Ryszard Witkowski dorastał w podwarszawskim Milanówku. To tam w 1941 r. związał się z konspiracją, najpierw jako żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej, a następnie Armii Krajowej. Ponieważ jego matka, Felicja Witkowska, prowadziła miejscowe atelier fotograficzne, nie tylko potrafił robić zdjęcia, lecz także – w odróżnieniu od większości ludzi – miał dostęp do nowoczesnego aparatu małoobrazkowego Leica oraz zapasu filmów Agfa Isopan. Dzięki temu jeszcze w trakcie Powstania Warszawskiego zdołał zrobić cenne fotografie ukazujące ewakuowane z walczącego miasta szpitale czy też rozmieszczonych pod Warszawą przez niemieckie dowództwo węgierskich żołnierzy. Z kolei po upadku stolicy, gdy do Milanówka trafili wygnani przez Niemców warszawiacy, a wraz z nimi przedstawiciele Polskiego Państwa Podziemnego, podjął się wykonywania mikrofilmów dla Delegatury Rządu na Kraj. Jednak ta działalność, jak miało się okazać, nie była ukoronowaniem jego konspiracyjnej służby z aparatem.
Bez rozkładu jazdy
Tuż przed wznowieniem przez Sowietów wstrzymanych podczas powstania działań militarnych w rejonie Warszawy Niemcy zniszczyli trakcję elektryczną linii kolejowych prowadzących do miasta. Gdy w połowie stycznia 1945 r. ostatecznie ruszyła ofensywa Armii Czerwonej, przesuwając w błyskawicznym tempie linię frontu na zachód Polski, uruchomiono połączenie kolejowe z Milanówka do zniszczonej stolicy, wykorzystując w tym celu parowozy. Jak wspominał Ryszard Witkowski w udzielonym w 2019 r. wywiadzie, pierwsze pociągi „kursowały bez rozkładu jazdy i biletów. Pasażerowie, którymi były tłumy popowstańczych wygnańców pragnących powrócić do Warszawy, po prostu czatowali w trakcie surowej zimy na odjazd kolejnego składu. Gdy pojawiał się pociąg, ludzie, w trudnym dziś do wyobrażenia tłoku, jechali w wagonach osobowych, towarowych oraz na ich dachach”. Pomimo tak ekstremalnych warunków i zimowego mrozu „Orliński” zdecydował się wyruszyć jednym z pierwszych transportów do Warszawy, zabierając ze sobą w celach dokumentacyjnych aparat i dwa filmy.
Świeże zgliszcza
Pociąg skończył bieg na Dworcu Zachodnim. Dalsza trasa była już nieprzejezdna i Witkowski musiał rozpocząć pieszą wędrówkę przez zniszczone miasto. Ulicami Ochoty przeszedł do Śródmieścia Południowego. Jak relacjonował: „Gdy dotarłem na Plac Zbawiciela, po raz pierwszy zobaczyłem robiące silne wrażenie zniszczenia. Całe wnętrze kościoła Zbawiciela było zrujnowane”. Niedaleko świątyni, przy ul. Mokotowskiej mieściła się jego dotychczasowa uczelnia, Inżynierska Szkoła im. Hipolita Wawelberga i Stanisława Rotwanda. Ze smutkiem oglądał wypalone mury budynku, do którego jeszcze podczas okupacji uczęszczał ze swoimi przyjaciółmi. Mijając kolejne ulice, dokumentował charakterystyczne gmachy Warszawy. Wspominając tę wyprawę, z żalem podkreślał: „pamiętać jednak należy, że dysponowałem wówczas dwoma filmami, na których mogłem naświetlić tylko 72 zdjęcia, więc cały czas bardzo je oszczędzałem. Było to tym trudniejsze, że takie miejsca, jak potwornie zrujnowany kościół św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży, robiły na mnie ogromne wrażenie”. Kolejnym obiektem, którego stan bardzo poruszył Witkowskiego, był zdobyty przez Powstańców 23 sierpnia 1944 r., kościół św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu. Świątynia nie miała dachu i była w połowie zawalona, a na jej ruinach leżał śnieg. Sprzed niej ruszył w stronę miejsca, w którym przed wojną rozgrywały się najważniejsze uroczystości państwowe w Warszawie, czyli pl. Marszałka Józefa Piłsudskiego, przemianowanego przez okupanta na Adolf-Hitler-Platz. Tam, jak opowiadał: „rozpościerał się jeszcze bardziej wstrząsający widok. Z morza gruzu sterczały trzy arkady Pałacu Saskiego ocalałe nad Grobem Nieznanego Żołnierza. Dookoła pobliskiego Placu Teatralnego stały wypalone budynki, z których pozostały jedynie fronty budowli”.
