Zadośćuczynienie powinno mieć wymiar nie tylko symboliczny, lecz także wymierny. Być może powinny to być np. inwestycje niemieckie w polską służbę zdrowia. Dobrym pomysłem jest też skierowanie niemieckich środków na wzmacnianie polskiej armii – mówi prof. dr hab. Stanisław Żerko, historyk w Instytucie Zachodnim, wykładowca Akademii Marynarki Wojennej, specjalizuje się m.in. w niemieckiej polityce zagranicznej.

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski ruszył w swoją drugą po Kijowie podróż za granicę. Celem jest Berlin i rozmowa z minister spraw zagranicznych Annaleną Baerbock. Po wyborach parlamentarnych w Polsce z wielu stron słychać o możliwej poprawie atmosfery między Warszawą a Berlinem. Najpewniej polska strona przywróci finansowanie lekcji mniejszości niemieckiej w szkołach. Czy nasi partnerzy zza Odry też wykonali tego typu ruch w ostatnich tygodniach?
ikona lupy />
Prof. dr hab. Stanisław Żerko, historyk w Instytucie Zachodnim, wykładowca Akademii Marynarki Wojennej, specjalizuje się m.in. w niemieckiej polityce zagranicznej / nieznane / fot. Materiały prasowe

Nie zauważyłem do tej pory żadnego takiego gestu po stronie niemieckiej.

Dyżurną kością niezgody w stosunkach polsko-niemieckich przez lata rządów Prawa i Sprawiedliwości był temat reparacji. Co udało przez ten czas w tym obszarze osiągnąć?

Właściwie nic. Oprócz pewnego zainteresowania mediów, w tym także dużych zachodnich dzienników. Opublikowano także głośny raport komisji Mularczyka, ale żadnych namacalnych efektów nie osiągnęliśmy.

Co więcej możemy zrobić, aby coś osiągnąć?

Powiedzmy wprost: nie mamy żadnych narzędzi nacisku na Berlin. Wszystko, co można było zrobić, zrobiono, włącznie ze złożeniem noty dyplomatycznej w Berlinie, którą po kilku tygodniach Niemcy odrzucili, podobnie jak robili to w latach 80. Słowa o zrozumieniu dla polskiej wrażliwości w tej kwestii padają z ust różnych niemieckich intelektualistów – np. prof. Stephana Lehnstaedta czy prof. Karla Heinza Rotha, ale oficjalnych gestów brakuje. Generalnie elity niemieckie dużo mówiły o pojednaniu, ale w kwestii odszkodowań słyszymy konsekwentne „nein”. Nowy ambasador niemiecki w Warszawie powtórzył, że kwestia reparacji jest na drodze prawnej zamknięta. Jednak z polskiego punktu widzenia ta sprawa w żaden sposób nie jest zamknięta, co potwierdziła m.in. uchwała Sejmu z 2022 r., za którą zagłosowała także dzisiejsza koalicja rządowa.

Jak nowy rząd może podejść do tego zagadnienia, by wyjść poza rytualne przypomnienia o polskiej krzywdzie, z których niewiele wynika?

Wszystko zależy od nastawienia niemieckiej strony, od tego, czy rząd Olafa Scholza wyjdzie poza twarde stanowisko kolejnych niemieckich kanclerzy, które zostało zapoczątkowane jeszcze przez kanclerza Konrada Adenauera. Stosunek Berlina do sprawy odszkodowań za straty poniesione przez Polaków w czasie II wojny światowej powinien być barometrem stosunków polsko-niemieckich i tego, co nazywane jest pojednaniem.

A jak to wygląda od strony prawnej?

Na drodze prawnej strona polska nie może zrobić nic, ona jest zamknięta. Nie możemy się udać do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, ponieważ Polska sama zastrzegła w połowie lat 90., że nie podda się jurysdykcji MTS w kwestiach sprzed 1989 r. Zresztą podobne zastrzeżenie zrobiła RFN, która nie będzie uznawać rozstrzygnięć sprzed zjednoczenia Niemiec w 1990 r. Dodatkowo jesienią 1991 r. została zawarta umowa Kastrup-Żabiński, na mocy której utworzono Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie. Wówczas rząd RP za sumę 500 mln marek zadeklarował, że nie będzie wspierał roszczeń odszkodowawczych polskich obywateli. Ta kwota była niewielka. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że Polska była wówczas w bardzo trudnej sytuacji, byliśmy zadłużeni i czekaliśmy na zagraniczne inwestycje, a Niemcy po raz kolejny to wykorzystali.

Prawnie się nie da, ale…

Jest jeszcze wymiar etyczny. Wiadomo, że Polska została skrzywdzona, miliony Polaków zginęły w wyniku działań wojennych. To zadośćuczynienie powinno mieć wymiar nie tylko symboliczny, lecz także wymierny. Być może powinny to być np. inwestycje niemieckie w polską służbę zdrowia czy nie tylko w odbudowę Pałacu Saskiego, lecz także innych zabytków kultury, które zostały zniszczone. Dobrym pomysłem jest też skierowanie niemieckich środków na wzmacnianie polskiej armii, to byłoby również z korzyścią dla Niemiec. Mam tylko nadzieję, że to nie skończy się sfinansowaniem kolejnego niemieckiego ośrodka „softpower” w Polsce albo fundacji dla popularyzacji polsko-niemieckiej przyjaźni.

Pamiętajmy też, że wciąż żyje ok. 45 tys. polskich ofiar II wojny światowej. Czas robi swoje, wiele z tych osób odejdzie w najbliższym czasie. Myślę, że nie można czekać i rząd polski powinien wziąć na siebie tymczasową odpowiedzialność za wypłacanie tych odszkodowań, zwiększenie ich rent i emerytur, a później położyć tę kwotę na stole negocjacyjnym. Tak zrobił np. rząd Włoch.

Dlaczego przez tyle lat wciąż nie doczekaliśmy się pomnika polskich ofiar wojny w Berlinie?

To jest absurd. W Berlinie wschodnim jest pomnik polskiego żołnierza i niemieckiego antyfaszysty, który powstał jeszcze w latach 70. i miał upamiętnić przyjaźń polsko-wschodnioniemiecką. Kilka lat temu Bundestag podjął uchwałę, że ma powstać ośrodek badania stosunków polsko-niemieckich, ale tam nie ma mowy o pomniku, a teraz strona niemiecka wymienia całą masę argumentów, by żaden pomnik nie powstał. Przytaczane są dziwne argumenty, m.in. to, że pomniki nie są nowoczesną formą upamiętniania, że to przejaw jakiegoś nacjonalizmu, bo inne nacje też by mogły się domagać swoich pomników, albo że polskie ofiary już zostały upamiętnione i że Polacy też mają swoje ciemne karty w II wojnie światowej – np. Jedwabne.

Warto jednak przypomnieć, że w Berlinie są pomniki m.in. ofiar Holokaustu, zamordowanych w czasie wojny osób chorych psychicznie, homoseksualnych czy Sinti i Roma.

Na pewno za jakiś czas powstanie w Berlinie ośrodek będący skrzyżowaniem muzeum z ośrodkiem debat polsko-niemieckich. Ale my czekamy na pomnik. Bo teraz dochodzi do takich sytuacji, że były polski ambasador Andrzej Przyłębski, chcąc uczcić polskie ofiary, składał kwiaty pod pomnikiem lotników brytyjskich zestrzelonych nad Berlinem, wśród których byli też Polacy.

Jak zatem ułożą się stosunki polsko-niemieckie w najbliższym czasie?

To będzie jakościowo zmiana, one znacząco się poprawią. Wierzę, że w imię spektakularnego nowego otwarcia Niemcy dokonają znaczącego kroku w stronę zamknięcia dla Polaków tej bolesnej sprawy. Mam nadzieję, że zamknięty zostanie rozdział braku niemieckiej wrażliwości na poczucie krzywdy, które jest obecne u dużej części polskiego społeczeństwa. ©℗

Rozmawiał Maciej Miłosz