Kierunek i zakres działań w polityce pieniężnej pokazują, że nie dzieje się tam dobrze.
Polityka pieniężna w Polsce wydaje się dziwna? Żeby nabrać trochę dystansu, wystarczy popatrzeć na Chiny. Gdy inne duże banki centralne podnosiły stopy, Chińczycy decydowali się na ich obniżanie. W ostatnich 12 miesiącach zrobili to trzykrotnie – w tym dwa razy w ciągu ostatnich trzech miesięcy z lekkim okładem. A przede wszystkim łagodzenie (a w innych okresach – zaostrzanie) polityki monetarnej nie odbywa się tam tak, jak u wszystkich innych.
Dlaczego polityka pieniężna jest ważna? To bank centralny ustala cenę krótko terminowego pieniądza, wpływając na oprocentowanie depozytów i kredytów, kurs walutowy, a w efekcie – na koniunkturę w gospodarce. Kiedyś popularne było porównanie jego działalności do podawania wazy z ponczem: bankierzy zabierają wazę (ograniczają dostęp do pieniądza) wtedy, gdy zabawa (koniunktura) jest najlepsza. Robią to, żeby zadbać o stabilność cen. Schowanie wazy skutkuje jednak schłodzeniem koniunktury – słabszym popytem i wyższym bezrobociem.
W rozwiniętych gospodarkach bank centralny zmienia stopy, ale finalnie o cenie pieniądza decyduje rynek. Może być niespecjalnie przekonany, że obniżka (lub podwyżka) utrzyma się dłużej, kredyty i depozyty nie potanieją (albo nie podrożeją) – przynajmniej nie w skali, jakiej oczekują bankierzy centralni. Jeśli tak się dzieje, to dlatego, że ci ostatni – mówiąc najprościej – znają się na swojej robocie.
W Chinach wszystko jest skoordynowane. Chociaż są drugą gospodarką świata (a według niektórych miar – PKB z poprawką na siłę nabywczą pieniądza – pierwszą), równocześnie jest to kraj komunistyczny. Może i dopuszcza sporą dozę rynku, ale na tym rynku musi być porządek. Bank centralny nawet nie ma obowiązku ogłaszania zmiany stóp procentowych, zaś główne banki komercyjne „same z siebie” podnoszą lub obniżają (obecnie to drugie) oprocentowanie. Tak było na przełomie sierpnia i września, kiedy z jednej strony w dół poszły odsetki od depozytów, z drugiej strony – oprocentowanie kredytów. Gdy stawki zmienia kilka największych banków, za nimi szybko idą mniejsi. Oczywiście największe instytucje finansowe w Chinach są pod kontrolą rządu. A warto mieć świadomość, że na liście dziesięciu największych banków na świecie, sporządzanej co roku przez magazyn „The Banker”, znajduje się pięć pochodzących właśnie z Państwa Środka.
Nikt się tam specjalnie nie krępuje, by przyznać, że cięcie stawek ma zachęcić ludzi do wydawania pieniędzy zamiast lokowania ich na rachunkach, a w efekcie poprawić nieco koniunkturę. Przy okazji poprawi to również wyniki samych banków. O tym, że dodatkowy zarobek może się przydać – za moment.
Do tego dochodzą zwykłe narzędzia polityki pieniężnej, które stosują również inne banki centralne. Nominalna stopa procentowa? Oczywiście. Ale też z zamiłowaniem do porządku większego niż gdzie indziej. U nas główna stopa NBP dotyczy horyzontu tygodniowego – bony pieniężne, które służą do ściągania nadmiaru pieniądza z rynku, są emitowane maksymalnie na siedem dni. W Chinach są operacje dwutygodniowe, ale są i roczne. Te ostatnie są nawet ważniejsze (w ten sposób lepiej pilnuje się poziomu oprocentowania dłuższych kredytów).
Idźmy dalej. Jednym z chętnie wykorzystywanych przez Chińczyków instrumentów jest rezerwa obowiązkowa. To nakładany na banki wymóg, by niewielką część depozytów trzymały w kasach albo na rachunkach w banku centralnym. Podnosi to poziom bezpieczeństwa, bo zapewnia określoną ilość gotówki na wypłaty dla deponentów. A przede wszystkim ogranicza to tempo akcji kredytowej. Gdyby rezerwy nie było, każde tysiąc złotych, dolarów czy juanów depozytu mogłoby posłużyć do udzielenia tysiąca złotych, dolarów czy juanów kredytu (zostawmy na boku rozważania, czy depozyt jest potrzebny do kreacji kredytu). Te pieniądze trafiłyby do kolejnego banku jako depozyt i znów poszłyby na kredyt.
Gdy rezerwa obowiązkowa wynosi 3 proc., z każdego tysiąca depozytu można „stworzyć” tylko 970 juanów kredytu. W kolejnym kroku z 970 schodzimy do 941, 913 itd. Chińczycy lubią podnosić lub obniżać stopę rezerwy obowiązkowej, hamując bądź przyspieszając rozwój akcji kredytowej. W tym roku obniżka stopy rezerwy nastąpiła już dwukrotnie. Ostatnio – w ubiegłym tygodniu (oczywiście takie decyzje zdarzają się również w krajach zachodnich; u nas stopa rezerwy obowiązkowej została ostatnio zmieniona wiosną ubiegłego roku).
