Proponowane zmiany w żaden sposób nie przełożą się na zwiększenie dostępności oraz skrócenie kolejek do fizjoterapii ambulatoryjnej – czytamy w piśmie prezesa Krajowej Rady Fizjoterapeu tów (KRF) Tomasza Dybka do prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) Filipa Nowaka.
O co chodzi? Projekt nowelizacji zarządzenia prezesa NFZ dotyczącego rehabilitacji leczniczej – programów zdrowotnych – leczenia dzieci i dorosłych ze śpiączką przewiduje, że wizyty domowe w ramach kontraktu na fizjoterapię ambulatoryjną, czyli w przychodni, zostaną ograniczone i mają stanowić 20 proc. czasu pracy fizjoterapeutów, a stacjonarne 80 proc. W praktyce oznacza to, że w wielu przypadkach przychodnia nie będzie mogła wysłać fizjoterapeuty do pacjenta, który nie może dotrzeć na wizytę stacjonarną. – To uderzy na przykład w osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności albo obłożnie chore. Jeśli ograniczymy możliwość wizyt u nich, nie otrzymają optymalnej pomocy i mogą dłużej dochodzić do zdrowia – mówi nam wiceprezes KRF Hanna Kowalewska.
Dlaczego, skoro nie mają możliwości dotarcia, tacy pacjenci są zapisywani do przychodni? Fizjoterapeu ci tłumaczą, że w wielu mniejszych miejscowościach wizyty wyłącznie domowe nie są kontraktowane. Jedynym rozwiązaniem pozostają te ambulatoryjne.
Z kolei wizyty domowe, których dotyczy projekt nowelizacji zarządzenia, to co innego niż takie odbywane wyłącznie w domu pacjenta, np. ze znacznym stopniem niepełnosprawności, na które obowiązuje osobny kontrakt. Wizyty domowe w ramach kontraktu dla przychodni są rodzajem wyjątku i stanowią zabezpieczenie dla tych, których stan w trakcie fizjoterapii ambulatoryjnej nagle się pogorszy. Realizuje ją inna grupa fizjoterapeutów niż ta pracująca w przychodni. W dodatku używany jest sprzęt przeznaczony tylko do wizyt domowych. Tej grupy fizjoterapeutów nie można przesunąć do pracy w ambulatorium w ramach kontraktu z NFZ. Dlatego KRF obawia się, że noweliza cja może doprowadzić do zwolnień.
Część pacjentów już dzisiaj słyszy, że ich fizjoterapeuta może przestać przychodzić. Alternatywą są wizyty płatne. Ich ceny na rynku zaczynają się jednak od ok. 200 zł, czyli kwoty dla wielu chorych nieosiągalnej.
O sprzeciwie Krajowej Rady Fizjoterapeutów wobec projektu zarządzenia prezesa NFZ pisały już m.in. „Gazeta Wyborcza” i portal Prawo.pl.
Narodowy Fundusz Zdrowia tłumaczy w uzasadnieniu rozporządzenia, że w ten sposób „uwolniony zostanie potencjał świadczeniodawców”. Zdaniem KRF założenie jest błędne i zmiana doprowadzi do sytuacji odwrotnej, bo wiele oddziałów wojewódzkich funduszu nie chce płacić za nadwykonania.
Jeszcze większym problemem jest ograniczenie liczby wszystkich wizyt. Nie wiadomo bowiem, czy przychodnie będą w stanie pomieścić nadwyżkę pacjentów w lokalach.
Jak nieoficjalnie wiadomo, zmiana rozporządzenia wynika z chęci ograniczenia patologii, jakie dotyczą 16 ze wszystkich ponad 2 tys. ambulatoryjnych praktyk fizjoterapeutów, w których większość wizyt była realizowana jako domowe. Nieuczciwi kontrahenci chcieli w ten sposób zapewnić sobie wyższe finansowanie – wizyty domowe są wycenione wyżej niż te odbywane w przychodni, choćby ze względu na konieczność dojazdu do domu pacjenta.
Zdaniem KRF rozwiązaniem byłoby podpisywanie przez fundusz kontraktów na wizyty domowe w ramach fizjoterapii ambulatoryjnej z indywidualnymi lub grupowymi praktykami fizjoterapeutów. ©℗