Pułkownik dr Zdzisław Małkowski: Większość żołnierzy rezerwy jest zdyscyplinowanych i gdy otrzymują karty powołania, to zgłaszają się do jednostek wojskowych. Jakiś tam procent się odwołuje, m.in. ze względu na sytuację rodzinną czy zawodową, ale ten odsetek nie jest duży. Oczywiście w mediach społecznościowych pojawiają się porady, jak uniknąć takich ćwiczeń, ale niewielu rezerwistów z tego korzysta.

Wojskowi i politycy mówią nam, że za jakieś trzy lata możemy być w stanie wojny z Rosją. Już obecnie rosyjskie rakiety przelatują przez naszą przestrzeń powietrzną. Czy taki scenariusz jest realny?
ikona lupy />
Płk. dr Zdzisław Małkowski, szef Mazowieckiego Ośrodka Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji / Dziennik Gazeta Prawna / fot. Wojtek Górski

Już starożytni stratedzy mówili: chcesz mieć pokój, to przygotowuj się do wojny. Nasi żołnierze zawsze przygotowują się do konfliktu zbrojnego. Obecnie trzeba się tylko skupić na tym, aby osiągnąć najwyższą gotowość.

Czy przygotowania do wojny dopiero teraz są traktowane bardziej poważnie przez żołnierzy?

Każdy żołnierz zawodowy taką ewentualność zawsze traktuje poważnie.

Pytam dlatego, że przecież nie wszyscy wojskowi to pasjonaci z powołania, część z nich postrzega wojsko jako stabilnego pracodawcę.

Ja jestem żołnierzem z powołania. Niemiej jednak nie można wykluczyć takiej ewentualności, że część żołnierzy wybiera wojsko z tego względu, że postrzega je jako stabilnego pracodawcę, bo tak faktycznie jest.

Do stopnia pułkownika można dojść z powołania albo z polecenia. Oczywiście nie mam tu na myśli pana, ale o takich szybkich karierach w armii co jakiś czas się słyszy.

Jeśli wziąć pod uwagę mój wiek, widać, że raczej nie jestem w tej grupie żołnierzy awansujących z polecenia. Tym bardziej że mam za sobą 37 lat służby na różnych stanowiskach służbowych, w tym 25 lat w administracji wojskowej.

No to najwyższy czas na awans generalski…

Już chyba zbyt późno na taki awans. Dodatkowo stanowisko w ośrodku, którym kieruję, jest przypisane do stopnia etatowego pułkownika. Myślę, że dobrze pan wie, że aby zostać generałem, trzeba zajmować stanowisko zaszeregowane do stopnia generalskiego i ukończyć wymagane dodatkowe studia, a ja jestem tylko skromnym doktorem.

Czy trzeba mieć tzw. plecy u góry oraz prezydenta?

Nie. Raczej nie ma to znaczenia. Wydawało mi się, że mieliśmy rozmawiać o innych sprawach ważnych dla wojska?

Panie pułkowniku, ścieżka kariery też jest bardzo ważna. W tym roku ma zostać przeszkolonych do 200 tys. rezerwistów. Czy rzeczywiście ta liczba zostanie osiągnięta?

Wszystko zależy od tego, jak dowódcy jednostek zaplanowali sobie te ćwiczenia. Oczywiście 200 tys. to jest maksimum. Każda jednostka w ramach przydzielonego limitu ustanawia sobie własne potrzeby szkoleniowe żołnierzy pasywnej rezerwy. Z kolei naszym zadaniem, jako organów administracji wojskowej, jest przede wszystkim powołanie tych żołnierzy na ćwiczenia.

Czy wzywani odwołują się od wezwań na ćwiczenia?

