Jeszcze w maju ma być gotowy projekt nowego regulaminu Sejmu, który to umożliwi.
Wszyscy obywatele będą mogli napisać uwagi do ustaw, którymi zajmuje się Sejm – to nowy pomysł marszałka Szymona Hołowni na poprawę procesu stanowienia prawa. – Otwieramy proces konsultacji na społeczeństwo, na obywateli, którzy ten Sejm wybierają – zaznacza polityk. W czwartek pomysł zaopiniowało prezydium Sejmu – aby go wprowadzić, jest bowiem potrzebna zmiana w regulaminie izby.
Jak słyszymy w Centrum Informacyjnym Sejmu, projekt jest jeszcze roboczym dokumentem. Nieoficjalnie dowiadujemy się jednak, że marszałek zamierza pokazać go jeszcze w maju.
Opinie, które mają być zgłaszane do ustaw, nie będą anonimowe. Aby je przekazać, trzeba będzie dokonać uwierzytelnienia, np. za pomocą podpisu elektronicznego.
Jak mówi nam wicemarszałek Krzysztof Bosak (Konfederacja), na tym etapie pomysł nie budzi kontrowersji. – Uważam, że potrzebujemy dobrze przemyślanego systemu, w którym obywatele będą mogli brać udział w procesie stanowienia prawa – ocenia w rozmowie z DGP.
Janusz Cieszyński, poseł PiS i były minister cyfryzacji, przekonuje, że taka platforma powinna być spięta z Rządowym Centrum Legislacji, by zachować spójność na każdym etapie. – Tworzenie osobnej aplikacji wiąże się z ryzykiem, że niewiele osób z niej skorzysta – przekonuje. Dodaje jednak, że faktycznie nie ma dzisiaj sensownych narzędzi, które umożliwiałyby obywatelom udział w procesie legislacyjnym.
Elektroniczny system, który proponuje Hołownia, ma także rozwiązać problem poprawek poselskich dorzucanych do ustaw w ostatniej chwili. – Każda poprawka będzie musiała być odnotowana online, przez kogo została zgłoszona i czego dotyczyła. Chcemy skończyć z praktyką poprawek na karteczkach, o których nie do końca wiadomo, kto je zgłosił i dlaczego zrobił to w ostatniej chwili – zapowiedział.
To praktyka, którą w ubiegłej kadencji rozsławił Marek Suski. Poseł PiS w styczniu 2023 r. przyniósł fundamentalną poprawkę zwiększającą minimalną odległość wiatraków od zabudowań z 500 do 700 m od zabudowań na odręcznie napisanej i pokreślonej kartce.
Hołownia chciałby także, aby każda ustawa – nawet projekt poselski – miała obowiązkowo Ocenę skutków regulacji, czyli próbę oceny konsekwencji jej wpływu na rzeczywistość. Do tej pory OSR była wymagana tylko od projektów, które idą ścieżką rządową. Teraz mają być też w tych, które zgłaszają posłowie – będzie za to odpowiedzialna kancelaria Sejmu.
Hołownia zakłada, że to przedłuży pracę nad projektami. Choć, jak zastrzegł marszałek, w uzasadnionych przypadkach będzie możliwość skorzystania z szybkiej ścieżki.
Platforma do obsługi Sejmu to tylko jeden z pomysłów marszałka. W styczniu zapowiedział aplikację do przeglądania Konstytucji RP. Kiedy pytaliśmy o nią posłów z sejmowej komisji cyfryzacji, pomysł wzbudzał wesołość. Bartłomiej Pejo (Konfederacja), przewodniczący komisji przyznał, że w Sejmie widzi wiele pilniejszych potrzeb cyfryzacyjnych. Podobnie oceniał Adrian Zandberg (Lewica). Jak przyznał w rozmowie z DGP, jeżeli z prawnej aplikacji miałby być jakiś pożytek, powinna służyć do przeglądania bieżących aktów prawnych. Taką funkcjonalność oferują dziś komercyjne programy.
Nie tylko Szymon Hołownia ma cyfryzacyjne pomysły. W Koalicji Obywatelskiej coraz częściej mówi się o wprowadzeniu głosowania przez internet. Najpierw taką obietnicę złożył Donald Tusk, później plan potwierdził w wywiadzie z DGP Mariusz Witczak, przewodniczący podkomisji stałej ds. nowelizacji prawa wyborczego. Poinformował, że w Sejmie ruszyły już prace analityczne związane z tym rozwiązaniem. ©℗
Głosowanie przez internet ułatwi podważanie wyników wyborów
opinia
Wśród polityków koalicji rządzącej pojawił się pomysł, by wprowadzić głosowanie przez internet. Ten pomysł wraca od czasu do czasu, ale to bardzo niebezpieczna idea, zwłaszcza w tak niespokojnych czasach jak dziś.
Politycy myślą o wyborach przez internet, bo sądzą, że w ten sposób pokażą się jako nowocześnie myślący, wesprą frekwencję, przyciągną do głosowania młodych, obniżą koszty i usprawnią liczenie głosów. Moim zdaniem realna jest tylko ostatnia korzyść, bo faktycznie system informatyczny pozwoli na zautomatyzowanie tego procesu. O oszczędnościach nie będzie mowy, bo system trzeba najpierw zbudować, a potem utrzymywać. Poza tym większość obecnego kosztu wyborów to pensje dla komisji wyborczych. Te trzeba będzie utrzymać, bo nie można odciąć od wyborów wszystkich, którzy nie potrafią obsłużyć komputera. Nawet w Estonii, która zawsze jest podawana jako przykład kraju wykorzystującego e-wybory, połowa obywateli preferuje tradycyjny model głosowania (z wyborami przez internet są tam zresztą poważne problemy, które ujawnili niezależni konsultanci).
Trudno jest zbudować system, który byłby równocześnie odporny na ataki czy manipulacje z zewnątrz, zapewniał weryfikację tożsamości wyborcy i gwarantował tajność wyborów. Ale nie to jest największym problemem. Jest nim zaufanie.
W raporcie „Casting Votes Safely” organizacji Verified Voting można przeczytać celne podsumowanie: „Wybory nie tylko muszą udowodnić wygranym, że wygrali, ale przede wszystkim muszą przekonać przegranych, że przegrali”. Dziś jest to stosunkowo proste, bo głosowanie za pomocą papierowych kart łatwo jest zrozumieć. Oszustwa na dużą skalę są stosunkowo trudne, podobnie jak sprzedaż głosów. Kiedy jednak takie funkcje przejmie elektroniczny system, którego działanie będą rozumieć tylko matematycy czy programiści, łatwiej będzie podważać wyniki głosowania.
To piękna pożywka dla teorii spiskowych i oskarżeń, że wybory zostały sfałszowane czy skradzione. Z pewnością korzystaliby z takich narracji Rosjanie. not. wit©℗