Ministerstwo Zdrowia chce zakazać sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Ale trzy czwarte zakupów robimy w dyskontach i sklepach osiedlowych.

Projektu zmian jeszcze nie ma. Według zapowiedzi resortu zdrowia zakazem sprzedaży miałyby zostać objęte stacje paliw. Według danych Nielsena udział stacji w ilościowej sprzedaży alkoholu w Polsce wynosi ledwie 2,1 proc. To przekłada się na ponad 74 mln l alkoholu z 3,5 mld l sprzedanych w ostatnim roku. To niewiele w porównaniu ze sklepami osiedlowymi i z dyskontami. Łącznie mają one 79,3 proc. udziału w sprzedaży, z czego za ponad 52 proc. odpowiadają małe sklepy spożywcze.

Problem leży więc gdzie indziej, choć zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach jest potrzebny. To powinno być miejsce sprzedaży paliw, a nie kuszenia kierowców – uważa Krzysztof Brzózka, były prezes Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jego zdaniem w Polsce należałoby zlikwidować połowę sklepów z alkoholem. – Mam świadomość, że to nierealistyczne. Ale ograniczenie dostępności to najlepszy sposób na walkę z alkoholizmem. Roczne spożycie czystego alkoholu to wciąż ponad 9 l na osobę – zauważa.

Jak wynika z danych Nielsena, udział alkoholu mocnego i piwa w wartości sprzedaży stacji paliw osiąganej z produktów spożywczych, chemiczno-kosmetycznych i papierosów to 16 proc.

– Walka będzie zacięta. Stacje paliw nie będą chciały łatwo zrezygnować z takiego źródła wpływów – mówi dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw portalu E-petrol. Szczególnie że marże osiągane na paliwach są coraz mniejsze. – Nie zapominajmy też, że na rynku istnieją stacje przymarketowe. Jak wtedy rozwiązać problem dostępu do alkoholu? Poza tym zakaz sprzedaży na stacjach przekieruje ruch do małych sklepów spożywczych, do których kierowca będzie przecież mógł bez problemu podjechać – zauważa.

Bogdan Urban, prezes Mazowieckiego Związku Stowarzyszeń Abstynenckich, proponuje inne rozwiązanie niż ograniczanie dostępności alkoholu. W marcu stowarzyszenie złożyło w Senacie petycję, w której domaga się wprowadzenia minimalnej ceny na alkohol.

– Nie wskazujemy, ile powinna ona wynieść. Za każdym razem, gdy to było robione, pomysł upadał. Wygrywały wpływy do budżetu z tytułu akcyzy, a przegrywało zdrowie publiczne. Mamy nadzieję, że tym razem będzie inaczej – mówi i dodaje, że według niego półlitrowa butelka wódki powinna kosztować 40 zł.

Z każdym rokiem dostęp do alkoholu jest jednak coraz łatwiejszy. Za przeciętne miesięczne wynagrodzenie można już kupić niemal 1890 butelek piwa lub 219 butelek wódki. Dziesięć lat temu było to odpowiednio ponad 1200 piw i 174 butelek wódki.

Jeśli petycja upadnie, to będziemy składać ustawę obywatelską. Ta jednak będzie miała już szerszy zakres. Poza ceną minimalną obejmie całkowity zakaz reklamy alkoholu oraz ograniczenie sprzedaży we wszystkich sklepach. Alkohol powinien być dostępny od godz. 10 do godz. 16, tak jak w Islandii, gdzie dzięki temu udało się znacząco ograniczyć sprzedaż – mówi Bogdan Urban.

Z kolei Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy już oświadczył, że najlepszą drogą do osiągnięcia trwałej zmiany jest edukacja, a nie restrykcje. A na dodatek ograniczenia – zdaniem związku – prowadzą do wzrostu działalności w szarej strefie. Emilia Rabenda, prezes zarządu związku, podkreśla też, że średnie spożycie alkoholu na głowę mieszkańca utrzymywało się na stabilnym poziomie od ponad dekady, a w ostatnich dwóch latach można zauważyć spadki dotyczące konkretnie rynku alkoholi mocnych. ©℗

ikona lupy />
Sprzedaż alkoholu w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe