Wiele wskazuje na to, że minister przemysłu Marzena Czarnecka nie przywiezie z Brukseli zgody KE na kroplówkę dla polskich kopalń.

Jak słyszymy w brukselskich źródłach, poniedziałkowe spotkanie minister przemysłu Marzeny Czarneckiej z komisarz UE ds. konkurencyjności Teresą Riberą było „krótkie, ale merytoryczne i prowadzone w bardzo dobrej atmosferze”. Rozmawiano nie tylko o polskich kopalniach, lecz także o energetyce atomowej.

Rzeczniczka KE ds. konkurencji Lea Zuber poinformowała, że jednym z tematów dyskusji były doświadczenia Hiszpanii w zamykaniu kopalń węgla i kwestie dotyczące zapewnienia alternatywy ekonomicznej dla osób dotkniętych takimi zamknięciami. „Komisarz Ribera podkreśliła również znaczenie dekarbonizacji jako filaru mandatu obecnej Komisji oraz potrzebę realizacji zobowiązań klimatycznych” – napisała Zuber w przesłanej DGP odpowiedzi.

Taka narracja wpisuje się w szerszy kontekst dotychczasowego braku zgody KE na podtrzymywanie polskiego górnictwa przy życiu publicznymi pieniędzmi. W zeszłym tygodniu DGP jako pierwszy informował, że rząd coraz bardziej obawia się, że KE do wniosku Warszawy o notyfikację umowy społecznej się nie przychyli. Brak funduszy dla górnictwa oznaczałby de facto konieczność zerwania umowy ze związkami górniczymi, która wyznaczyła harmonogram wygaszania kopalń. W zeszłym tygodniu Czarnecka w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” powiedziała, że rząd „na razie nie rozważa planu B, ale oczywiście jest przygotowany na różne scenariusze”.

Zaznajomiony ze sprawą polityk obozu rządzącego mówi nam, że w koalicji panuje przekonanie, iż z notyfikacją umowy społecznej może być problem. Rząd ma się liczyć ze scenariuszem, w którym nie będzie zgody na udzielenie pomocy publicznej dla górnictwa.

– Ubolewam, że negocjacje z Komisją trwają tak długo. Harmonogram umowy społecznej i tak został już naruszony, bo w międzyczasie ustalono, że w przyszłym roku zostanie zamknięta jedna ze śląskich kopalń, w której doszło do tąpnięć. Zapotrzebowanie polskiej energetyki na węgiel jest coraz mniejsze i bardziej niż Krajowemu Planowi w dziedzinie Energii i Klimatu sporządzanemu przez resort klimatu ufam prognozom Polskich Sieci Elektroenergetycznych – słyszymy od naszego źródła. Przypomnijmy, że z Planu Rozwoju Sieci Przesyłowej sporządzonego przez PSE wynika, że za dekadę będziemy potrzebować 9 mln t węgla, a być może jeszcze mniej, bo – jak stwierdził prezes PSE – niektóre z bloków działają wyłącznie na papierze.

Ostateczne ustalenia rządu z Komisją zdefiniują debatę o przyszłości energetyki węglowej w Polsce. Wyniki finansowe spółek energetycznych w III kw. pokazały, że są one w stanie osiągać zysk nawet pomimo „brudnych” aktywów. Jednak bez notyfikacji – jak słyszymy nieoficjalnie wśród polityków obozu rządzącego – zamiast wydzielać elektrownie i kopalnie, trzeba będzie ustalić daty zamknięcia poszczególnych bloków i zakładów górniczych.

– Nie utworzymy NABE według wzoru kopiuj–wklej z projektu Prawa i Sprawiedliwości. Nie możemy przerzucać kosztów utrzymania nierentownego górnictwa na barki podatników – słyszymy w Sejmie.

Eksperci podchodzą do problemu inaczej

Podkreślają, że to właśnie spółki energetyczne są odpowiedzialne za przeprowadzenie transformacji energetycznej, a bez dodatkowego finansowania – którego zdobycie będzie znacznie utrudnione, jeśli nadal będą miały aktywa węglowe – będzie to niemożliwe. Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, przypomina, że PGE jako największy koncern elektroenergetyczny w Polsce ma rozpisany program inwestycyjny na prawie 15 lat, a inwestycje mają mieć wartość ok. 30 mld zł. Tymczasem potrzeby polskiej transformacji są znacznie większe: modernizacja sieci to koszt ok. 150 mld zł, realizacja programu jądrowego może pochłonąć prawie 300 mld zł, modernizacja ciepłownictwa to wydatek rzędu 150 mld zł. – Do tego dochodzi m.in. postawienie nowych mocy wytwórczych, jak morskie farmy wiatrowe, energetyka prosumencka, magazyny energii. Koszty te są gigantyczne i wielokrotnie przekraczają one możliwości spółek energetycznych. Dlatego jeśli rządzący poważnie myślą o tym, by transformacja się udała, to powinni w jak największym stopniu wspierać rentowność biznesu państwowych spółek energetycznych – mówi Sobolewski.

O ile rynek reagował z entuzjazmem na pomysł utworzenia państwowego podmiotu, który skupiałby w sobie wszystkie aktywa węglowe państwowych spółek, o tyle akcje tych koncernów gwałtownie traciły na wartości, kiedy w przestrzeni publicznej pojawiały się informacje, że taka perspektywa się oddala. – Czekanie, aż w tej sprawie decyzję podejmą politycy, okazuje się nietrafioną strategią, bo mijają lata, a efektów nie ma. Zarządy powinny mieć możliwość samodzielnego przeorganizowania grup kapitałowych w taki sposób, aby aktywa węglowe trafiły do jednej spółki córki w ramach holdingu, a zielona energetyka do innego podmiotu. W ten sposób spółki mogłyby pozyskać zewnętrzne finansowanie. Niestety, aby tego dokonać, potrzebna jest zgoda akcjonariuszy, więc musiałoby być na to polityczne przyzwolenie, choć niekoniecznie realizowane w formie ustaw. Na miejscu rządzących zastanowiłbym się, czy politycznie i czasowo bardziej efektywnym rozwiązaniem nie byłoby pozostawienie zarządom swobody w utworzeniu nowej struktury grup kapitałowych zamiast tworzenia jednego państwowego podmiotu – mówi główny ekonomista Pracodawców RP. ©℗

ikona lupy />
Kurs giełdowy państwowych koncernów energetycznych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe