Służby specjalne ostrzegały rząd już cztery lata temu przed projektami jądrowymi firmowanymi przez Michała Sołowowa – wynika z dokumentów, do których dotarł DGP

Negatywna opinia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wbrew której na kilka dni przed opuszczeniem Ministerstwa Klimatu i Środowiska zielone światło dla inwestycji Orlen Synthos Green Energy zapaliła szefowa resortu w „dwutygodniowym” rządzie Morawieckiego Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, nie była pierwszym takim sygnałem ze strony służb. Jak wynika z naszych ustaleń, Centralne Biuro Antykorupcyjne ostrzegało rząd przed planami Sołowowa związanymi z małymi modułowymi reaktorami jądrowymi jeszcze zanim połączył on siły z PKN Orlen. Wspólne przedsięwzięcie kontrolowanego przez państwo koncernu naftowego i prywatnej spółki chemicznej należącej do jednego z najbogatszych Polaków zakłada – według wniosku złożonego do resortu klimatu – budowę do 24 300-megawatowych reaktorów BWRX, pozyskanych od GE Hitachi. Według części mediów w tle stanowiska ABW był konflikt z Danielem Obajtkiem, który nie chciał poddać się weryfikacji służb związanej z dostępem do informacji z klauzulą tajności.

Dotarliśmy jednak do pisma datowanego na grudzień 2019 r., które szef CBA Ernest Bejda, przekazał premierowi Mateuszowi Morawieckiemu – uznawanemu za jednego z rządowych orędowników projektu. W załączonej analizie Biuro kilkukrotnie stawia przedsięwzięciu firmowanego wówczas jeszcze samodzielnie przez Synthos, zarzut wizerunkowego charakteru, stwierdzając m.in., że działania Sołowowa w zakresie energetyki jądrowej „stanowią jedynie element polityki wizerunkowej spółki Synthos, a ze względu na jej obecny proces inwestycyjny w konwencjonalne źródła energii nie zmierzają do faktycznego wybudowania reaktora SMR”.

CBA podważało też większość tez propagowanych przez grupę Michała Sołowowa po podpisaniu przez nią umowy z GE Hitachi, dotyczącej korzyści z realizacji jego planów, m.in. tych o obniżeniu kosztów wytwarzania energii w kraju. W ocenie analityków Biura pierwszy na świecie BWRX zostanie oddany do użytkowania w Kanadzie „nie wcześniej niż w 2030 r.”, a brak doświadczenia w realizacji podobnych inwestycji sprawia, że w przypadku planów Sołowowa należy zakładać co najmniej kilkuletnie opóźnienia. Jakiekolwiek szacunki odnośnie kosztów inwestycji – czytamy w dokumencie – „są obecnie nierealne, gdyż ewentualna budowa rozpocznie się dopiero za kilkanaście lat”. CBA zgłosiło też wątpliwości co do znaczącego potencjału technologii małych reaktorów w zakresie dekarbonizacji polskiego przemysłu oraz podniesienia konkurencyjności polskiej gospodarki. Wskazano w tym kontekście, że obciążenia dla krajowych podmiotów zaangażowanych we wdrażanie SMR grożą „zamrożeniem” na lata ich możliwości inwestycyjnych w innych kierunkach.

Dalszy rozwój przedsięwzięcia rozwijanego na bazie ówczesnego porozumienia właściciela Synthosu i GE Hitachi nie rozwiało tych wątpliwości. O nienależytym zabezpieczeniu interesów Skarbu Państwa, w tym Orlenu, mówi oświadczenie wydane niecałe dwa tygodnie temu przez Mariusza Kamińskiego, b. koordynatora służb specjalnych. Osoba znająca treść opinii ABW ocenia w rozmowie z DGP, że przedsięwzięcie zainicjowane przez Sołowowa do dziś charakteryzuje przerost wymiaru wizerunkowego nad rzeczywistością. – Spójrzmy na Kanadę, doświadczony kraj posiadający energetykę jądrową i od lat ją rozwijający. Budują jedną elektrownię opartą na reaktorach BWRX (chodzi o pierwszy tego typu projekt elektrowni w Darlington w stanie Ontario – red.), a potem dają sobie 4 lata na weryfikację i wyciągnięcie wniosków. Inwestorzy w Polsce, którzy żadnych wcześniejszych doświadczeń z projektami jądrowymi nie mają, ogłaszają, że postawią 6 elektrowni. To czystej wody megalomania, mająca się nijak do realiów branżowych i technologicznych. Nie mówiąc o zapowiedziach budowy ponad 70 reaktorów – mówi nasz rozmówca.

