Wiceszef resortu rodziny, pracy i polityki społecznej Paweł Zgórzyński z PSL złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska – ustalił DGP. Jak nieoficjalnie słyszymy, jednym z powodów podjęcia takiej decyzji miała być zła współpraca w kierownictwie ministerstwa.
Dotychczas kierownictwo resortu składało się z sześciu osób. Na czele stoi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy, wśród jej zastępców znajdują się Aleksandra Gajewska (PO), Łukasz Krasoń (Polska 2050), Katarzyna Nowakowska (Polska 2050), Sebastian Gajewski (Lewica) i Paweł Zgórzyński (PSL). Taki skład wciąż widnieje na internetowej stronie ministerstwa.
O tym, że współpraca w resorcie nie układa się pomyślnie, informowaliśmy na łamach DGP już pod koniec marca. Jak słyszymy, w niektórych momentach atmosfera była tak zła, że część kierownictwa w resorcie niemal w ogóle nie rozmawiała ze sobą bezpośrednio. Sprawy były załatwiane jedynie za pośrednictwem pracowników poszczególnych sekretariatów. Szczególnie trudno ma układać się współpraca pomiędzy szefową resortu Agnieszką Dziamianowicz-Bąk a jej pierwszą zastępczynią Aleksandrą Gajewską.
– Zgórzyński miał dosyć „uśmiechniętej” polityki. Praca w MRPiPS faktycznie nie należy do łatwych. Panuje dość trudna atmosfera, istnieje pełno napięć. Awantury są na porządku dziennym – mówi nam źródło dobrze poinformowane o sytuacji w resorcie.
Paweł Zgórzyński w rozmowie z DGP potwierdza, że nie będzie kontynuował pracy w resorcie. – Złożyłem w poniedziałek rezygnację z funkcji wiceministra. Powodem są względy osobiste. Tyle mogę powiedzieć – ucina.
Przedstawiciel PSL był podsekretarzem stanu w MRPiPS od stycznia 2024 r. Odpowiadał za przygotowanie i realizację Krajowego Planu Odbudowy. Podlegały mu dwa departamenty: Analiz Ekonomicznych (DAE) oraz Pomocy Społecznej (DPS). Ponadto od 2006 r. jest również radnym sejmiku kujawsko-pomorskiego. W wyborach samorządowych w 2024 r. wywalczył reelekcję, startując z 1. miejsca na liście koalicyjnego komitetu wyborczego Trzeciej Drogi.
Jak informował w tym tygodniu „Wprost”, trudna i napięta atmosfera to codzienność dla polityków koalicji rządzącej. Nerwy wprowadzać ma sam premier Donald Tusk. „Coraz słabsze osoby wychodzą z płaczem posiedzeń rady ministrów” – relacjonował tygodnik.