Pierwszym poważnym punktem zapalnym między przyszłym rządem a prezydentem może być wybór nowego unijnego komisarza. A to dopiero początek problemów na tym polu.

Kontrowersyjny projekt ustawy

Prezydencki projekt nowelizacji ustawy o współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w sprawach związanych z członkostwem Rzeczypospolitej Polskiej w UE wpłynął do Sejmu w czerwcu, na kilka miesięcy przed wyborami. W obozie rządowym był przyjęty z mieszanymi uczuciami, zwłaszcza ze strony kancelarii premiera, bo de facto wchodził w kompetencje szefa rządu. Ale kampania wyborcza i sondaże pokazywały, że nawet jeśli PiS wygra, to szanse na samodzielne rządy nie są duże, a można się liczyć także z wariantem, w którym rządzi opozycja, na co właśnie się zanosi. Ostatecznie ustawę na początku września podpisał prezydent i weszła ona w życie.

Projekt od początku budził kontrowersje i był traktowany jako zabezpieczenie na wypadek przegranej PiS. Przeciwnicy zarzucali mu niekonstytucyjność.

Trzy sporne obszary

Ustawa dotyczy trzech obszarów. Po pierwsze, jeśli chodzi o rutynowe relacje z UE, przewiduje, że do prezydenta mają trafiać wszelkie dokumenty UE związane ze stanowiskami państwa na unijne szczyty, rząd ma przesyłać do prezydenta swoją ocenę tych dokumentów i własną ocenę. Prezydent może do niego przedstawić swoje stanowisko i jeśli to zrobi, jego przedstawiciel może brać udział w posiedzeniu rządu, które ma zatwierdzić ostateczną wersję.

Kolejny kompleks spraw, w jakim ustawa daje kompetencje prezydentowi, to wpływ na decyzje personalne w odniesieniu do najważniejszych funkcji w instytucjach unijnych, do których delegowany jest przedstawiciel Polski. To członek Komisji Europejskiej, członek Trybunału Obrachunkowego, sędzia TSUE oraz rzecznik generalny TSUE, przedstawiciele Polski w Komitecie Ekonomiczno-Społecznego i Komitecie Regionów oraz dyrektora w Europejskim Banku Inwestycyjnym. W każdym z tych przypadków prezydent może odmówić zgody na kandydata przedstawionego przez rząd i wtedy trzeba szukać innego.

– Lista stanowisk, co do których rząd musi się porozumieć z prezydentem, jest dużo szersza, są przecież nominacje generalskie, ambasadorskie. W ostatnich latach nigdy nie było sytuacji, w których ostatecznie nie doszłoby do jakiegoś porozumienia, i zakładamy, że na gruncie stanowisk unijnych współpraca będzie układać się podobnie. Należy podkreślić, że katalog stanowisk, który był domeną uzgodnień rządu z Sejmem, nie zmienił się, dopisaliśmy etap uzgodnień z prezydentem – podkreśla prezydencka minister Małgorzata Paprocka.

Ale nasz rozmówca z obozu władzy nie ma wątpliwości, że w momencie kohabitacji będzie to pole do konfliktów. – Wszędzie może dochodzić do zderzenia i spięcia, już w rządzie w przypadku ustalania niektórych kwestii może być ciężko – podkreśla. Świadectwem jest to, że np. mimo upływu kadencji w 2021 r. cały czas przedstawicielem Polski w TSUE jest sędzia Marek Safjan, gdyż jego następcy wskazani przez rząd nie zyskali uznania komitetu doradczego złożonego z prawników z państw członkowskich.

Wreszcie trzeci obszar ustawy dotyczy ustalania przez rząd priorytetów polskiej prezydencji w UE wspólnie z prezydentem i przewiduje, że w okresie sprawowania przez przedstawicieli polskiego rządu prezydencji w Radzie, prezydent bierze udział w unijnych szczytach.

– Ta ustawa tworzy sztuczną sytuację, która może potem powodować kłopoty kompetencyjne lub związane z uczestnictwem polskiej delegacji w Radzie Europejskiej, bo nie będzie jasne, czyje stanowisko jest prezentowane, tzn. rządu czy prezydenta – mówi europoseł KO Jan Olbrycht.

