Wiadomości o rzekomych planach zrównania zasiłków, jakie otrzymać mają migranci z tymi, które dostają Polacy, wstrząsnęła polską opinią publiczną. I gdy strona rządowa się tłumaczy oraz uspokaja, iż nic się nie dzieje, opozycja ma plan, jak szybko zakończyć całą dyskusję. A co zawiera unijne prawo?

Wejście w życie dyrektywy Parlamentu Europejskiego z 14 maja 2024 r. o zasadach przyszłej polityki migracyjnej wywołało w Polsce niemałe oburzenie. Uwagę zwrócono szczególnie na jeden zapis, mówiący o zasiłkach, jakie mają dostawać przybywający do Polski w ramach relokacji migranci.

Zasiłki dla migrantów będą wyższe?

W części opisowej dyrektywy zawarto bowiem sformułowania, które sugerują, że państwa członkowskie UE, implementując unijną dyrektywę do swoich systemów prawnych, powinny zadbać o hojne wynagradzanie migrantów, aby zapobiec ucieczkom do krajów, w których płaci się więcej.

„Harmonizacja warunków przyjmowania osób ubiegających się o ochronę międzynarodową powinna pomóc w ograniczaniu wtórnego przemieszczania się tych osób, na które wpływ ma zróżnicowanie warunków ich przyjmowania” – ustalił Parlament Europejski.

I to wystarczyło, by wywołać burzę. Gdy strona opozycyjna zaczęła wyciągać na światło dzienne, jaką przyszłość szykuje Polakom władza, zareagować postanowiła strona rządowa. W rozmowie z Radiem Zet wiceminister spraw wewnętrznych, prof. Maciej Duszczyk zapewniał, że to, jak w Polsce będzie wyglądać unijne prawo, zależeć będzie od nas samych.

- Dyrektywa to akt prawny implementowany przez państwo członkowskie, które decyduje, w jaki sposób to zrobi - twierdzi minister Duszczyk.

Tak można migrantom odebrać zasiłki. Furtka prawna

Okazuje się, że jest duża szansa na to, że rzeczywiście ewentualne zrównanie świadczeń socjalnych dla migrantów i Polaków zależeć będzie od naszego ustawodawcy. W trzewiach unijnej dyrektywy zaszyta jest bowiem pewna furtka.

„W przypadku gdy państwa członkowskie zapewniają świadczenia materialne w ramach przyjmowania w formie świadczeń pieniężnych lub talonów, ich wysokość ustala się na podstawie wartości określonych na podstawie prawa lub praktyki danego państwa członkowskiego w celu zapewnienia odpowiedniego poziomu życia obywatelom” – czytamy w dokumencie.

Dokument pozwala też państwom członkowskim UE traktować osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową „mniej korzystnie niż obywateli”, jeśli wymagałoby to zapewnienia obywatelom właściwego poziomu życia. Dyrektywa pozwala również zabrać migrantom świadczenia pieniężne, jeśli nie zastosują się oni do pewnych zasad:

  • bez zezwolenia opuszczą obszar, po którym pozwolono im się swobodnie poruszać
  • poważnie, lub wielokrotnie naruszą regulamin ośrodków dla cudzoziemców
  • nie będą uczestniczyć w obowiązkowych „środkach integracyjnych”, jeśli takie są zapewniane przez państwo.

Recepta polityka: zamknąć granicę z Niemcami

Afera ze zrównywaniem świadczeń socjalnych dla migrantów i Polaków przebiła się do pierwszych szeregów polskiej klasy politycznej. Minister rodziny, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapewniała, że nie ma mowy o jakimkolwiek uprzywilejowanym traktowaniu osób przybywających do Polski.

- Nie jest wyobrażalne to, żeby polscy obywatele, którzy korzystają z systemu pomocy społecznej, którzy korzystają ze świadczeń, z zasiłku, byli w jakikolwiek sposób gorzej traktowani – twierdzi minister.

O wiele bardziej oszczędni w słowach są posłowie KO z komisji administracji i spraw wewnętrznych. Niezbyt chętnie chcą komentować całe migracyjne zamieszanie, kierując od razu w stronę rządu, ale za to proste recepty na zamknięcie całej dyskusji mają ich koledzy z prawej strony sceny politycznej. Zdaniem posła Piotra Kalety z PiS, rząd Donalda Tuska powinien w sprawie implementacji tej unijnej dyrektywy migracyjnej zachować się tak samo, jak w podobnych sprawach postępował rząd Mateusza Morawieckiego.

- Nie wpuszczamy nikogo, bo jest to dla nas śmiertelne zagrożenie. Nie ma co dyskutować, ponieważ z tymi ludźmi nie da się dyskutować i jeżeli naprawdę dba się o interes naszej Ojczyzny i bezpieczeństwo Polaków, to po prostu ta dyrektywa nie ma prawa wejść w życie i zasada jest prosta – szczelność granic. Jeżeli trzeba, to wprowadzić kontrolę na granicy z Niemcami po naszej stronie – mówi Gazecie Prawnej poseł Kaleta.

Dodaje również, żeby nie dać się zmylić, bowiem całe zamieszanie z migrantami do „zorganizowana akcja sowietów, która ma osłabić również potencjał militarny naszej Ojczyzny”