Według ekspertów proponowane przez rząd zmiany w prawie, które mają poprawić bezpieczeństwo na drogach, są zbyt zachowawcze.

W pierwszych trzech kwartałach tego roku na naszych drogach odnotowano 16,4 tys. wypadków. Takich zdarzeń było o 648 więcej niż rok wcześniej. Wzrosła także liczba zabitych. W pierwszych dziewięciu miesiącach ub.r. zginęło 1399 osób. Teraz – 1412 . O 730 osób, do prawie 19 tys. wzrosła też liczba rannych.

Wzrosła liczba przekroczeń prędkości

To nie koniec niekorzystnych statystyk dotyczących bezpieczeństwa na drogach. Liczba przekroczeń prędkości o minimum 50 km/h w terenie zabudowanym wzrosła o 1788 – do niemal 21 tys. Mamy też serię głośnych wypadków, w tym ten na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie, w którym pędzący volkswagenem 26-latek z pięciokrotnie nałożonym przez sąd zakazem prowadzenia pojazdów staranował forda. W tym ostatnim samochodzie podróżowała czteroosobowa rodzina. W wyniku zderzenia zginął 37-letni pasażer forda.

Przedstawione w ostatni piątek przez ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka zapowiedzi zmian w prawie rozczarowują jednak ekspertów. – W sytuacji, gdy mamy tragiczny wypadek za wypadkiem, a według badań poparcie społeczne dla zaostrzenia kar jest gigantyczne, jest oczekiwanie, że rząd wyjdzie z twardymi propozycjami. Nic jednak takiego nie miało miejsca – mówi Łukasz Zboralski, twórca portalu Brd24.pl.

Będzie nowy rodzaj przestępstwa

Klimczak powiedział m.in., że w kodeksie karnym pojawi się nowy rodzaj przestępstwa – zabójstwo drogowe. Dodał, że jako zabójca będzie traktowany kierowca jadący pod wpływem alkoholu lub narkotyków, który zabije kogoś w wypadku.

– Przecież teraz za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym pod wpływem narkotyków czy alkoholu kara już jest podwyższona. Grozi za to nie 8, tylko 20 lat więzienia. Tymczasem w Polsce mamy problem ze znacznym przekraczaniem prędkości. To też powinno się łapać na zabójstwo drogowe. Można dyskutować, czy to powinno być przekroczenie prędkości o 100 proc. czy np. o 100 km/h – mówi Łukasz Zboralski. Przyznaje, że do tej kategorii powinien się zaliczać przypadek zeszłorocznego wypadku na autostradzie A1. Domniemany sprawca jechał 300 km/h. To najpewniej przez niego spłonęła rodzina z małym dzieckiem.

Minister zapowiedział też, że odbieranie prawa jazda na trzy miesiące za przekroczenie prędkości o co najmniej 50 km/h dotyczyć będzie również terenu niezabudowanego. Jednak ta sankcja nie będzie grozić jadącym po autostradzie czy drodze ekspresowej. Według Łukasza Zboralskiego mamy tu zatem do czynienia z niekonsekwencją.

Kasowanie punktów karnych ograniczone

Rząd chce też ograniczyć możliwość niwelowania punktów karnych. Nie będzie można tego robić w przypadku wyprzedzania na przejściu dla pieszych, wyprzedzania na podwójnej ciągłej oraz przekraczania prędkości o ponad 50 km/h. – To znów zmiana, która wniesie mniej, niż by mogła. Nieoficjalnie wcześniej w rządzie rozmawiano o ucięciu możliwości kasowania punktów karnych kierowcom, którzy przekroczyli prędkość o 30 km/h lub więcej – zaznacza Zboralski.

Rząd chce także, by o prawo jazdy mogli się starać 17-latkowie. Przez pierwszy rok będą musieli jednak podróżować w towarzystwie osoby dorosłej, która ma prawo jazdy od co najmniej pięciu lat. Według Zboralskiego taki wiek opiekuna wydaje się ryzykowany, bo w praktyce nastolatki będą mogły jeździć w towarzystwie zaledwie 23-letnich osób. Tymczasem najwięcej wypadków na polskich drogach powodują dziś kierowcy w wieku 18–24 lata.

Kuba Czajkowski, ekspert ds. BRD ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, ocenia, że ministerialne zapowiedzi to krok w dobrą stronę, ale niewystarczający. – Społeczeństwo domaga się daleko idących zmian i kompleksowych rozwiązań. Trzeba nie tylko zaostrzyć sankcje, ale przede wszystkim postawić na automatyzację kontroli połączoną ze zmianami prawa dotyczącymi egzekucji. Nie ma innego wyjścia z uwagi na gigantyczne problemy kadrowe w służbach mundurowych, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać ze względu na ogromny kryzys demograficzny – ocenia.

Według Czajkowskiego trzeba zautomatyzować nie tylko kontrolę prędkości, lecz także przestrzegania sygnalizacji, buspasów czy przejazdów kolejowych. – Przy karaniu trzeba zaś wreszcie wprowadzić uproszczone postępowanie administracyjne wobec właściciela pojazdu. Niestety w tej ostatniej kwestii wciąż nie usłyszeliśmy konkretów – zaznacza.

Eksperci podkreślają, że wciąż mamy mało fotoradarów. Dzięki środkom z Krajowego Planu Odbudowy ich liczba wzrośnie z 600 do 800. Rozwiązaniem problemu byłby powrót urządzeń pod skrzydła samorządów. – Państwowego systemu nie udaje się szybko rozbudować. Nie wierzę w przełom, że nagle będzie ileś pieniędzy i postawimy 10-krotnie więcej fotoradarów. Nie widzę innej drogi niż przekazanie fotoradarów gminom – mówi Łukasz Zboralski. ©℗