Ekonomiści zwykli dzielić produkt krajowy brutto na wynagrodzenie pracy (pensje) i wynagrodzenie kapitału (oprocentowanie). Przez lata przyjmowano, że jest to model obrazujący wydatkową stronę PKB, w której relacja między wynagrodzeniem kapitału i pracy jest wyznaczana przez technologiczne uwarunkowania gospodarki. W połowie ubiegłego wieku sądzono nawet, że proporcja ta jest z grubsza stała: dwie trzecie wartości przyznawano pracy, zaś jedną trzecią kapitałowi – takie podejście znalazło nawet odzwierciedlenie w jednym z faktów Kaldora z 1961 r.
Dziś panuje zgoda co do tego, że od kilku dekad udział wynagrodzenia pracy w PKB spada. Powstały liczne teorie wyjaśniające to zjawisko, a wspólną cechą większości z nich jest założenie, że pensje są pochłaniane przez kapitał. Powyższe rozumowanie opiera się na założeniu doskonałej konkurencji. Gdyby na danym rynku producenci uzyskiwali zysk nadzwyczajny, natychmiast do rywalizacji dołączyłyby kolejne firmy chcące uszczknąć jak najwięcej dla siebie. Działoby się tak do chwili, gdy zwiększona konkurencja sprowadziłaby zyski do poziomu standardowego, a więc wykazywany przez przedsiębiorstwo zysk księgowy brałby się wyłącznie z tytułu zwrotu z kapitału. W takich warunkach rzeczywiście na poziomie całej gospodarki PKB dzieli się na wynagrodzenie pracy i kapitału.
A co, jeśli na danym rynku występują duże bariery wejścia? Pomyślmy na przykład o producentach samolotów. Simcha Barkai z London Business School (obecnie Boston College) przeanalizował historyczne dane na temat gospodarki USA, odchodząc od założenia o doskonałej konkurencji. I podzielił zysk nie na dwie, ale trzy części: oprócz tradycyjnego wynagrodzenia pracy i kapitału jest jeszcze siła monopolistyczna danej firmy. Tej prostej na gruncie teoretycznym zmianie odpowiada znaczna komplikacja empiryczna. Przedsiębiorstwa są w znacznej części posiadaczami kapitału, a więc wykazywany przez nie zysk księgowy zawiera w sobie zarówno zwrot z kapitału, jak i komponent zysków mono polistycznych. Rozdzielenie go nie jest oczywiste nawet na poziomie dokładnego sprawozdania finansowego, ponieważ kategorie teoretyczne z ekonomii nie pokrywają się z pojęciami z obszaru rachunkowości. Trudności rodzi np. kapitał niematerialny, jak np. znaki towarowe.
Co wynika z pracy Barkaia? Okazuje się, że udział kapitału w PKB spada szybciej niż pracy. Obniżył się on w latach 1984–2014 o 7 pkt proc., z 32 proc. do 25 proc.; w tym czasie udział pensji w PKB spadł o 6 pkt proc., z 73 proc. do 67 proc. Powstałą zaś lukę wypełniły właśnie zyski monopolistyczne, których udział zmienił się z -5,6 proc. w 1984 r. do 7,9 proc. w 2014 r. (ujemny poziom zysków monopolistycznych na początku odzwierciedla fakt, że w recesji firmy przynoszą straty).
Wnioski z badania wychodzą zdecydowanie poza bilansowe zabawy ekonomistów. Spadający udział pracy i rosnący kapitału sugerował zapotrzebowanie na politykę redystrybucyjną, która niwelowałaby szybkie bogacenie się bogatych. Rosnąca rola zysków monopolistycznych jest natomiast z ekonomicznego punktu widzenia dużo bardziej złożonym problemem. Nie chodzi tylko o redystrybucję, lecz o to, że nasze gospodarki stają się coraz mniej efektywne. A więc potrzebujemy regulacji antymonopolistycznych neutralizujących ten negatywny trend. ©Ⓟ