Większość żołnierzy rezerwy jest zdyscyplinowanych i gdy otrzymują karty powołania, to zgłaszają się do jednostek. Jakiś tam procent się odwołuje, m.in. ze względu na sytuację rodzinną czy zawodową. W ostatnim czasie powołaliśmy 200 żołnierzy, z tego 177 zgłosiło się do służby. Najczęściej stawiennictwo jest na poziomie 80–90 proc. Oczywiście w mediach społecznościowych, na rolkach, pojawiają się porady, jak uniknąć takich ćwiczeń, ale niewielu rezerwistów z tego korzysta. Każdy szanujący się obywatel, który ma przydział mobilizacyjny, jest żołnierzem odpowiedzialnym i gdy otrzymuje tę kartę powołania, stara się wypełnić swój obowiązek wobec ojczyzny. Ze swojej strony staramy się, aby te ćwiczenia nie trwały miesiąc, ale kilka dni, tak aby nie było to zbyt uciążliwe. W efekcie w jednostce można przebywać przez od 5 do 10 dni.

Ważne jest chyba, aby takie szkolenie nie było sztuką dla sztuki?

Wszystko zależy od tego, jak dowódca jednostki opracuje plan szkolenia na określone ćwiczenia.

Czyli szkolenia zależą od podejścia do tej kwestii dowódców?

Niewątpliwie tak.

Pojawiają się głosy, że na takich ćwiczeniach nie ma nawet odpowiedniej ilości amunicji, aby rezerwa mogła sobie chociaż postrzelać. Czy to oznacza, że z tą jakością szkoleń wojskowych jest różnie?

O to trzeba pytać poszczególnych dowódców.

A pan nie ma z nimi kontaktu?

Oczywiście, że mam.

I co mówią dowódcy? Że szkolenia są super czy może są niedofinasowane?

Ci, z którymi rozmawiam, przekonują mnie, że plan szkoleń mają tak dopracowany, że żołnierz pasywnej rezerwy na ćwiczeniach ma cały spędzony w jednostce czas całkowicie wypełniony różnego rodzaju zajęciami, w tym strzelaniem.

I że ze zmęczenia będzie wracał do domu po ćwiczeniach wręcz na kolanach?

W pewnym sensie tak. Takie ćwiczenia mają też na celu podnieść kondycję fizyczną żołnierza.

Były takie czasy, że szkoleń nie było przez kilka lat.

Tak było. Z powodu przyznawania bardzo małych limitów szkoleniowych dla żołnierzy pasywnej rezerwy większość jednostek wojskowych nie prowadziła szkoleń.

Chętnych nie brakuje chyba też do Wojsk Obrony Terytorialnej?

Na Mazowszu nie możemy narzekać na brak chętnych do WOT. Dla przykładu podam, że w ubiegłym roku wcieliliśmy ponad 2 tys. żołnierzy do trzech brygad obrony terytorialnej, batalionu dowodzenia WOT oraz Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki, które w swojej strukturze ma stanowiska dla żołnierzy WOT. Chciałbym podkreślić duże zaangażowanie mazowieckich wojskowych centrów rekrutacji (WCR) w tym zakresie. Ich praca pozwoliła osiągnąć najlepszy wynik w Polsce.

Jeśli doszłoby do wybuchu wojny, żołnierze wiedzą, co mają robić, czy będą uciekać za granicę?

Jeśli wziąć pod uwagę to, jak żołnierze pasywnej rezerwy stawiają się na ćwiczenia, można stwierdzić, że z pewnością jakiś procent osób uchylałby się od obowiązkowego stawiennictwa do miejsca wskazanego w przydziale mobilizacyjnym. Zdecydowana większość wypełniłaby swój obowiązek. Większość Polaków to patrioci i z pewnością chcieliby bronić swojej ojczyzny.

Czyli każdy rezerwista wie, co ma robić w czasie powszechnej mobilizacji?

Oczywiście, że tak. Żołnierz rezerwy ma przydział mobilizacyjny w swoim miejscu zamieszkania i dodatkowo otrzyma kartę powołania. Mamy opracowane systemy dotyczące dostarczania kart. Najczęściej trafiliby do jednostek wojskowych, w których wcześniej odbywali szkolenie jako żołnierze pasywnej rezerwy.

Czyli nie obawia się pan paniki wśród wojskowych?

Nie. Spokojnie dalibyśmy sobie z tym radę.

