Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego przed komisją śledczą ds. Pegasusa było przedstawieniem, na które czekał polski polityczny świat.

Oglądanie wyniosłego i niedostępnego prezesa Prawa i Sprawiedliwości, odpytywanego przez posłów rządzącej koalicji, to w końcu nie lada gratka. Politycy, którzy doszli do władzy 15 października, liczyli na kompromitację Kaczyńskiego. Mieli nadzieję, że lider obecnej opozycji nie wytrzyma ciśnienia, że da się wyprowadzić z równowagi i wybuchnie w swoim stylu. Nic takiego się nie wydarzyło. Było wręcz odwrotnie. Prezes nie tylko „ustał” (jak się mówi w języku polityki) to przesłuchanie, ale też zdołał wytrącić z równowagi posłów obozu rządzącego, którzy mieli tego dnia triumfować. Ostatecznie zostało im wypomniane, że Kaczyński nie złożył przysięgi.

Nie to jest jednak najważniejsze, bo występ Kaczyńskiego z o wiele większą uwagą obserwowali politycy Zjednoczonej Prawicy i nie wszyscy byli zainteresowani tym, aby ich lider wygrał ten pojedynek. Krótko przed przesłuchaniem prezesa pojawiły się informacje, że istnieje plan zmiany przywództwa w obozie obecnej opozycji. Jarosława Kaczyńskiego miałby zastąpić Mateusz Morawiecki, wspierany przez prezydenta Andrzeja Dudę. Zwolennicy tego scenariusza opowiadali, że były szef rządu chce założyć swoją partię ze wszystkimi politykami, którzy nie chcą być kojarzeni z „oszołomstwem schodowym” (nawiązanie do pomnika ofiar katastrofy na pl. Piłsudskiego i smoleńskich rocznic). Plan zakładałby, że chętnych na podjęcie ryzyka zainicjowania takiego projektu jest od 30 do 60 posłów sejmowego klubu PiS. Konstruktorami tego pomysłu mieliby być Marcin Mastalerek (prawa ręka Andrzeja Dudy), Mariusz Chłopik (nieoficjalny doradca Mateusza Morawieckiego) oraz Adam Bielan (spin doktor PiS). Przy okazji pojawiły się plotki, że rebelianci z PiS dogadują się po cichu z Platformą Obywatelską, aby stworzyć „rozsądną, prounijną opozycję”, i dlatego mówią np. o kompromisie aborcyjnym. To akurat bzdura, bo nikt w obozie rządzącym nie rozmawia i na razie nie będzie rozmawiał z politykami PiS o jakiejkolwiek współpracy. Nie da się jednak ukryć, że w Zjednoczonej Prawicy rozpoczęła się dość gorąca dyskusja o ewentualnym przyszłym przywództwie. – Jest wiele pretensji do nas, że byliśmy za słabi wobec Unii Europejskiej, że byliśmy za słabi, jeżeli chodzi o rozbijanie układu III Rzeczpospolitej, że byliśmy za słabi na TVN itd. (…) Musimy sobie zadać pytanie, kto za to odpowiada wewnątrz naszego obozu, i robić wszystko, aby nie miał na to wpływu po raz kolejny. Ktoś za te wszystkie dziadostwa odpowiada. Powiem to wprost: jeśli Morawiecki będzie premierem, to ja nie daję państwu gwarancji, że nie będzie tak samo – mówił podczas spotkania z wyborcami Patryk Jaki, zastępujący obecnie szefa Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobrę, atakując przy okazji prezydenta Andrzeja Dudę. Politycy PiS próbują uspokajać nastroje w obozie Zjednoczonej Prawicy. – Zbliżają się wybory samorządowe, towarzyszą im nieprawdziwe informacje, a właściwie plotki, które mają na celu osłabienie obozu Zjednoczonej Prawicy. Nie ma mowy o żadnym rozłamie – mówi nam Michał Dworczyk, współpracownik Mateusza Morawieckiego.

Mimo takich zapewnień temperatura w partii opozycyjnej jest bardzo wysoka. Pierwszym testem dla Jarosława Kaczyńskiego miał być występ przed komisją śledczą. Wbrew oczekiwaniom całej opozycji i części własnego politycznego zaplecza prezes poradził sobie bardzo dobrze. Tę rundę prezes wygrał bezapelacyjnie. Ale to nie jest koniec. Przed niekwestionowanym, na razie, liderem opozycji jest o wiele trudniejszy test, czyli wybory. Najpierw samorządowe, a potem europarlamentarne. W szeregach PiS słychać, że to będzie czas na rozliczenia i walkę o nowe przywództwo. ©℗