Była marszałek Sejmu na komisji śledczej odcięła się od decyzji w sprawie wyborów kopertowych. Wcześniej krytyczną opinię wobec jej działań wygłosił Wojciech Hermeliński.

– Absolutnie nie wiem i nie pamiętam od kogo dowiedziałam się o pomyśle przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych – stwierdziła na początku przesłuchania Elżbieta Witek.

Jednym z głównych wątków jej zeznań była kwestia procedowania ustawy z 6 kwietnia 2020 r. To na jej podstawie miało zostać przeprowadzone głosowanie wyłącznie w trybie korespondencyjnym. Według zarzutów marszałek Witek miała złamać regulamin Sejmu, przeprowadzając trzy czytania projektu jeszcze w tym samym dniu, w którym wpłynął projekt zmieniający przepisy kodeksowe. – To wszystko wynikało z kalendarza wyborczej określonego w moim zarządzeniu. Miałam prawo do takich działań, wykonywałam wszystko zgodnie z regulaminem – broniła się Elżbieta Witek.

Jak wielokrotnie podkreślała, sytuacja była wyjątkowa, dlatego też to rolą rządu było wykonanie zarządzenia marszałka Sejmu z 5 lutego 2020 r. o organizacji wyborów 10 maja 2020 r. – Uważałam, że głosowanie korespondencyjne było dobrym pomysłem, aby wykonać obowiązki z wynikające z konstytucji – podkreślała świadek.

Jednocześnie wskazała, że nie uczestniczyła w żadnych pracach związanych z organizacją wyborów kopertowych. – Proszę nie łączyć mnie z decyzjami administracji rządowej. Nie byłam w rządzie, nie podlegałam premierowi. Robiłam to, co leżało w kompetencjach marszałka Sejmu – stwierdziła polityk PiS.

Jak podkreślała, nie wie, kto ostatecznie podjął decyzję o przeprowadzeniu wyborów kopertowych, jaką opinię w tej sprawie miał prezes Jarosław Kaczyński ani dlaczego nie wprowadzono stanu nadzwyczajnego.

Miażdżąca opinia

Wcześniej przed komisją stanął Wojciech Hermeliński, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, w latach 2014-2019 przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. W ocenie biegłego ustawa z 6 kwietnia 2020 r. nie została podjęta zgodnie z prawem. Hermeliński zwracał uwagę, że w świetle orzecznictwa TK nie było możliwości, aby zmienić wówczas zasady wyborów.

– TK orzekł w 2006 r., że zmiany w prawie wyborczym mogą następować najpóźniej sześć miesięcy przed ogłoszeniem wyborów. W tym wypadku był to więc 5 sierpnia 2019 r. Oczywiście wtedy jeszcze nikt nie słyszał o pandemii, ale formalnie takich zmian nie można było dokonać – wskazał były szef PKW.

Biegły miał także zastrzeżenia do samego procesu legislacyjnego. Jak wskazał, na podstawie art. 89 ust. 2 regulaminu marszałek winna była poczekać z przeprowadzeniem pierwszego czytania projektu 14 dni od doręczenia posłom druku projektu. – Rozumiem, że był stan pandemii, ale nie można stanem pandemii tłumaczyć tak rażącego naruszenia procedury legislacyjnej. To jest tak rażące naruszenie prawa, że z niczym takim się wcześniej nie spotkałem. Nad tym powinna czuwać marszałek – podkreślał Hermeliński.

Stwierdził również, że przepisy covidowe nie stanowiły wystarczającej podstawy prawnej do podjęcia decyzji przez premiera Mateusza Morawieckiego o zleceniu Poczcie Polskiej i PWPW o przygotowaniu wyborów. Jak tłumaczył, organ władzy publicznej nie może przypisywać sobie uprawnień, które mu konstytucja i ustawy nie nadały. – Obowiązywał cały czas kodeks wyborczy. Organem, który powinien wykonywać zadania związane z administracyjną, finansową i techniczną organizacją wyborów, było Krajowe Biuro Wyborcze – zaznaczył Hermeliński. Jego zdaniem w sytuacji pandemii należało wprowadzić stan klęski żywiołowej lub poczekać do 6 sierpnia 2020 r. aż upłynie kadencja Andrzeja Dudy i jeszcze raz rozpisać wybory.

W sprawie konstytucyjności przepisów covidowych w kontekście decyzji szefa rządu wczoraj orzec miał TK. Wnioskowała o to grupa posłów PiS. Sprawę odroczono jednak do 28 lutego.