Dziś zaprzysiężenie – najpewniej chwilowego – rządu Mateusza Morawieckiego. Plan ciągle zakłada wystąpienie do Sejmu o wotum zaufania i wygłoszenie exposé.

PiS jednak nie złoży ponownie w Sejmie projektu budżetu państwa na 2024 r. i w tej sprawie oddaje inicjatywę przyszłej większości.

Nowy-stary rząd

Dziś dojdzie do zaprzysiężenia przez prezydenta rządu Mateusza Morawieckiego, który przetrwa zapewne co najwyżej do 11 grudnia, czyli do końca pierwszego konstytucyjnego kroku. – Mam nadzieję, że dojdzie do spotkania z marszałkiem Hołownią i porozmawiamy o moim exposé, które oczywiście będę chciał zaprezentować – zapewnił w piątek premier. Choć nie określił, kiedy do tego dojdzie, można założyć, że PiS będzie chciał maksymalnie wykorzystać czas przysługujący mu w ramach pierwszego kroku.

Jak słyszymy, liczba resortów ma się nie zmienić (17), choć ministrów ma być mniej, co oznacza, że część z nich miałaby w nadzorze więcej niż jeden urząd (unie personalne). Ma być także sporo nowych twarzy. Business Insider Polska podał, że szefem Ministerstwa Aktywów Państwowych nie zostanie ponownie Jacek Sasin, lecz dyrektor generalna resortu Marzena Małek.

– Nie chodzi wyłącznie o uzyskanie wotum zaufania, to także próba zaczynu dla gabinetu opozycyjnego, pokazania innego wizerunku, że reagujemy na doniesienia dotyczące oceny pracy niektórych osób – wskazuje osoba z otoczenia szefa rządu. Dementuje też doniesienia, według których politycy PiS odmówili Morawieckiemu wejścia do jego gabinetu. A co np. z ziobrystami? Tu odpowiedź jest bardziej tajemnicza. – Tam też nikt nie odmówił. Ale czy miał szansę odmówić, to inna sprawa – ucina rozmówca DGP. Sami ziobryści przyznają nam, że propozycji nie było. Inny rozmówca z PiS mówi, że nastroje w partii nie są najlepsze. – Ludzie są wkurzeni, że to wszystko tak niepoważnie wygląda – twierdzi.

W ostatnich dniach Morawiecki bezskutecznie próbował zaprosić ugrupowania opozycyjne (poza KO) na konsultacje w sprawie utworzenia Koalicji Polskich Spraw. Jednak nikt się w KPRM nie pojawił – poza Konfederacją, której delegacja chciała zwrócić uwagę szefa rządu na sytuację przewoźników protestujących na granicy polsko-ukraińskiej, a także przekazać, że nie wejdzie w żadną koalicję z PiS.

Bez budżetu

Wygląda też na to, że – jak pisaliśmy w czwartek na Forsal.pl i GazetaPrawna.pl – nowy gabinet Mateusza Morawieckiego nie złoży ponownie projektu budżetu na przyszły rok. – Myśmy swój budżet już przedstawili, drugi raz nie ma sensu – mówi nam osoba z jego otoczenia. – Wątpię, by premier go złożył bez uzyskania wotum zaufania od Sejmu. Robienie tego byłoby nie fair wobec potencjalnej nowej większości. Budżet może być wniesiony tylko raz po wyborach, wniesienie go przez nas teraz oznaczałoby jedną wielką autopoprawkę w wykonaniu nowej większości – dodaje. Podobne przesłuchy ma nasz rozmówca z koalicji większościowej.

– Z tego, co wiem, minister finansów Rzeczkowska wysłała już służbowy „list pożegnalny” i jest w USA. Gdyby mieli w resorcie pracować nad budżetem, to byśmy już o tym wiedzieli. Mamy projekt, który zgłosili wcześniej, jest ustawa okołobudżetowa, będą nasze autopoprawki – podsumowuje.

Projekt budżetu na przyszły rok PiS złożył w poprzednim Sejmie w końcówce września. Jako że mamy już nowy Sejm X kadencji, projekt uległ dyskontynuacji, co oznacza, że plan finansowy państwa należy złożyć ponownie i przeprocedować go w ciągu czterech miesięcy. Tak się jednak nie dzieje, o co pretensje do Mateusza Morawieckiego ma marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Z zapowiedzi Mateusza Morawieckiego wynika, że wraz z kolejnymi projektami ustaw realizującymi Dekalog Polskich Spraw PiS, będą przedkładane autopoprawki do budżetu, uwzględniające te zmiany.

Plan PiS oznacza, że projekt przyszłorocznego budżetu zostanie złożony najwcześniej w połowie grudnia, gdy powstanie rząd KO, Trzeciej Drogi i Lewicy. W praktyce może to być nawet druga połowa grudnia, bo 14 i 15 grudnia jest unijny szczyt, na który być może Donald Tusk uda się już w roli szefa rządu, a wiele też zależy od kalendarza Andrzeja Dudy. Jak słyszymy, budżet – oparty na tym, co przygotował rząd PiS – zostanie wniesiony ponownie, wraz z autopoprawkami uwzględniającymi np. podwyżki dla budżetówki i nauczycieli. Utrzymana ma być też tarcza na energię, nie wiadomo jeszcze, co z zerowym VAT na żywność (sceptycyzm związany jest m.in. ze spadającą inflacją) czy w sprawie wakacji kredytowych (tu z kolei słychać o zaostrzeniu kryteriów ich przyznawania). – Najpierw musimy wejść do resortu finansów i zorientować się, jaka jest sytuacja w finansach publicznych – mówi polityk KO.

Złożenie budżetu - niejasne terminy

Oprócz kwestii ściśle fiskalnych kwestia terminu złożenia budżetu ma też podtekst polityczny. Chodzi o to, od kiedy liczy się czteromiesięczny termin, w jakim budżet musi trafić do prezydenta, inaczej może on rozpisać nowe wybory. I Mateusz Morawiecki, i Beata Szydło, składając projekty ponownie tuż po wyborach w latach 2015 i 2019, podkreślali, że robią to z powodu dyskontynuacji. Wielu prawników uważa, że czteromiesięczny termin startuje od momentu ponownego złożenia projektu ustawy. Konstytucjonalista prof. Marek Chmaj, z którego analiz chętnie korzysta obecna większość, uważa, że termin wpływu liczy się od września.

– Między prawnikami toczy się dyskusja na ten temat, moim zdaniem w tej sytuacji parlament ma czas do końca stycznia. Więc gdyby tak się nie stało, nie można byłoby obwiniać prezydenta, jeśli rozwiąże Sejm. Zalecałbym nowej większości pośpiech w sprawie uchwalenia budżetu – podkreśla prawnik. Jego zdaniem nawet jeśli prezydent nie rozwiąże Sejmu, to może dyskusję na ten temat traktować jako środek nacisku na większość.

Z taką interpretacją jednak nie zgadza się nasz rozmówca z pałacu. – Nie sądzę, by prezydent kruszył o to kopię. Najpóźniej bud żet uchwalono w marcu, było to po wyborach z 2019 r. Prezydent będzie się trzymał dotychczasowej praktyki. Nie można wymagać od rządu rzeczy niemożliwych – wskazuje. ©℗