Już dziś przedstawiciele unijnych instytucji i części państw członkowskich spotkają się w Rio de Janeiro na szczycie G20, gdzie może nastąpić postęp w rozmowach o umowie UE z Mercosurem, czyli Brazylią, Argentyną, Urugwajem i Paragwajem. Treść umowy handlowej została wynegocjowana już kilka lat temu, ale jej ratyfikację wstrzymała oficjalnie wycinka Puszczy Amazońskiej prowadzona przez byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Od czasu dojścia do władzy ponownie Luli da Silvy UE próbuje wznowić dyskusję o ratyfikacji umowy handlowej, do której może zostać dołączona też druga – stowarzyszeniowa z czterema wspomnianymi państwami. Celem jest stworzenie jednej z największych stref bezcłowych na świecie, z rynkiem dla ponad 700 mln konsumentów. – Jeśli nie zawrzemy z nimi umowy handlowej, to ta pustka zostanie wypełniona przez Chiny – stwierdziła niedawno przyszła szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas.
Wracają jednak problemy, które nie pozwoliły na finalizację rozmów z Mercosurem – obawy europejskich rolników o konkurencję ze strony ogromnych producentów rolnych zza oceanu. W bojkocie umowy przodują Francja i Polska, a do jej głównych zwolenników poza Brukselą należą Niemcy.
Czarny koń Brukseli
Od czasu pandemii koronawirusa, która wstrząsnęła globalnymi łańcuchami dostaw, Bruksela próbuje dywersyfikować swoje relacje handlowe tak, żeby nie uzależniać żadnego z sektorów od zbyt ścisłych relacji z jednym tylko rynkiem eksportowym. Jak na razie jednak skończyło się na zapowiedziach i UE nie odnotowuje zbyt wielkich sukcesów na tym polu – nie udało się znaleźć porozumienia z Australią, rozmowy z Indiami również nie należą do najbardziej intensywnych. Dyskusje w Brukseli przyspieszyły jednak znacznie po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa, który zapowiada dodatkowe cła na import europejskich towarów. Dzisiejsze rozmowy w Rio mogą stanowić krok do przodu w dyskusji UE i Mercosuru, ale potencjalne porozumienie dotyczące umowy mogłoby według naszych informacji zostać zawarte dopiero w grudniu, podczas szczytu obu bloków w Urugwaju. W najbliższych dniach przedstawiciele państw członkowskich kilkukrotnie będą mieli okazję skonfrontować swoje stanowiska podczas Rady ds. Zagranicznych oraz podczas spotkania ministrów rolnictwa.
Dla Brukseli w procesie dywersyfikacji relacji handlowych kraje Mercosuru to – jak określiła to osoba z Dyrekcji Generalnej ds. Handlu – „czarny koń”. Istotnie porozumienie z tym blokiem ma najdłuższą historię w unijnych stosunkach handlowych, jednak w świetle wątpliwości niektórych branż (w tym głównie rolników) problematyczna może być ratyfikacja tej umowy. Jak mówi DGP prof. Aleksander Cieśliński z Uniwersytetu Wrocławskiego, jeśli UE będzie chciała zawrzeć umowę handlową i stowarzyszeniową za jednym rzutem, czyli podpisać tzw. umowę mieszaną, wówczas będzie to wymagało ratyfikacji przez wszystkie państwa członkowskie. W przypadku wyodrębnienia samej umowy handlowej – jak dodaje prof. Cieśliński – nie będzie potrzebna ratyfikacja przez państwa członkowskie, lecz jedynie przyjęcie jej przez Parlament Europejski oraz Radę (ministrów poszczególnych krajów) większością kwalifikowaną, ponieważ handel należy do wyłącznych kompetencji UE.
Już raz – w styczniu tego roku – udało się wstrzymać umowę, głównie przez sprzeciw Francji, ale także Polski. Teraz pozycja francuskich liberałów w PE jest znacznie słabsza. Jednak francuskie władze zamierzają zebrać państwa reprezentujące co najmniej 35 proc. populacji UE, które mogłyby zablokować umowę. Do tego potrzeba więcej głosów niż te z Paryża i Warszawy. Premier Francji Michel Barnier nie pozostawia jednak wątpliwości. – W sprawie Mercosuru powiedziałem przewodniczącej (von der Leyen), że w obecnych warunkach ta umowa jest nie do przyjęcia dla Francji – mówił.
Rolnicy na ulicach
Na umowie istotnie mogą stracić głównie europejscy producenci rolni, którzy podkreślają różnice w standardach produkcji. – Drugą kwestią są gigantyczni producenci rolni w krajach Mercosuru – w Europie nie mamy tak dużych producentów, więc mają pełne prawo czuć się zagrożeni. Z drugiej strony ta umowa zniesie cła na szereg produktów przemysłowych i jeśli mamy rozwijać ten potencjał, to możemy pozbyć się ceł wynoszących niekiedy nawet 90 proc. i zyskać dostęp do rynków rozwijających się, z ponad 250 mln konsumentów – uważa prof. Cieśliński.
Dyskusjom w Rio de Janeiro będą się przyglądać europejscy rolnicy – Francuzi planują dziś liczne protesty, których przedsmak, z udziałem także polskich rolników, mogliśmy obserwować już w ubiegłym tygodniu. W tym oraz ubiegłym roku producenci rolni protestowali głównie przeciwko Zielonemu Ładowi, a ich sprzeciw odbił się szerokim echem i zmusił Brukselę do licznych ustępstw.
Dla Polski umowa z Mercosurem jawi się głównie jako zagrożenie – nasz bilans handlowy ze wspomnianymi czterema krajami Ameryki Południowej jest niewielki i nie jest to istotny rynek eksportowy z polskiej perspektywy. Eksport oscylował w ostatnich latach w przedziale 1,2 mld euro (2021 r.) – 1,7 mld euro (2023 r.), a import w przedziale 2,5 mld euro (2021 r.) – 3 mld euro (2023 r.). Kto zatem może na umowie zyskać? Przede wszystkim Niemcy jako największa gospodarka, która może eksportować do Ameryki Południowej maszyny, pojazdy i produkty chemiczne. Ponadto Włochy eksportujące produkty luksusowe, ale także dysponujące silną branżą motoryzacyjną, która zyskałaby dostęp do rozwijających się rynków. Holandia jako główne centrum logistyczne Europy także spogląda przychylnym okiem na kraje Mercosuru. ©℗