Pieskow odniósł się do doniesień amerykańskiego dziennika "Washington Post", który w poniedziałek przekazał, powołując się na źródła w Brukseli, że w przypadku zawieszenia broni państwa Europy mogłyby wysłać do Ukrainy około 30 tys. żołnierzy.
Rzecznik Kremla powiedział, że byłoby to dla Moskwy nie do zaakceptowania, ponieważ strona rosyjska nie zgodzi się na obecność wojsk NATO w Ukrainie.
To powtórzenie słów ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, który uczestniczył we wtorek w rozmowach delegacji amerykańskiej i rosyjskiej w Arabii Saudyjskiej. Zadeklarował on wówczas, że Moskwa nie zaakceptuje ani wysłania żołnierzy państw NATO do Ukrainy, ani członkostwa Ukrainy w Sojuszu.
Europejscy partnerzy Kijowa powtarzają zaś, że ewentualny rozejm będzie wymagał udzielenia Ukrainie międzynarodowych gwarancji bezpieczeństwa. Jednym z szerzej omawianych elementów tych gwarancji jest wysłanie wojsk sojuszniczych do Ukrainy w ramach misji pokojowej. Administracja Donalda Trumpa podkreśla, że USA nie dyslokują tam swoich żołnierzy, ale może to zrobić Europa.
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski podkreślił w środę, że decyzja o rozmieszczeniu ewentualnej misji pokojowej, złożonej z europejskich wojsk, będzie należała do Ukrainy. "Cały sens ukraińskiego oporu przeciwko rosyjskiej agresji polega na tym, że to Ukraina decyduje, jakie zagraniczne wojska, jeśli jakiekolwiek, powinny znaleźć się na jej terytorium" - oznajmił Sikorski.
Pieskow poruszył też w czwartek kwestię pozycji politycznej prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, twierdząc, że "absolutnie oczywistym trendem" jest spadek notowań Zełenskiego w sondażach. Powtórzył wcześniejszą narrację Kremla, że Zełenski nie posiada już legitymacji do dalszego rządzenia państwem.
Według doniesień medialnych Rosja żąda, aby jednym z warunków rozejmu było przeprowadzenie wyborów prezydenckich w Ukrainie.
Prezydent USA Donald Trump nazwał w środę prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego "dyktatorem bez wyborów". Wcześniej kilkakrotnie sugerował, że ukraińskiego przywódcę popiera tylko 4 proc. elektoratu, co Zełenski określił jako "rosyjską dezinformację".
Pięcioletnia kadencja Zełenskiego upłynęła 20 maja 2024 r., jednak wyborów nie zorganizowano ze względu na wojnę z Rosją. Obowiązująca ustawa o stanie prawnym w warunkach stanu wojennego zabrania organizowania wyborów w czasie jego trwania. Przepisy tej ustawy przedłużają także kadencję głowy państwa do dnia zaprzysiężenia prezydenta wybranego po zakończeniu stanu wojennego.
Według opublikowanego w środę badania, przeprowadzonego na początku lutego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KIIS), Zełenskiego darzy zaufaniem 57 proc. Ukraińców. Odsetek obywateli ufających prezydentowi zwiększył się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy o 5 punktów procentowych; w grudniu ubiegłego roku zaufanie do głowy państwa deklarowało 52 proc. badanych.
Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer poparł w środę w rozmowie telefonicznej z Zełenskim decyzję Ukrainy o zawieszeniu wyborów w czasie wojny, nawiązując do zawieszenia wyborów w Zjednoczonym Królestwie podczas II wojny światowej. "Premier wyraził swoje poparcie dla prezydenta Zełenskiego jako demokratycznie wybranego przywódcy Ukrainy i powiedział, że zawieszenie wyborów w czasie wojny, tak jak Wielka Brytania zrobiła to w czasie II wojny światowej, jest całkowicie rozsądne" – głosi komunikat Downing Street, opublikowany po rozmowie. (PAP)
mws/ szm/