Nowa ekipa rządowa nie jest entuzjastką dążenia za wszelką cenę do zwiększenia liczebności armii – docelowo do 300 tys. Czy odczuwa pan już, że nie musicie się starać w poszukiwaniu nowych chętnych do służby w armii?

Proces rekrutacji nie został ograniczony. Administracja wojskowa w dalszym ciągu bardzo promuje wojsko, prowadząc panele edukacyjne w szkołach, wystawiając swoje stoiska na targach pracy czy targach edukacyjnych. Jesteśmy wszędzie, gdzie tylko można pozyskać kandydatów do wszelkich rodzajów służby wojskowej.

Dużą popularnością cieszy się też dobrowolna zasadnicza służba wojskowa.

Tak i dla podkreślenia tego dodam, że do tego rodzaju służby w ubiegłym roku wcieliliśmy na Mazowszu ponad 4,5 tys. młodych ludzi. Natomiast w tym roku pierwsze dwa turnusy mieliśmy obsadzone w 100 proc. Szkolenie w dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej jest podzielone na dwa etapy: pierwszy, podstawowy, trwający 27 dni oraz drugi, specjalistyczny, trwający do 11 miesięcy. W trakcie szkolenia specjalistycznego dowódcy jednostek wojskowych proponują większości żołnierzy służbę zawodową.

Ale chyba nie wszystkim proponuje się służbę w armii zawodowej?

Tak jak wcześniej powiedziałem, gros żołnierzy trafia do zawodowej służby wojskowej, natomiast pozostali zasilają rezerwy osobowe, co jest zgodne z założeniami dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, której głównym celem jest wyszkolić przyszłego żołnierza tzw. pasywnej rezerwy. Po ukończeniu szkolenia takiemu młodemu żołnierzowi rezerwy staramy się natychmiast nadawać przydział mobilizacyjny. Dzięki temu odmładzamy rezerwę.

Limit osób w dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej wynosi 30 tys. Cieszy się ona dużym zainteresowaniem. Kto może tam trafić?

Osoby, które ukończą 18 lat i mają co najmniej wykształcenie podstawowe oraz są po kwalifikacji wojskowej, mogą w ciągu trzech lat przyjść do wojskowego centrum rekrutacji po decyzję o powołaniu do wybranej przez siebie jednostki wojskowej.

Ile osób po szkoleniu podstawowym w dobrowolnej służbie trafia na szkolenie specjalistyczne?

Około 70 proc. Część z nich uważa, że dalsza służba w armii nie jest dla nich, i kończą ją na pierwszym etapie.

Co się jeszcze cieszy popularnością w armii wśród młodych osób?

Akademie wojskowe. Na kształcenie w nich mają szansę tylko ci, którzy bardzo dobrze zdadzą maturę. Kandydat kształcący się w akademii na żołnierza zawodowego na pierwszym roku nauki w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej otrzymuje 6 tys. zł miesięcznie. Taka młoda osoba, studiując, otrzymuje wysokie uposażenie i dodatkowo wyżywienie, zakwaterowanie oraz umundurowanie. Dla młodego człowieka jest to bardzo komfortowa sytuacja. Jeśli kandydat zmieni plany, musi zwrócić pieniądze za kształcenie – nie dotyczy to tylko rezygnacji na pierwszym roku. Te wszystkie zachęty pokazują, że młode osoby, które chcą się uczyć, mogą zrobić karierę w armii.

Nie widzi pan żadnej łyżki dziegciu w tym wojskowym rekrutacyjnym miodzie?

Raczej nie. Nowa ustawa o obronie ojczyzny wiele dobrego zrobiła dla przyszłych żołnierzy, ale również dla rezerwistów. Wojsko stwarza dużo możliwości dla obywateli, którzy kończą szkołę i nie wiedzą, co ze sobą zrobić.

Tylko oby nie była to selekcja negatywna, jak wśród nauczycieli – że do zawodu trafiają często osoby, które nie mają pomysłu na swoje życie...

