Uzyskanie dostępu do najwyższej klauzuli tajności będzie trudne i długotrwałe.

Na tle pozostałych dwóch komisji śledczych powołanych w bieżącej kadencji Sejmu, to, co będzie w stanie ustalić komisja ds. inwigilacji przy użyciu systemu Pegasus, owiane jest największą tajemnicą. Nasi rozmówcy spodziewają się, że wiele posiedzeń gremium będzie miało charakter zamknięty z uwagi na duże prawdopodobieństwo pojawienia się materiałów niejawnych. Takie zamknięte posiedzenie odbędzie się 6 marca, gdy będą zapadać decyzje o powołaniu stałych doradców komisji, których zaproponują jej członkowie.

Komisja pegasusowa zaczęła prace z końcem stycznia, ale na razie odbyły się posiedzenia o charakterze organizacyjnym. Dotyczyły powołania prezydium, ustalenia planu pracy i rozpatrzenia wniosków dowodowych. Na dalszych, merytorycznych etapach mogą pojawić się problemy, bo większość członków komisji, poza byłym wiceministrem w rządzie Mateusza Morawieckiego Jackiem Ozdobą, wciąż nie ma dostępu do materiałów oklauzulowanych jako ściśle tajne. Jako posłowie mają dostęp do niższej klauzuli, czyli „tajne”. Takiego dostępu nie ma nawet były kolega Ozdoby z ław rządowych, poseł PiS Marcin Przydacz. – Miałem dostęp jako wice minister, ale mi wygasł i muszę ponownie przejść procedurę. Jestem w trakcie kompletowania dokumentów – przyznaje Przydacz.

Zdaniem naszych rozmówców uzyskanie takiego dostępu może się ciągnąć tygodniami, jeśli nie miesiącami. – Przy priorytetowym potraktowaniu to i tak jakieś trzy, cztery miesiące na całą procedurę. Ankiety bezpieczeństwa liczą ok. 40 stron i zawierają 70 załączników do wypełnienia. To dwa tygodnie chodzenia po urzędach – przyznaje rozmówca, który zasiadał w rządzie PiS. Z kolei jeden z członków komisji śledczej uważa, że problem da się obejść. – Nie spodziewam się problemów z samym trwaniem procedury. Będziemy mogli otrzymać warunkowe dopuszczenie do klauzuli „ściśle tajne” – ocenia. Dopiero w ostatnich dniach wszyscy członkowie komisji pobrali ankiety. Ich wypełnienie zajmie trochę czasu. Przewodnicząca komisji Magdalena Sroka nie wie, kto już zdążył przekazać wypełnione formularze do kancelarii tajnej.

– Na tym etapie prac komisji nie jesteśmy niczym specjalnie ograniczeni, niemniej na pewnym etapie prac zapewne dotrzemy do materiałów ściśle tajnych, w związku z czym podjęłam decyzję, by wszyscy – i członkowie komisji, i doradcy stali – przeszli pełną weryfikację w zakresie dostępu do informacji niejawnych – mówi przewodnicząca. – Myślę, że w ciągu miesiąca od złożenia ankiet powinniśmy przejść weryfikację, natomiast tempo domknięcia tego procesu leży po stronie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – dodaje. Niektórzy członkowie komisji nieoficjalnie zastanawiają się, czy wszyscy pomyślnie przejdą procedurę pozyskiwania poświadczeń bezpieczeństwa. Zgodnie wskazują tu na Przemysława Wiplera z Konfederacji.

Przypominają, że przed warszawskim sądem toczy się proces przeciwko posłowi. Jak podaje Radio Zet, chodzi o przywłaszczenie pieniędzy z Fundacji Wolność i Nadzieja, do którego miało dojść w latach 2014–2017. Wipler został oskarżony jeszcze przed zdobyciem mandatu, dlatego mógł stanąć przed sądem. Grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności. Sam Wipler nie ma sobie nic do zarzucenia. – Mam wrażenie, że muszę się tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem – ocenia i dodaje, że cała sprawa jest „dęta”, trwa postępowanie sądowe, a on sam w świetle prawa jest człowiekiem niewinnym i niekaranym. Zapewnia też, że zarzuty, z którymi się mierzy, nie mają żadnego znaczenia w procedurze uzyskiwania dostępu do materiałów ściśle tajnych, a on sam ankietę bezpieczeństwa już pobrał i niedługo ją złoży w kancelarii tajnej.

W ramach komisji trwa też spór o to, kto zostanie zatrudniony jako stały doradca. Wątpliwości co do „życiorysów niektórych kandydatów” w piśmie do Sroki przesłał poseł Witold Zembaczyński. Zgłoszonej przez Wiplera Annie Trockiej zarzucił, że w 2014 r. została wpisana na listę arbitrów międzynarodowych w rosyjskim stałym sądzie arbitrażowym. Z kolei wątpliwość posła w przypadku Filipa Wołoszczaka, zgłoszonego przez Mariusza Goska z Suwerennej Polski, budzi jego współpraca z Ordo Iuris. Jak słyszymy, Wipler przygotował już odpowiedź na zarzuty wobec mec. Trockiej (m.in. że jej delegacja z uczelni była jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę, a arbitraż nigdy nie zaczął działać). W przypadku mec. Wołoszczaka inny rozmówca z komisji, podzielający odczucia Zembaczyńskiego wobec Ordo Iuris, przyznaje, że to za mało, by wykluczyć go z prac. – Możemy Ordo Iuris nie lubić, ale na razie współpraca z tą instytucją nie jest czymś nielegalnym – zauważa. ©℗