Tych wszystkich „pokręteł” nie wymyślono wczoraj. Zwraca natomiast uwagę to, jak często się dzisiaj nimi kręci. I zawsze w dół (od poniedziałku niektórzy Chińczycy spłacający hipoteki mogą poprosić o refinansowanie z niższym oprocentowaniem – to coś zamiast naszych wakacji kredytowych). Gwałtowne ruchy wymusza słabość koniunktury, słabość klientów, a całkiem możliwe, że i słabość samych banków.
W tym wszystkim jest również wątek personalny. Dwa miesiące temu chińska partia i rząd zdecydowały o wymianie gubernatora banku centralnego. Jego nowym szefem został Pan Gongsheng, doświadczony ekonomista, który przez kilka lat odpowiadał za zarządzanie rezerwami walutowymi (oczywiście największymi na świecie). Parę tygodni przed objęciem nowego stanowiska został szefem „zakładowej organizacji partyjnej” w Ludowym Banku Chin. Jeśli potrzebna była mobilizacja, to tylko świadczy o tym, że problemy są całkiem poważne.
Koniunktura siadła, bo jedna z najważniejszych światowych gospodarek ciągle nie wyszła z covidowego osłabienia. Gdy pojawił się koronawirus, władze zdecydowały się na radykalną politykę: zamykanie wielomilionowych miast i utrudnianie produkcji eksportowej, którą do tej pory stoi Państwo Środka, nawet jeśli w ostatnich paru latach starano się o większy rozwój rynku wewnętrznego.
Niby nie jest tak źle. Produkt krajowy brutto był w II kw. o 6,3 proc. wyższy niż rok wcześniej, a całe pierwsze półrocze zamknęło się wynikiem na poziomie 5,5 proc., podczas gdy celem rządu (i partii) jest całoroczna dynamika w okolicach 5 proc. Jednak ekonomiści spodziewali się, że II kw. przyniesie wzrost przekraczający 7 proc. Pozornie dobry wynik to efekt niskiej bazy odniesienia – dane sprzed roku były zaniżone, bo obowiązywały jeszcze lockdowny. Eksport, wizytówka chińskiej gospodarki, który wcześniej rósł w tempie dwucyfrowym, teraz częściej spada. Napływ inwestycji bezpośrednich jest mniejszy niż przed rokiem. Kurs dolara kształtuje się wyraźnie ponad 7 juanów (przez dekadę przed pandemią poziom ten właściwie nie był przekraczany).
Jeśli produkcja nie szła, to i inwestowanie siadło. Na to nałożyły się skutki trwającej od ładnych paru lat zmiany paradygmatu rozwoju gospodarczego na całym świecie: coraz większy nacisk kładzie się na rynek własny, handel międzynarodowy traci na znaczeniu. To podcina skrzydła takiej gospodarce jak chińska. Wśród sektorów, które w dużej mierze finansują się pożyczonym pieniądzem, a ostatnio zaczęły wyraźnie podupadać, są budownictwo, a zwłaszcza deweloperzy.
W tej ostatniej branży istnieją gigantyczne firmy z zadłużeniem liczonym w dziesiątkach, jeśli nie setkach miliardów dolarów. Przy tym część tych długów faktycznie jest denominowana w dolarach. Gdy przychodzi do myślenia o refinansowaniu, okazuje się, że trzeba zapłacić dużo więcej (stopy w USA w półtora roku urosły z około zera do ponad 5 proc.) albo nawet że nie da się tego zrobić. I stąd nieruchomościowi giganci znajdują się na granicy bankructwa.
To zaś przełoży się też na kondycję lokalnych banków. Klienci wpadają w problemy, wartość zabezpieczeń maleje, a zatem pojawi się perspektywa zawiązywania nowych rezerw i niższych zysków, może nawet strat. Dlatego banków nie trzeba namawiać do obniżania oprocentowania depozytów. To najprostszy sposób na zwiększenie dochodów.
Poziom złych kredytów był dotąd w Chinach niski. Przynajmniej oficjalnie. Trzeba wziąć pod uwagę, że gdy w przeszłości władze chciały pomóc jakimś branżom, to zwracały się do banków o zwiększenie ich kredytowania. Mogłoby się więc okazać, że faktycznie nie jest aż tak dobrze. Największe banki są pod kontrolą państwa, a więc i pod jego opieką. Ale mają przecież powiązania z innymi instytucjami finansowymi – czy to w kraju, czy za granicą.
Zwykle zainteresowanie budzi koniunktura w Chinach, czyli o ile więcej są w stanie wyprodukować albo kupić. Coraz bliżej trzeba się jednak przyglądać również temu, jak wygląda ich bilans – nie tylko temu, co mają, ale też – ile i komu są winni. Kierunek i zakres działań w polityce pieniężnej wskazują, że to może być najważniejsze. ©Ⓟ