Będzie trudno o zgodę

Zdaniem politologa z UW prof. Rafała Chwedoruka o koncyliacyjne podejście będzie bardzo trudno, a istotne będą interesy polityczne poszczególnych podmiotów. – Ośrodek prezydencki będzie nie tylko rywalizować z opozycją, lecz także wewnątrz prawicy będzie chciał odgrywać jakąś rolę. Z kolei polityczna siła obecnej opozycji jest tak duża, że szukanie konfliktu w tej materii może jej się wręcz opłacać. Społeczeństwo jest prounijne, co odegrało rolę w minionych wyborach parlamentarnych, więc niby dlaczego ustępować, jeśli polaryzacja na tym tle będzie korzystna dla nowego rządu? – zastanawia się prof. Chwedoruk. Jego zdaniem prezydent będzie i tak w trudniejszym położeniu niż przyszły rząd. – Dalsza kariera Andrzeja Dudy stanie pod znakiem zapytania, a to ograniczy pole jego manewru. W tej sprawie ośrodek prezydencki per saldo raczej mało ma do ugrania w sytuacji, gdyby doszło do jakiegoś klinczu z rządem – uważa politolog.

O koncyliacyjne podejście będzie bardzo trudno - uważa ekspert

W najbliższych latach na horyzoncie widać przynajmniej dwa duże potencjalne starcia na gruncie tej ustawy. Pierwszym będzie kwestia wyboru polskiego komisarza. Do tej pory za każdym razem wskazywał go rząd, teraz będzie to przedmiotem negocjacji z głową państwa. – Nie pisaliśmy tego pod żadne nazwiska czy stanowiska, chodziło o mechanizm. Czy będą próby stawiania ekscentrycznych propozycji ze strony rządu, to zupełnie inna sprawa. Ale odgórne założenie, że to nie będzie funkcjonować, jest na wyrost – słychać z Pałacu Prezydenckiego. Ale Andrzej Duda może zarówno wykorzystać ten przepis, żeby wpłynąć na samą kandydaturę, jak i może traktować go jako kartę przetargową w rozmowach na inne tematy.

Na pewno napięcia na linii rząd–prezydent będą towarzyszyły przygotowaniom do prezydencji, którą Polska przejmuje 1 stycznia 2025 r. i potrwa do czerwca. To będzie ostatnie półrocze prezydentury Andrzeja Dudy, ale także czas kampanii wyborczej, w której wystartują zapewne Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia i kandydat PiS. Polem konfliktu może być już sam kurs polityki unijnej, bo KO zamierza dokonać prounijnego zwrotu.

Duda nie ma narzędzi do egzekwowania ustawy

Pytanie, czy w niektórych kwestiach, takich jak polityka migracyjna czy klimatyczna, nie dojdzie do konfliktu z Andrzejem Dudą. Choć jedną z fundamentalnych kwestii może być także zmiana traktatów, nad czym rozpoczęły się już prace w unijnych strukturach, to jednak jest to proces rozłożony na lata, więc wbrew pozorom wcale nie musi tu dojść do konfliktu z prezydentem, bo na tym etapie zwyczajnie nie będzie o co. Co więcej, jak wskazuje nasz rozmówca z KO, nawet odejście od zasady jednomyślności państw członkowskich w kolejnych obszarach będzie musiało na końcu być potwierdzone w głosowaniu jednomyślnym.

Jak w praktyce zafunkcjonuje ustawa? – Andrzej Duda nie ma narzędzi, by ją egzekwować, to wykraczałoby poza kompetencje konstytucyjne prezydenta – mówi nam polityk PO. Przyznaje, że choć trudno będzie zaskarżyć ustawę do TK, „bo trybunał w praktyce nie istnieje”, to jednak „nie każda bzdura, zapisana przez PiS w ustawie, będzie traktowana jak świętość”. – Andrzej Duda może być pionkiem Kaczyńskiego, ale być może nie ma już na to ochoty. Wiadomo, że się nie zapisze do naszego obozu, ale myślę, że będzie pragmatycznie rozmawiał z rządem w swoich obszarach, których nie ma za wiele – dodaje. ©℗