zbudować narzędzie do falsyfikowania konkretnych propozycji, które ma służyć temu, żeby sprawdzić każde możliwe rozwiązanie. Szczególnie czekamy na propozycje innych lokalizacji zbiorników lub dodatkowych propozycji i ulepszeń. Na poprzednich spotkaniach w ramach konsultacji takie już się pojawiały- apelował prof. Janusz Zaleski, ekspert w zakresie gospodarki wodnej i były wojewoda wrocławski, który w latach 2001 do 2019 roku kierował realizacją projektów ochrony przed powodzią współfinansowanych przez Bank Światowy. W spotkaniu z mieszkańcami brał też udział Mateusz Balcerowicz, wiceprezes wód Polskich i Jacek Drabiński, zastępca dyrektora RZGW Wrocław.
Najpierw natura, potem zbiorniki dla Białej Lądeckiej
Teoretycznie założenie planu redukcji ryzyka powodziowego jest takie, żeby w pierwszej kolejności maksymalnie wykorzystać możliwości rozwiązań opartych na naturze. Ale o tym, jakie one są nie sposób dowiedzieć się z dokumentów udostępnionych mieszkańcom. Pada w nim wprawdzie stwierdzenie, że w ten sposób da się zatrzymać najwyżej 5-10 proc. opadu, jednak nie wiadomo na czym oparty jest ten szacunek, ani jakie działania miałyby stać za tymi liczbami. Jedynym wywołanym do odpowiedzi partnerem takich działań są Lasy Państwowe, których działania zmierzające do retencji wody autorzy programu ocenili jako „mało ambitne”. Brakuje wskazania możliwości retencji wody opadowej na terenach nienależących do LP.
Kiedy zwróciła na to uwagę Aleksandra Sieradzka- Stasiak z Instytutu Rozwoju Terytorialnego, który jest agencją samorządu województwa dolnośląskiego zajmującą się m.in. polityką przestrzenną i przygotowaniem regionalnej polityki wodnej, prof. Zalewski odpowiedział, że konkretnych rozwiązań oczekuje właśnie od takiej jednostki samorządu, która planowaniem przestrzennym się zajmuje. Sam podkreślił, że w ramach programu zostaną przygotowane wytyczne do prewencyjnego planowania przestrzennego i że samo planowanie nie leży w kompetencjach Wód Polskich.- Te kończą się na gospodarce wodnej- stwierdził.
Ale problemy są dwa. Po pierwsze gminy stoją teraz przed wyzwaniem sporządzenia planów ogólnych i jeśli wytyczne dotyczące zagospodarowania przestrzennego miałyby np. ograniczać możliwości zabudowy tam, gdzie występuje większe zagrożenie powodziowe, to powinny być one w nich uwzględnione. A termin na uchwalenie planów ogólnych mija w czerwcu przyszłego roku, tymczasem przygotowanie programu redukcji ryzyka powodziowego przewidziano do końca 2026 roku.
Po drugie nie można też powiedzieć by Wody Polskie nic z gospodarką przestrzenną nie miały wspólnego. Od 2018 r. uzgodnienia warunków zabudowy czy miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego na terenach zagrożonych powodzią przeprowadza się z Wodami Polskimi – instytucją, która ma przed powodziami chronić. W latach 2018–2021 Wody Polskie wydały ponad 35 tys. takich decyzji. Odmówiły zgody w niecałych 3 tys. przypadków.
Przedsiębiorcy chcą funduszu na promocję
Ze swoimi wątpliwościami przyszli też przedsiębiorcy z Lądka Zdroju i Stronia Śląskiego zrzeszeni w stowarzyszeniu Razem dla Regionu Śnieżnik. Tomasz Dutkiewicz, prezes organizacji mówił: - Okres od października do grudnia straciliśmy, a ferie były bardzo słabe. Tutaj 60 proc. mieszkańców utrzymuje się z prywatnego biznesu, głównie z turystyki. Czy ktoś policzył, czy my będziemy się w stanie utrzymać na takim gigantycznym placu budowy przez tyle lat? Władze samorządowe dają sobie 3-4 lata na odbudowę infrastruktury, a budowa zbiorników ma potrwać do 2034 roku. Czy ktoś w ogóle zadał sobie trud oszacowania skutków gospodarczych takich działań? My nie chcemy się stąd wynosić, ale jak ten region ma funkcjonować w tym czasie- pytał.
Uzyskał zapewnienie powołania zespołu negocjacyjnego z udziałem przedsiębiorców, do którego według wiceprezesa Balcerowicza mieliby jeszcze wejść przedstawiciele Wód Polskich i Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Dutkiewicz chciał jednak znać przede wszystkich szczegóły zasad, na jakich będą się odbywały wysiedlenia. - Czy odbudowa domów będzie po cenach rynkowych, odtworzeniowych, czy może będzie jeszcze jakiś inny mechanizm? Czy to uwzględni także utracone korzyści firm, które w takich miejscach zbudowały na przykład agroturystykę? Czy będzie uwzględniać wartość tych firm- dopytywał.
W dokumencie udostępnionym do konsultacji zasad rozliczenia wywłaszczeń szukać na próżno. Za to fragment, jaki się tam znajduje na ten temat mówi o tym, że zgodnie ze specustawą przeciwpowodziową wywłaszczenia dokonuje się decyzją wojewody na wniosek inwestora. Za to proces ustalania odszkodowania traktuje się jako kolejny etap, który nie blokuje prac budowlanych. Przy ustaleniu wartości nieruchomości bierze się natomiast pod uwagę jej aktualny sposób użytkowania ( przy czym stosuje się zasadę korzyści jeśli przeznaczenie wywłaszczanej nieruchomości powoduje zwiększenie jej wartości). Prof. Zaleski zapewniał jednak na spotkaniu, że może zaprezentować metodykę i zasady Banku Światowego, które są korzystniejsze dla mieszkańców niż polskie przepisy.- Dokładnie to policzyliśmy dla rekomendowanego przez nas wariantu i wynika z tego, że wysokość odszkodowań wyliczana według zasad Banku światowego jest dwa razy wyższa- mówił. Po szczegóły odesłał jednak na indywidualne spotkanie.
Dutkiewicz zaproponował więc, by po decyzji o tym, które zbiorniki mają być budowane 10 proc ich kosztu przeznaczyć na fundusz promocji i wsparcia dla lokalnych przedsiębiorców.
Jak ufać Wodom Polskim?
Na spotkanie przyszedł też prezes lokalnej spółdzielni mieszkaniowej, który nie mógł odnaleźć w zestawieniach pokazanych w dokumencie udostępnionym do konsultacji 1500 mieszkańców z dziewięciu budynków spółdzielni. - Jak oni mają się chronić? W tych dziewięciu blokach jest 480 mieszkań, pierwsze okna są na poziomie 20 cm i regularnie jesteśmy zalewani wodą- mówił. On, podobnie jak wielu innych mieszkańców został poproszony o przedstawienie sytuacji na piśmie. – Dlaczego mielibyśmy Wam zaufać?- pytał kolejny mieszkaniec.- Przerwanie tamy na zbiorniku w Stroniu spowodowało tą katastrofę, teraz mamy mieć wokół siebie kilka takich zbiorników, skąd mamy mieć pewność że i one nie pękną- pytał domagając się symulacji skutków przerwania tamy na każdym z nich. Dowiedział się, że obecny cykl planistyczny który zakłada takie symulacje obejmuje budowle do 2019 roku, kolejny jest w przygotowaniu, ale też ujmie tylko zapory istniejące.- Chcecie więc żebyśmy najpierw podjęli decyzję a potem zobaczyli możliwe najgorsze skutki?- pytał chłopak. Z kolei mieszkaniec Starego Gierałtowa pytał jaki próg bezpieczeństwa zapewnią nowe zbiorniki, skoro niż genueński, który był źródłem rekordowych opadów we wrześniu będzie się powtarzał, a w związku ze zmianą klimatu może przybrać jeszcze 10 proc. na sile. Prof. Zaleski:- Planujemy uwzględnić ryzyko klimatyczne powyżej wymaganego standardu, ale na pewno nie 10 proc. Musimy trzymać się przepisów.
Bez wyliczeń i bez odpowiedzi
Na spotkaniu w Stroniu Śląskim jak mantra wracały pytania o szczegóły wyliczeń i podstawy rekomendacji. Wiceprezes Wód Polskich oświadczył, że mieszkańcom została udostępniona synteza bo to skomplikowane i techniczne zagadnienia. Potem okazało się, że dokumenty, na podstawie których została ona napisana mogą zostać udostępnione, ale tylko na wniosek. Mieszkańcy chcieli też wiedzieć, kto opiniował dokument i jaka była treść tych opinii. Zostali odesłani do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Kiedy jedna z mieszkanek wypomniała Wodom Polskim, że to one zarządzały tamą, która pękła w Stroniu, wiceprezes instytucji zaapelował by nie obrażała pracowników Wód Polskich.
Przeciwko rekomendacji Wód Polskich opowiedziało się oficjalnie kilka sołectw, a część mieszkańców przyszła na sale z banerami protestacyjnymi. Jacek Engel z Fundacji Greenmind domagał się od przedstawionej analizy rzetelnego zestawienia kosztów i korzyści zaproponowanych rozwiązań, bo kalkulacje dostępne w opracowaniu wyłożonym do konsultacji w ogóle nie uwzględniają kosztów przebudowy infrastruktury w związku z budową zbiorników, ani choćby wywłaszczeń pod drogi, które trzeba będzie inaczej poprowadzić. Z kolei we wspólnym stanowisku na temat syntezy przedstawionej na spotkaniu fundacja wraz z Koalicją Ratujmy Rzeki podsumowały: „Według opublikowanego dokumentu, koszty budowy suchych zbiorników powodziowych w zlewni Białej Lądeckiej to prawie miliard złotych. Trzeba sobie uświadomić, że gdybyśmy przy pomocy tego rozwiązania zlikwidowali wszystkie straty w strefie wody pięćsetletniej (0,2%), to osiągnęlibyśmy korzyść 257 milionów złotych (obliczenia na podstawie dostępnych map ryzyka powodziowego). Mówiąc najkrócej: trzeba dziś wydać miliard złotych, by w ciągu następnych 500 lat osiągnąć korzyść 257 milionów”. To na ile wiarygodne są dane z map ryzyka powodziowego też jest zresztą pytaniem otwartym.