Gruzy o wysokości pierwszego piętra
Pomimo coraz silniej odczuwanego zmęczenia i wychłodzenia skierował się ku głównemu celowi swojej wędrówki, Staremu Miastu. To ono było teatrem najcięższych powstańczych walk, toczonych o każdy skrawek kamienicy. To stąd Powstańcy wycofali się kanałami 2 września 1944 r., gdy nie było już gdzie się bronić. Młody chłopak, jakim był wówczas Witkowski, chciał zobaczyć, jak wyglądała ta najbardziej heroiczna część powstańczej Warszawy. Na zrujnowanym pl. Zamkowym ujrzał jedyny pozostawiony przez Niemców nieprzetopiony warszawski pomnik. Mimo upływu wielu lat w przytaczanym wywiadzie Witkowski opisywał tę sytuację, nie ukrywając emocji: „Leżąca na ziemi, po zniszczeniu kolumny, figura króla Zygmunta III Wazy. To był szokujący widok. Nasz król leżący bezradnie na ziemi bez krzyża. Pomimo tego poświęciłem na niego tylko jedną klatkę, bo przede mną już roztaczały się ruiny wysadzonego w powietrze Zamku Królewskiego”. Z dawnej siedziby polskich monarchów ocalały tylko kikuty niegdyś wspaniałej Sali Wielkiej. Wysadzenie zamku w powietrze w drugiej połowie Powstania nadzorował dowódca Pułku Saperów Szturmowych, mjr Karl Herzog. W ten metodyczny sposób okupant starał się wymazać z dziejów Europy pamięć o historii i kulturze Polski. Witkowski w następujący sposób opisywał swoje kolejne kroki: „Kierując się dalej w stronę rynku Starego Miasta ulicą Świętojańską musiałem się wspinać po gruzach na wysokość pierwszego piętra. Tam też zobaczyłem miejsce, które wstrząsnęło mną najbardziej. Katedra św. Jana, w której wielokrotnie bywałem, została obrócona w stertę gruzu. Pozostało zaledwie parę fragmentów gotyckich ścian. Brak mi słów, jaki to był widok”. Dalej minął zniszczone rynki Starego Miasta i Nowego Miasta. Powoli zaczynało brakować mu nie tylko sił, lecz także klatek na zabranych filmach fotograficznych. Postanowił wrócić na dworzec, przechodząc jeszcze obok mieszczącej się przy ul. Krochmalnej fabryki Pionier, w której pracował podczas okupacji.
Wizualne świadectwo
W ten sposób, pokonując w zimowym chłodzie pieszo niemal 20 km, przeszedł szlak prowadzący przez zniszczone i opustoszałe dzielnice: Ochotę, Śródmieście oraz Wolę. Wykonana dużym nakładem sił seria kilkudziesięciu zdjęć stała się wizualnym świadectwem niemieckich zniszczeń w Warszawie podczas II wojny światowej. Powstały fotoreportaż nt. miasta, które miało nigdy nie dźwignąć się z ruin, po latach trafił do zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego. Historia dopełniła się 13 października 2021 r., gdy 95-letni Ryszard Witkowski, jako juror rocznicowego konkursu fotograficznego „Pamięć «W» kadrze”, przekazał do MPW swoją leicę, aparat, za pomocą którego zimą 1945 r. uwiecznił zniszczoną Warszawę.