Rząd opozycji przyjmie na 2024 r. budżet przygotowany przez PiS z autopoprawkami, ale w drugiej połowie roku będzie konieczna jego nowelizacja - mówi Ryszard Petru, ekonomista, poseł partii Polska 2050.

Jakie będą główne zapisy w umowie koalicyjnej dotyczące gospodarki?

Nie mogę mówić o konkretach, umówiliśmy się w gronie koalicjantów, że dopóki umowa nie ujrzy światła dziennego – co, myślę, nastąpi w piątek – nie będziemy komentować jej szczegółów publicznie. Natomiast mogę powiedzieć, że wszyscy zgadzamy się co do konieczności naprawy finansów publicznych, posprzątania po Polskim Ładzie, podwyżek dla nauczycieli i pracowników sfery budżetowej oraz skorygowania składki zdrowotnej.

Pan będzie częścią rządu czy pozostanie z boku?

Mnie interesuje naprawa polskiej gospodarki. Mogę to robić w tej czy innej formie. Dla Polaków najważniejsze, żeby powstał sprawny rząd do naprawy państwa, nie tylko w sferze gospodarki, lecz także systemu sprawiedliwości, edukacji, relacji z UE. Ja jestem skłonny naprawiać gospodarkę w różnych formułach i żadnej opcji nie wykluczam.

Ale rozumiem, że gdyby dostał pan propozycję objęcia stanowiska wiceministra w którymś z gospodarczych resortów, to przyjąłby ją pan?

Wszelkie spekulacje personalne należy zaczynać od agendy reform w danym resorcie. My dopiero zaczynamy czteroletnią kadencję, nie wykluczam roszad w jej trakcie. Skoro pojawił się pomysł rotacyjny w kwestii marszałka – czego akurat nie jestem zwolennikiem – to znaczy, że korekty będą też w rządzie w trakcie kadencji. Będą też kolejne odsłony tych reform. W pierwszych miesiącach musimy się skupić na poprawie sytuacji gospodarczej: Polacy oczekują poprawy bytu, czyli wzrostu gospodarczego.

Będziecie chcieli nowelizować budżet na 2024 r. względem tego, co zapisał w nim PiS?

Po wtorkowej decyzji prezydenta Dudy o desygnowaniu Mateusza Morawieckiego w pierwszym kroku do stworzenia rządu już wiemy, że realnie rząd opozycji powstanie pod koniec grudnia albo na początku stycznia. To z kolei oznacza, że budżet, który dostaniemy w spadku po PiS, jest jedynym, który może być przyjęty, żeby prezydent Duda nie rozwiązał parlamentu. Trzeba go więc przyjąć, wprowadzając niezbędną autopoprawkę, bo jej wprowadzenie nadal zobowiązywałoby prezydenta do jego podpisania. Jak widać, w kwestii budżetu na przyszły rok wchodzimy bardziej w pułapki formalne niż merytoryczne.

Czego dotyczyłaby autopoprawka?

To byłaby autopoprawka uwzględniająca podwyżki dla nauczycieli, korekty głównych wskaźników makroekonomicznych oraz urealnienie dochodów i wydatków państwa, być może przedłużenie tarcz. Urealnienie, czyli deficyt, oraz inflacja w górę. Poczekałbym jednak z całościową diagnozą, bo musimy najpierw zajrzeć do środka finansów publicznych. Byłbym ostrożny z podawaniem jakichkolwiek wskaźników na przyszły rok. Głównym zadaniem dla naszego rządu będzie konsolidacja finansów publicznych i ulżenie przedsiębiorcom. Musimy zbić wysokie zadłużenie – przejrzeć wydatki, zostawić tylko te niezbędne, pobudzić gospodarkę. Wzrost gospodarczy w Polsce trzeba wytworzyć po stronie podażowej, sprawić, żeby polskim przedsiębiorcom i inwestorom zagranicznym znów chciało się i opłacało inwestować. Ale tego nie zrobimy w dwa tygodnie. Deficyt bud żetowy w 2024 r. na pewno będzie wyższy niż założone 164 mld zł. Z finalną oceną musimy jednak poczekać do początku przyszłego roku.

Następnie większa nowela w trakcie 2024 r.?

