Orzeczenia Sądu Najwyższego niekorzystne dla Państwowej Komisji Wyborczej świadczą o tym, że mechanizmy mające zapewnić możliwie najbliższy ideałowi proces wyborczy działają właściwie - powiedziała w rozmowie z wp.pl Joanna Lemańska, prezes Sądu Najwyższego.

W rozmowie z Wirtualną Polską prezes SN została zapytana o orzeczenie Sądu Najwyższego z 7 września, dotyczące prawa mężów zaufania i obserwatorów społecznych podczas działań komisji wyborczej i referendalnej przed dniem głosowania. SN w reakcji na skargę jednego ze stowarzyszeń stwierdził wtedy, że zarówno mąż zaufania, jak i obserwator społeczny mają prawo być obecni podczas wszystkich czynności komisji wyborczej i referendalnej, do której zostali wyznaczeni, w tym również przed dniem głosowania.

W zaskarżonym dokumencie wydanym przez PKW stwierdzono natomiast, że "osoby pełniące funkcję męża zaufania albo obserwatora społecznego przy okręgowej komisji wyborczej uprawnione są do obserwowania wyłącznie wykonywanych przez tę komisję czynności związanych z przyjmowaniem protokołów głosowania, ustaleniem wyników głosowania i wyników wyborów oraz sporządzeniem protokołów".

Lemańska pytana o tę sprawę w rozmowie z wp.pl stwierdziła, że "przez wiele lat w Polsce nie istniały środki prawne, które pozwalały kwestionować czynności Państwowej Komisji Wyborczej poprzedzające przeprowadzenie wyborów".

"Wprowadzona kilka lat temu zmiana pozwala zaskarżyć do Sądu Najwyższego wytyczne i wyjaśnienia Państwowej Komisji Wyborczej. Paradoksalnie więc orzeczenia Sądu Najwyższego niekorzystne dla Państwowej Komisji Wyborczej świadczą o tym, że mechanizmy mające zapewnić możliwie najbliższy ideałowi proces wyborczy działają właściwie" - oceniła, podkreślając, że orzeczenie SN wydane zostało w bardzo szybkim tempie - kilkanaście dni po zaskarżeniu decyzji PKW.

"I sprawa już jest klarowna: obserwatorzy i mężowie zaufania będą mogli uczestniczyć w tych posiedzeniach. Ten mechanizm - jak widać, skuteczny - ma sprzyjać transparentności procesu wyborczego" - dodała prezes SN.

Pytana, czy nie jest problematyczny fakt, że Sąd Najwyższy musiał wskazywać, że wykładnie "jednoznacznie wskazują na rację skarżących" a PKW "bardzo się pomyliła", Lemańska stwierdziła, że "gdyby sprawa była oczywista dla wszystkich, nie wymagałaby interwencji Sądu Najwyższego".

"Zawsze znajdzie się ktoś, kto inaczej odkoduje normę prawną. Zazwyczaj jest tak, że ktoś zrobi to poprawnie, a ktoś inny - niepoprawnie. Państwowa Komisja Wyborcza wskazała swoje argumenty, skarżący swoje. Sąd Najwyższy rozstrzygnął tę sprawę. To nic nietypowego, dla nas - sędziów - niejako dzień jak co dzień" - oceniła.

"Państwowa Komisja Wyborcza zwracała uwagę, że obecność obserwatorów i mężów zaufania może być nie do pogodzenia z przepisami o ochronie danych osobowych, w tym słynnym RODO. Sąd Najwyższy uznał, że oczywiście dane osobowe wyborców trzeba chronić, ale nie jest to podstawa do tego, ażeby całkowicie ograniczać prawa obserwatorów i mężów zaufania. Równocześnie podkreślono, że udział obserwatorów i mężów zaufania powinien być zorganizowany w sposób zgodny z szeroko rozumianymi przepisami. Mogą więc pojawić się pewne ograniczenia ze względu na RODO czy inne regulacje prawa" - tłumaczyła Lemańska.

Jak powtórzyła, "system zadziałał". "Obawy o transparentny przebieg wyborów na podstawie skorygowanego przez Sąd Najwyższy stanowiska Państwowej Komisji Wyborczej są przesadzone" - stwierdziła.(PAP)

mml/ mrr/