Priorytetem będą prace nad zwiększaniem konkurencyjności rolnictwa oraz jego opłacalności. To są dwa filary, które zaproponujemy europejskim rolnikom, bo pamiętajmy, że prezydencja dotyczy działań na skalę całej UE, a nie tylko wybranego kraju, w tym wypadku Polski.
Kluczowe będą zapisy w Dialogu Strategicznym, który ma być głównym dokumentem kształtującym politykę rolną UE na kolejne lata. Szczególnie w obszarze ochrony europejskiego rynku przed produkcją z krajów trzecich, co w kontekście Ukrainy jest istotne dla Polski. Uważamy, że priorytetem dla UE powinno być wypracowanie ograniczeń w imporcie, w tym standardów jakości, choćby z Ameryki Południowej i Ukrainy.
Rozmowy trwają już pięć lat, ale ta umowa handlowa to jednak element dużej geopolityki. Natomiast musimy zdawać sobie sprawę, że jej podpisanie będzie podwaliną do kolejnej serii protestów rolniczych w Europie. Otwarcie rynku na produkty z Ameryki Południowej dotknie szczególnie europejskich producentów wołowiny, ale też cukru i drobiu, co zagraża naszym producentom. Wątpliwości dotyczą nie tylko wielkości kontyngentów, ale przede wszystkim kwestii jakościowych. Europejskie organizacje producenckie słusznie sygnalizują, że system produkcji żywności w Ameryce Południowej będzie poza naszą kontrolą, dzięki czemu ten towar będzie bardzo konkurencyjny cenowo.
My uważamy, że ta umowa może mieć negatywne konsekwencje dla całego rolnictwa unijnego. Podobne stanowisko ma Francja, a żeby umowa weszła w życie, to musi być ratyfikowana przez wszystkie państwa członkowskie. Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Nasz resort wyda negatywne stanowisko w sprawie przyjęcia tej umowy.
Z Chinami współpracujemy, a przynajmniej szukamy pól do współpracy. To potężny rynek z 1,5 mld konsumentów zainteresowanych europejską żywnością. Natomiast tu również w tle mamy pewne aspekty geopolityczne, w tym pewne tarcia handlowe. Pekin szybko zareagował na nałożenie przez UE ceł na samochody elektryczne i wprowadził retorsje handlowe, które uderzają w obszar rolny. Chińczycy wprowadzili postępowanie antysubsydiowe w stosunku do niektórych produktów mlecznych. Wydaje się, że dalsze rozmowy z Chinami będą uzależnione od porozumienia w sprawie samochodów elektrycznych, co będzie determinować politykę handlową Pekinu wobec Europy. Szkoda byłoby stracić tak ogromny rynek, gdyby Chińczycy zaczęli się wycofywać z już wypracowanych umów.
Dla Polski to bardzo istotny rynek, nie tylko dla branży drobiowej, lecz także mleczarskiej. W tym roku podpisaliśmy z Pekinem memorandum na regionalizację produkcji mięsa drobiowego, zgodnie z którym wszelkie techniczne kwestie powinny zostać zamknięte do końca roku. To by oznaczało pełne otwarcie Chin na polski drób od początku 2025 r. Gwarantem umowy były najwyższe osoby w obu państwach – prezydent Andrzej Duda i przewodniczący Xi Jinping, więc mamy duże oczekiwania, że proces uznania regionalizacji będzie kontynuowany. W piątek przyjechali do Polski audytorzy z Chin, kontrolują wybrane zakłady mięsne. To pozytywny sygnał świadczący o tym, że Pekin nie zmienia swojego stanowiska i gotowy jest do uznania regionalizacji polskiego drobiu od początku przyszłego roku.
Należy wzmocnić pozycję rolnika w łańcuchu dystrybucji żywności. Od lat dyskutujemy o tym, żeby rolnik europejski nie był na straconej pozycji w zderzeniu z potężnymi firmami dystrybucyjnymi i sieciami sklepów. Przykładem jest żywność ekologiczna, której koszt wytworzenia wbrew pozorom nie jest dużo wyższy niż konwencjonalnej żywności. Natomiast już w obrocie konsumenckim produkt ten jest znacznie droższy, bo doliczane są wyższe marże przez pośredników, którzy wiedzą, że za żywność ekologiczną konsument jest gotowy zapłacić więcej. Chcemy wzmacniać producentów, organizować ich w branżowe spółdzielnie i grupy producenckie. Dziś warunki na rynku narzucają pośrednicy i duże sieci. Jeśli zredukujemy liczbę pośredników, to okaże się, że cena detaliczna może być nawet niższa niż obecnie. To będzie priorytet naszego ministerstwa, zarówno na skalę UE, jak i Polski.
Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen zaznaczyła, że zapisy Zielonego Ładu będą kontynuowane. Być może pewne modyfikacje da się jednak jeszcze wprowadzić. Będziemy naciskać na zracjonalizowanie Zielonego Ładu.
Polskie stanowisko jest takie, że Zielony Ład powinien mieć formę dobrowolności. Każdy kraj, region i gospodarstwo mają swoje indywidualne uwarunkowania prowadzenia produkcji rolnej, niektóre zapisy mogą być w danych warunkach korzystne, a inne nie. Racjonalne byłoby, aby każdy indywidualnie decydował, czy chce realizować tę zieloną politykę i mieć dopłaty, czy nie.
Już słucha. Dzięki dużemu zaangażowaniu ministra Czesława Siekierskiego i pozycji premiera Donalda Tuska w UE udało się na początku roku niektóre zapisy Zielonego Ładu złagodzić.
Nie chcę być złośliwy, ale komisarz Wojciechowski początkowo bardzo chwalił Zielony Ład. Dopiero jak okazało się, ile złego ten program przyniósł polskiemu rolnictwu, to komisarz się zreflektował. Szkoda, że tak późno.
Liczymy na dobrą współpracę jak z każdym komisarzem. Nie chciałbym oceniać kandydatury na tym etapie. Po owocach go poznamy.
Od dłuższego czasu toczy się debata o „aktywnym rolniku”, czyli takim, który produkuje na rynek, a nie tylko na własne potrzeby. W założeniu tylko tacy producenci dostawaliby dopłaty bezpośrednie. Być może przy pracach nad kolejną perspektywą wspólnej polityki rolnej pojawi się taki postulat, żeby pulę rolników objętych dopłatami ograniczyć. Natomiast równolegle trzeba by wtedy zadbać o zmniejszenie kosztów produkcji.
W formie ewolucji tak, rewolucji – nie. To musi być przemyślany, długofalowy proces, żeby z dnia na dzień nie odciąć milionów obecnych rolników od finansowania swoich gospodarstw.
Chyba całe środowisko rolnicze popiera ten kierunek. Musimy chronić europejskich producentów przed nieuczciwą konkurencją, która nie spełnia standardów, które nakładamy na własnych producentów. ©℗