– ABW dało jedyną negatywną opinię w całym postępowaniu. Warto też dodać, że mówimy o wspólnym przedsięwzięciu ze spółką amerykańską, które otrzymało wsparcie polityczne i finansowe rządu federalnego. Większej przejrzystości niż przy przyznawaniu środków federalnych nie znam – słyszymy w odpowiedzi na wątpliwości w otoczeniu b. minister klimatu. Osoby z tego kręgu wskazują też, że wydana przez ministra decyzja zasadnicza nie odnosi się do struktury własnościowej inwestora, wymienianej jako jeden z czynników, które wzbudziły niepokój ABW. A resort aktywów państwowych, który oceniał wniosek m.in. pod kątem interesu państwowych spółek, dał mu opinię pozytywną (mówi ona o braku „szczególnych przeciwwskazań” dla realizacji projektu – red.).

Wyjaśnienie wątpliwości wokół małych reaktorów Orlenu i Synthosu zapowiada nowy rząd, w tym premier Donald Tusk, który w sejmowym exposé mówił w tym kontekście o podejrzeniu korupcji na dużą skalę. Jeśli wątpliwości by się potwierdziły, mogą być podstawą do uchylenia korzystnych dla OSGE decyzji, a – według mec. Andrzeja Zwary, specjalisty od prawa administracyjnego – nawet postawienia zarzutów odpowiedzialnej za ich wydanie minister Łukaszewskiej-Trzeciakowskiej.

Jak się wydaje, wątpliwości dotyczące planów Obajtka i Sołowowa podziela także Andrzej Duda. Szef jego gabinetu Marcin Mastalerek, zapytany o sprawę w czwartek w TVN24, mówiło zaufaniu prezydenta do Mariusza Kamińskiego i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Do pytania o zaufanie wobec Łukaszewskiej-Trzeciakowskiej nie chciał się odnieść, za to akcentował, że odpowiedzialność za przebieg postępowania w sprawie projektów jądrowych leży po stronie resortu, którym kierowała.

– Nie ulega wątpliwości, że energia atomowa jest polską racją stanu, a z drugiej strony wszystkie te inwestycje powinny być przeprowadzone w sposób jak najbardziej profesjonalny, merytoryczny i legalny – mówił prezydencki minister.

Głównym argumentem podnoszonym w sprawie negatywnej opinii ABW dla przedsięwzięć OSGE przez b. minister Łukaszewską-Trzeciakowską jest jej niewiążący charakter. Taką linię przyjęła m.in. odnosząc się do sprawy na piśmie w wewnętrznych dokumentach MKiŚ, które widzieliśmy. „Treść decyzji zasadniczej kształtuje samodzielnie Minister Klimatu i Środowiska, bez konieczności uwzględniania, w części lub w całości, stanowiska organu opiniującego, w tym Szefa ABW. Minister Klimatu i Środowiska nie podziela stanowiska Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego” – czytamy w jednym z nich. Jak słyszymy w otoczeniu b. minister, za tym stanowiskiem świadczyć mają posiadane przez nią opinie prawne.

Nasi rozmówcy widzieli jedną taką opinię: przygotowaną na zamówienie OSGE, ale przekazaną przez spółkę także do resortu klimatu. Kancelaria prof. Marka Wierzbowskiego, która przygotowała opracowanie, zastrzega się w nim, że opiera się wyłącznie na informacjach otrzymanych od zleceniodawcy.

Jak słyszymy nieoficjalnie, nie byłby to pierwszy przypadek, w którym rząd traktuje jako swoje materiały przekazane mu przez spółkę zawiązaną przez Orlen i Synthos. Wcześniej, poprzez resort klimatu, a później pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej drogą nieformalną usiłowano przeforsować projekt ustawy mającej przyspieszyć wdrożenie w Polsce małych reaktorów, którą jeden z naszych informatorów określa mianem „lex OSGE”. Jego istnienie i ogólne założenia potwierdzamy w kilku niezależnych od siebie źródłach. – To była taka granda, że kancelaria, która im to napisała, nie chciała się pod tym podpisywać – opowiada nasz rozmówca. Inne osoby znające ten dokument dodają, że zawierał on propozycje uderzające w konkurencyjnych dostawców technologii SMR, oraz mógłby być dla OSGE podstawą do przejęcia atrakcyjnych terenów pod inwestycje.

W sprawie opinii ABW całkiem inną interpretację przepisów przyjął w swoich rekomendacjach Departament Energii Jądrowej (zaaprobował je Adam Guibourgé-Czetwertyński, ówczesny wiceminister i pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej). Jak już pisaliśmy w DGP, prawnicy resortu stwierdzili, że negatywny wpływ inwestycji na bezpieczeństwo państwa przesądza o niewypełnieniu kluczowego, wynikającego ze specustawy jądrowej, kryterium oceny wniosku o wydanie decyzji zasadniczej. Tym samym – ich zdaniem – wynika z niego konieczność odmowy wydania decyzji.

Analogiczne stanowisko zajęły niezależnie od siebie dwie kancelarie prawne, do których zwróciliśmy się o opinię. Według Adama Romanowskiego i Filipa Wawrzaka z kancelarii M. Romanowski i wspólnicy, stwierdzenie, że opinia ABW nie jest przy wydawaniu decyzji zasadniczych dla inwestycji jądrowych wiążąca dla ministra jest uproszczone, a wniosek, że może stanowisko to zignorować jest całkowicie nieprawdziwe. „Decyzja zasadnicza nie ma charakteru uznaniowego. Jeżeli bowiem realizacja inwestycji zagraża interesowi publicznemu (w tym wobec zagrożenia dla bezpieczeństwa wewnętrznego państwa), to minister musi wydać decyzję negatywną. Nie ma tutaj przestrzeni na luz decyzyjny” – wskazują prawnicy. I dodają, że decyzja wydana wbrew stanowisku służb może zostać uznana za wydaną „z rażącym naruszeniem prawa”, co prowadziłoby do stwierdzenia jej nieważności na podstawie art. 156 par. 1 pkt 2 k.p.a. W ocenie autorów tej opinii z punktu widzenia praworządności wątpliwości mogą budzić też inne aspekty sprawy, m.in. fakt podjęcia decyzji krytycznej dla bezpieczeństwa państwa przez ministra nieposiadającego mandatu udzielonego przez Sejm.

- ABW jest instytucją, która z mocy ustawy odpowiada za bezpieczeństwo państwa, a decyzja zasadnicza ministra musi to bezpieczeństwo gwarantować. Decyzja zasadnicza zabezpiecza interes publiczny pod względem celów polityki państwa, a organ musi przy jej wydaniu brać pod uwagę interes publiczny. To oznacza, że minister nie może rekomendacji ABW zlekceważyć – argumentuje z kolei mec. Andrzej Zwara, partner w kancelarii Głuchowski Siemiątkowski Zwara i specjalista od prawa administracyjnego. Jego zdaniem, gdyby ustalono, że tezy ABW nie zostały zbadane przez organ w sposób właściwy albo istniały przesłanki wskazujące na zagrożenie dla interesu publicznego, które zostały przezeń zignorowane, mogłaby to być podstawa do wszczęcia postępowania karnego – z tytułu przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego. W takim przypadku mogłoby dojść do wznowienia postępowania i uchylenia decyzji zasadniczej. – Nie mogę tego jednak stwierdzić bez szczegółowej analizy sprawy – zastrzega.

Strona postępowania, np. inwestor, która uzna się za pokrzywdzoną ewentualnym unieważnieniem korzystnej dla siebie decyzji, może ubiegać się o odszkodowanie. – Szkodę i rozmiar roszczenia trzeba jednak udowodnić – tłumaczy mec. Zwara. Według niego, w przypadku wstępnego etapu postępowania inwestycyjnego – gdyż decyzja zasadnicza jest dopiero podstawą do ubiegania się o kolejne zgody, m.in. ustalenie lokalizacji – trudno byłoby wykazać poniesienie wielkich kosztów.