Wojna w Ukrainie zmusiła przedsiębiorców do szukania pracowników na coraz dalszych rynkach. Z sukcesem. Problemy z wydawaniem wiz do Polski będą mieć negatywne skutki dla wielu branż.

„Afera wizowa” – zarzuty dotyczące praktyk korupcyjnych przy wydawaniu wiz przez polskie władze – nie będzie miała znaczącego wpływu na cały nasz rynek pracy. Ale w niektórych branżach jej wpływ może okazać się bardzo dotkliwy. Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, udział cudzoziemców wykonujących pracę wynosił w końcu marca br. 6,6 proc. Ale np. w transporcie jest ich ponad połowa. W samym transporcie międzynarodowym, gdzie jest około 300 tys. pracowników, 160 tys. stanowią osoby spoza UE, w tym 100 tys. to Ukraińcy, 30 tys. Białorusini, a pozostałe 30 tys. – osoby z innych krajów.

Dłuższe czekanie

– Po wybuchu wojny w Ukrainie, kiedy znaczna część pracowników z tego kraju odpłynęła z Polski, braki udawało się uzupełnić osobami z innych krajów. Dziś istnieje ryzyko, że pozyskiwanie nowych pracowników do pracy nie tylko będzie utrudnione, ale wręcz ulegnie zahamowaniu. Zwłaszcza że temat wizowy nie jest rozpatrywany przez pryzmat polskiej gospodarki, bo stał się tematem politycznym – zauważa Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka. I dodaje, że w sytuacji starzenia się społeczeństwa, coraz mniejszej liczby młodych ludzi wchodzących na rynek pracy polska gospodarka potrzebuje pracowników z innych krajów.

– W naszym sektorze braki są szacowane na 120–150 tys. Firmy miały nadzieję uzupełnić tę lukę w znacznej części właśnie osobami spoza UE – mówi Wroński. Podkreśla, że brak rąk do pracy oznacza niewykonywanie usług przewozowych, a to przełoży się nie tylko na terminowość dostaw w Polsce, lecz także na eksport. Straty rozłożą się na całą gospodarkę. Rozmówca DGP przypomina, że transportem zajmuje się 105 tys. firm, a ich przychody to 375 mld zł. Spadek oznaczałby m.in. mniejsze wpływy do budżetu państwa.

Firmy transportowe sygnalizują, że już odczuwają pierwsze perturbacje w związku z aferą wizową. Ich przedstawiciele nieoficjalnie mówią, że słyszeli z urzędów wojewódzkich, że nie ma już list deficytowych zawodów. Tym samym zniknęły preferencje zatrudniania m.in. dla kierowców, które polegały na szybszej obsłudze wniosków. Pojawiają się też problemy z wystawieniem kart pobytu uprawniających do pracy w Polsce.

– Wydłuży się obsługa wizowa za granicą. Przejmą ją konsulaty, którym z powodu ograniczonych zasobów będzie trudno obsługiwać wnioski, których przybywa – mówi Nadia Kurtieva z Konfederacji Lewiatan.

Przedsiębiorcy wyjaśniają, że już dziś obsługiwanie wniosków trwało do 10 miesięcy. Tak było w Indiach czy Turcji, w Uzbekistanie czekało się nawet rok. Teraz oceniają, że czas wydłuży się do 1,5–2 lat lub w ogóle nie będą zapadały żadne decyzje.

– Spodziewamy się, że cały proces może się zatkać – przyznaje Kinga Przytocka-Krupa, dyrektor zarządzająca w spółce FF Fracht.

Praca nad siecią

W trudnym położeniu jest także spółka Intra, w której na ponad 300 pracowników 250 to obcokrajowcy. – Jesteśmy w trakcie pozyskiwania 10 osób z Filipin do pracy. Mamy już 17 pracowników z tego kraju. Sprawdzają się i chcieliśmy następnych. Za dwa tygodnie mają się stawić na rozmowy w konsulacie. Zobaczymy, czy do nich dojdzie. Na już potrzebujemy 30 osób. Rocznie powinniśmy zatrudniać około 50. Zasoby na Ukrainie, Białorusi i w Polsce się wyczerpały. Pozostaje nam pozyskiwanie rąk do pracy z Afryki i Azji. Pytanie, na ile to będzie teraz możliwe – mówi Joanna Mleczak, dyrektor spółki.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych w połowie września oświadczyło, że po 12 latach funkcjonowania outsourcingu wizowego resort rezygnuje z tego typu praktyk, które mają miejsce na terenie całej Unii Europejskiej. MSZ podawało, że outsourcing obejmował takie kierunki jak: Białoruś, Chiny, Filipiny i Indie oraz Rosję. Umowa z firmami rosyjskimi wygasła już kilka lat temu. Pokłosiem obecnej afery jest decyzja o wypowiedzeniu umów wszystkim pozostałym firmom outsourcingowym.

Resort nie odpowiedział na nasze pytanie, na jakim etapie są obecnie prace nad otwarciem własnej sieci punktów przyjmowania aplikacji wizowych. Ani na to, czy wszystkie umowy zostały już rozwiązane.

Wiadomo, że obecnie nadzór nad departamentem konsularnym sprawuje Jarosław Lindenberg, wieloletni dyplomata, założyciel wielu placówek zagranicznych i były wiceszef protokołu dyplomatycznego. Jednym z jego zadań będzie zbudowanie polskiej infrastruktury do wydawania wiz dla cudzoziemców bez korzystania z zewnętrznych firm.

Bez obcokrajowców będą kłopoty

Zanim jednak to nastąpi, kolejne branże przygotowują się na problemy. Pełna obaw jest m.in. branża przetwórcza. Zwłaszcza z sektora mięsnego i ryb, gdzie pracować nie chcą już nie tylko Polacy, lecz także Ukraińcy czy Białorusini. Praca jest bowiem ciężka, do tego nie najlepiej płatna w porównaniu z innymi w sektorze.

Na utrudnienia w przyznawaniu wiz przygotowuje się też branża budowlana, w tym Stowarzyszenie Wykonawców Elewacji. Adrian Królikowski, członek zarządu firmy Lukad Budownictwo, podkreśla, że już dziś procedury pozyskania pracowników są skomplikowane, a system opiera się na nieformalnych zasadach, co znacznie utrudnia ten proces.

– W ciągu pół roku udało nam się zatrudnić zaledwie jedną osobę ze Sri Lanki. Na razie zrezygnowaliśmy z szukania pracowników z tych terenów, bo do pracy potrzebujemy całych brygad, a system został zamrożony. Wszystkie wnioski są odrzucane i nie wiadomo, kiedy to się zmieni. Konieczne są zmiany w rozwiązaniach systemowych. Z pewnością potrzebny jest sprawny system weryfikacji, który pozwoli sprawdzić prawdziwość złożonych wniosków – mówi Królikowski. Według niego bez obcokrajowców wiele firm czeka upadłość. ©℗