Dobrowolna zasadnicza służba wojskowa jest już właśnie taką selekcją, pokazuje, czy na dłużej wiązać się z armią, czy zakończyć przygodę z wojskiem po szkoleniu podstawowym, gdzie zdobywa się minimum wiedzy wojskowej. Wielu osobom to wystarczy i swojego sposobu na życie szukają gdzie indziej. Ci, którzy służą do 12 miesięcy, to są osoby, które złapały swego rodzaju bakcyla i poważnie myślą o zawodowej służbie wojskowej.

Czyli nie ma presji na szukanie chętnych, bo ci sami się zgłaszają?

Nie do końca. W dalszym ciągu musimy jeździć po kraju i uprawiać w pewnym sensie marketing – zachęcać młodych ludzi do wstępowania do armii. Jeździmy zwłaszcza po szkołach. Jeśli rekruter przyjdzie na spotkanie z uczniami i udzieli im wyczerpujących informacji, to jest duża szansa, że część z nich zdecyduje się na karierę w armii. Bezpośredni kontakt z wojskowym przyciąga młodych ludzi do wojska. Dzięki takiej promocji wypełniamy limit powołań, który u nas w województwie wynosi w ciągu roku ponad 3 tys. ochotników. Często jest nawet więcej chętnych, a wtedy występujemy do MON o jego zwiększenie.

I co? Jest zgoda?

Tak, za każdym razem.

Jak wygląda u was realizacja programu „Strzelnica w powiecie”?

Na Mazowszu mamy 17 takich strzelnic. Wystarczy, aby starostwo złożyło odpowiedni wniosek o dofinasowanie do ministra obrony narodowej. Można uzyskać wsparcie nawet do 200 tys. zł. Warunek jest taki, że ta strzelnica musi funkcjonować przez minimum 10 lat i być co najmniej czterostanowiskowa. Dodatkowo przez ten okres nie można zarabiać, a obiekt ma być przeznaczony do szkolenia młodych ludzi. Strzelnice zazwyczaj są powiązane z oddziałami przygotowania wojskowego (OPW – klasy mundurowe).

Ile ich jest na Mazowszu?

Oddziałów przygotowania wojskowego jest 57 i skupiają one ponad 4 tys. młodych ludzi.

Co daje utworzenie takiej klasy wojskowej poza tym, że często chroni to szkołę przed zamknięciem?

Bycie w klasie mundurowej nie oznacza, że taki uczeń w przyszłości musi trafić do wojska lub innych służb. Ale z pewnością przygotowuje do tego, aby młody człowiek mógł wstąpić do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Realizuje w szkole program szkolenia wojskowego. Na zakończenie oddziału przygotowania wojskowego uczeń otrzymuje specjalny certyfikat. Zyskuje też dodatkowe punkty przy ubieganiu się o miejsce w uczelni wojskowej.

Ile jest oddziałów przygotowania wojskowego w Polsce?

376, dla ponad 25 tys. słuchaczy. Z roku na rok takie klasy cieszą się coraz większą popularnością. Oczywiście organ prowadzący szkołę musi wystąpić do ministra obrony narodowej o wyrażenie zgody na utworzenie OPW. Jest to równoznaczne z otrzymaniem od MON wsparcia.

Podobne rozwiązania ustawowe dla uczniów chce wprowadzać policja ze wsparciem MSWiA. Dlaczego policja boryka się z takimi problemami kadrowymi, a wojsko w mniejszym stopniu?

Policja rzeczywiście ma poważne problemy kadrowe, ale w wojsku też nie są wypełnione wszystkie etaty. Policja jest specyficzną służbą. Tam funkcjonariusze przez cały czas są niejako na wojnie, a my się głownie do niej przygotowujemy. Wojsko jest przede wszystkim do obrony granic.

Czy docelowo nasza armia może liczyć 300 tys.?

To pytanie proszę skierować do ministra obrony narodowej. Ja uważam, że na osiągnięcie takiej liczebności armii składa się wiele czynników, w tym demograficzny, ekonomiczny, polityczny itp. Niemiej jednak przy obecnym zaangażowaniu w rekrutację jest to możliwe do osiągniecia, i to już za ok. 10 lat, pod warunkiem że odpływ kadry będzie na minimalnym poziomie. ©℗

Rozmawiał Artur Radwan