To pierwszy budżet, jaki przygotowuje rządząca od niespełna roku koalicja. Poprzedni plan finansów państwa też uchwalali rządzący dziś, ale w kształcie opracowanym jeszcze przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Nie było więc mowy o realizacji własnych obietnic wyborczych. Można było jedynie mówić, że „nic, co dane, nie będzie odebrane”. Poprzedni budżet był uchwalony z pełną świadomością, że nie oznacza bynajmniej potrzebnego zacieśnienia w polityce fiskalnej, ale jej dalsze poluzowanie. Co było zgodne z logiką przedwyborczą, ale czy służyło długookresowej stabilności gospodarki, można się już zastanawiać.
Teraz premier, rząd, a przede wszystkim minister finansów biorą pełną odpowiedzialność za plan wpływów i wydatków państwa. Daje im to m.in. okazję, by naprawiać błędy poprzedników. Jak brak przejrzystości w budżecie. Poprzedniemu rządowi wytykano wypychanie poza ramy budżetu centralnego dużej części wydatków rządowych. To zaburza przejrzystość finansów, a także odbiera Sejmowi kontrolę nad sporą częścią państwowych wydatków.
Mowa przede wszystkim o funduszach zarządzanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego, jak Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 czy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych.
W nowelizacji ustawy o finansach publicznych ustalono już, że część podmiotów będących poza budżetem zostanie objęta regułą wydatkową i że znane będą ich plany finansowe. Projekt pokaże działanie nowych zasad. A może minister i rząd zechcą pójść dalej w przejrzystości i po prostu będą się starać nie korzystać z funduszy, które wcześniej były krytykowane?
Co dalej z budżetem?
Kluczowa sprawa to podstawowe kategorie budżetowe: dochody, wydatki, deficyt. One będą wskazówką, czy i w jaki sposób minister i rząd chcą ograniczać ekspansywność polityki fiskalnej. Prognozy zostały przedstawione w opublikowanym wiosną Wieloletnim planie finansów państwa. Choć dotyczyły nie tyle budżetu centralnego, ile wyniku całego sektora instytucji rządowych i samorządowych. Szacunki sprzed kilku miesięcy mówiły, że tegoroczny deficyt wyniesie 5,1 proc. PKB (tyle samo, co w ubiegłym roku), a przyszłoroczny 4,4 proc. Co nie oznaczałoby radykalnego zacieśnienia w polityce budżetowej. Sygnalizowało raczej, że rząd i minister finansów liczą na to, że z wysokiego deficytu uda nam się „wyrosnąć” dzięki powiększaniu PKB.
Projekt budżetu to z jednej strony urealnienie prognoz. A z drugiej strony pokazanie, czy możliwe jest bardziej restrykcyjne nastawienie w polityce fiskalnej, czy wręcz przeciwnie.
Będzie to miało znaczenie z perspektywy finansowania deficytu. Już w tym roku potrzeby pożyczkowe na tle lat wcześniejszych są wysokie. A w kolejnym?
Potrzeby pożyczkowe państwa
O ile wiosną mówiło się o tym, że będziemy objęci unijną procedurą nadmiernego deficytu, to teraz jest to już faktem. I po stronie rządu jest negocjowanie z Brukselą, jak długo zajmie nam ograniczanie deficytu, które będzie skutkować zdjęciem procedury, a przede wszystkim w jaki sposób zostanie to osiągnięte. Czy stronę unijną da się przekonać do „wyrastania” z deficytu? Ciekawe będzie przede wszystkim, czy projekt budżetu będzie już zakładał jakieś kroki, które mogłyby temu służyć, zwłaszcza po stronie dochodowej.
Bo w wydatkach minister finansów deklarował się jako dość szczodry. Przy koalicyjnym rządzie to nie dziwi. Czekamy na odpowiedź o skalę tej szczodrości. Innymi słowy – czy będą pieniądze na realizację wyborczych obietnic. Tu symbolem może być „kredyt na start”. W ostatnich miesiącach trwała dyskusja na temat jego sensowności – czy dopłaty do oprocentowania kredytów faktycznie służą zwiększeniu dostępności mieszkań, czy oznaczają tylko przerzucenie pieniędzy z budżetu do banku, a przede wszystkim do deweloperów. Ale ponieważ program będzie wymagał budżetowych pieniędzy, projekt pokaże, jak faktycznie rząd podchodzi do tego pomysłu, oraz do innych. Weźmy finanse samorządów. Jeszcze w ubiegłym tygodniu trwały negocjacje między rządem a stroną samorządową w sprawie projektu ustawy reformującej dochody JST. Ale przecież chodzi o sposób, w jaki pieniądze będą transferowane z budżetu centralnego do lokalnych. Znów: sama reforma nie ma jeszcze finalnego kształtu, a projekt już powinien ją uwzględniać. Nie chodzi tu przecież o drobne pieniądze.
To wszystko pytania o charakterze generalnym. Każdy odbiorca pieniędzy z budżetu (i dawca do niego) będzie miał szczegółowe – jak projekt AD2025 przełoży się na jego własną sytuację. ©℗