Ja bym taki ruch sugerował. Budżet musi być realny i odzwierciedlać program nowego rządu. Ze względu na dynamikę wydarzeń teraz możemy wprowadzić tylko małe korekty, natomiast w drugiej części roku będziemy mogli już dostosować ustawę budżetową do naszej polityki i decyzji. Chcemy rozruszać gospodarkę po stronie podażowej, uruchomić środki z KPO, przywrócić jasny system podatkowy, odpolitycznić system sprawiedliwości, co będzie miało znaczący wpływ na koniunkturę w gospodarce. Więc w drugiej połowie roku będzie potrzeba nowelizacji budżetu. Natomiast nie chcę składać deklaracji dotyczącej skali tej nowelizacji ani podawać wskaźników makroekonomicznych, bo gramy w drużynie koalicjantów, i to musi być wspólna decyzja.

Przez ile kwartałów czy lat będziecie się zasłaniać narracją, że w spadku po PiS dostaliście pustą kasę i ogromny dług?

Formalnie rzecz biorąc, nowy rząd bierze odpowiedzialność za finanse publiczne w momencie zaprzysiężenia, ale trzeba jasno powiedzieć, jaki jest punkt wyjścia. Trzeba pokazać, jak PiS zadłużył Polskę, jakie były ogromne wydatki w funduszach pozabudżetowych, na jaką skalę się one zadłużyły, i że były to wydatki zbędne gospodarczo, a służyły jedynie celom politycznym. Natomiast mam świadomość, że w perspektywie kilkunastu miesięcy Polacy będą oczekiwać poprawy sytuacji gospodarczej. Oznacza to, że za kilkanaście miesięcy już musimy wziąć pełną odpowiedzialność za wzrost gospodarczy.

Sytuacja po rządach PiS jest aż tak zła, jak opozycja wskazywała przed wyborami?

Mamy zerowy wzrost gospodarczy, wysoką inflację, wysokie stopy procentowe, które podnoszą koszty długu. Do tego bardzo wysoki deficyt i dług publiczny. Co gorsza, ten deficyt nie finansował inwestycji – co byłoby jeszcze w jakimś stopniu akceptowalną strategią – tylko wydatki bieżące. Sytuacja, w jakiej PiS zostawia polską gospodarkę, jest więc bardzo zła.

Mimo wszystko kondycja gospodarki jest lepsza, niż pan się spodziewał – rok temu mówił pan o ryzyku inflacji dochodzącej do 25 proc…

…bez tarcz. Mówiłem o możliwym wariancie inflacji dochodzącej do 25 proc. i tak by zapewne było, gdyby nie wprowadzenie ogromnym kosztem dla budżetu tarczy antyinflacyjnej. Zresztą sam NBP w listopadowej projekcji inflacji w pesymistycznym wariancie prognozował inflację bliską 25 proc. Zima nie okazała się tak dokuczliwa, co razem z tarczami zdjęło kilka punktów procentowych ze wskaźnika inflacji.

Mówił pan też o 9-proc. rentowności obligacji skarbowych.

Rentowności 10-letnich obligacji w październiku zeszłego roku sięgały już 8,5 proc., więc było blisko.

Mamy też rekordowo niskie bezrobocie – 2,8 proc. według metodologii UE, 5 proc. według szacunków Ministerstwa Pracy.

Jednocześnie mamy bardzo niski poziom aktywności zawodowej ogółem na poziomie 58 proc. oraz zatrważająco niski poziom aktywności zawodowej kobiet – tylko 51 proc. Nie można analizować stopy bezrobocia bez tych alarmistycznych wskaźników.

Rząd PiS nie założył w budżecie na 2024 r. przedłużania tarczy antyinflacyjnej. Utrzymacie te ulgi, w tym 0-proc. stawkę VAT na żywność?

Nie jestem zwolennikiem takich tarcz, bo – jak pokazują doświadczenia z historii gospodarczej świata – one nie są skuteczne. Przesuwają bowiem ból w czasie i to dużym kosztem. Natomiast decyzja będzie miała wydźwięk bardziej polityczny, nie chcemy, żeby Polacy byli zaskoczeni, że ledwie przyszedł nowy rząd, a już nastąpiła eksplozja cen. Nie wykluczam więc, że tarcza antyinflacyjna, w tym zerowe stawki VAT na żywność, zostaną na jakiś czas przedłużone.

Natomiast w średnim i długim okresie tarcza to nie jest rozwiązanie. Najważniejsze są narzędzia fiskalne i monetarne. Celem jest zbicie inflacji do poziomu 2,5 proc., ale w perspektywie roku nie ma na to szans.

Jakiej średniorocznej inflacji w 2024 r. się pan spodziewa?

Gdy patrzymy na inflację bazową, to nie widzimy perspektyw dla trwałej obniżki inflacji CPI. To oznacza, że narażeni jesteśmy w przyszłym roku na uporczywą inflację na poziomie 6–7 proc. To bardzo wysoki poziom, znacznie wyższy niż cel inflacyjny NBP.

Jak wyobraża pan sobie współpracę rządu opozycyjnego z częścią Rady Polityki Pieniężnej i NBP?

Ta działalność musi być spójna i skoordynowana. PiS już nie będzie rządził, więc liczyłbym na działanie RPP zgodne z ich wiedzą i przesłankami gospodarczymi, a nie kierowanie się interesem politycznym. Naturalną koleją rzeczy byłoby spotkanie nowego ministra finansów z RPP, żeby skoordynować działania. Nie spodziewam się zmiany frontu części członków rady, ale spróbować trzeba. NBP został upolityczniony. Jak ogląda się wystąpienia szefa Fed Jerome’a Powella, to widać różnicę – on mówi tylko o wskaźnikach i gospodarce, a nie o polityce i swoich luźnych przemyśleniach. Oczekuję więc zmiany retoryki prezesa NBP na konferencjach i zmiany działań banku centralnego – ma podejmować takie decyzje, żeby inflacja zeszła do celu inflacyjnego, czyli 2,5 proc.

W kwestii NBP bez wątpienia musimy też sprawdzić – niezależnie od współpracy z prezesem Glapińskim – kwestię deliktu konstytucyjnego w kontekście finansowania przez NBP długu państwowego przez pośredników, jakimi były banki komercyjne. Konstytucja w art. 220 ust. 2 zakazuje „pokrywania deficytu przez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa”, a to miało miejsce.

Wraz z wejściem nowej ekipy rządowej zwiększy się zaufanie inwestorów do Polski, a złoty będzie zyskiwał?

Tak może być. Jeśli chodzi o postrzeganie polskiego rynku przez inwestorów, to mamy tu cztery elementy. Pierwszy to sygnał dla inwestorów, że następuje spokojne przejęcie władzy. Drugi to oczekiwanie na przywrócenie praworządności i przewidywalnych warunków prowadzenia biznesu. Trzeci – odblokowanie środków z KPO, czwarty – wiarygodna polityka makroekonomiczna, w tym przede wszystkim fiskalna.

Miesiąc temu euro było wyceniane na 4,60 zł, obecnie – poniżej 4,50 zł. To już realna wartość naszej waluty czy należy się spodziewać dalszej aprecjacji?

Jest wiele niepewności na rynku – wojna w Ukrainie, dziwne decyzje RPP. Nie wiemy też, jak będzie się zachowywał prezydent Duda, czy nie będzie blokował reform i wetował wszystkiego, jak leci, czy jednak będzie od czasu do czasu wychodził poza układ polityczny, by wspierać ustawy korzystne dla gospodarki. Patrząc po wtorkowej decyzji wskazującej na Morawieckiego, możemy mieć duże wątpliwości. Inwestorzy też to widzą. Złoty wszedł na kurs wzrostowy, ale brakuje jeszcze oczyszczenia go z decyzji politycznych.

Co ze strefą euro? Nasza gospodarka jest dziś lepiej przygotowana do akcesji niż za poprzedniej kadencji Tuska jako premiera?

Mamy ściślejsze powiązania gospodarcze z Europą Zachodnią, więc czysto gospodarczo – tak, jesteśmy lepiej przygotowani. Natomiast jesteśmy dużo dalej w kwestii spełnienia kryteriów nominalnych – inflacja nam odleciała, deficyt jest bardzo wysoki, a dług niebezpiecznie szybko rosnący. Jestem za tym, żebyśmy jak najszybciej zaczęli wypełniać program konwergencji nominalnej, nawet niekoniecznie jako warunek wejścia do strefy euro. Spełnienie kryteriów dałoby nam duże poczucie bezpieczeństwa finansów publicznych, byłoby pozytywne dla złotego, dla rynków i inwestorów zagranicznych.

Kwestia dążenia do wejścia do strefy euro pojawi się w umowie koalicyjnej?

To nie jest dyskusja na najbliższe miesiące, raczej na lata.

A wejście do korytarza ERM II, będącego przedsionkiem strefy euro? Tak szybko, jak tylko spełnimy warunki?

Tak, osobiście rekomendowałbym taki ruch. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski