Klaskałem i ocierałem łzy, tak było. Wychodząc z musicalu „1989” człowiek nie wie, czy najpierw ochłonąć z zachwytu, czy najpierw uspokoić serce. Dynamika spektaklu ukazującego, czym jest sztuka – przetworzeniem rzeczywistości pokazującym więcej prawdy niż opowieści świadków i historyczne źródła – wbija w fotel.

Podobnie, jak w każdym calu przemyślane przesłanie – to był Ten Czas, w którym ktoś wypracowywał dla pokoleń wzór godnego zachowania, a ktoś – wzór zachowania podłego. Uczciwie mówiąc, drugi wzór cieszy się niesłabnącą popularnością. Tyle że dzieciom i wnukom fajniej jest opowiadać o udziale w Solidarności niż w ruchu studenckim wspierającym Kiszczaka i stan wojenny lub w partii opowiadającej się za niewzruszoną przyjaźnią z ZSRR. Jak śpiewał Jan Krzysztof Kelus: „Odważnym wszystkim pokłon niski, pogarda dla kanalii”... A najlepsze w „1989” jest porwanie się przez zespół z motyką na słońce, czyli próba przekonania nas, że jest możliwy polski „pozytywny mit”. I cóż, słońce zdobyte! Niemożliwe, a się udało.

Czy lata 2015–2023 (a może i dłużej) będą kiedyś zasługiwać na pozytywny mit? Czy szlachetni wojujący z PiS – powiedzmy w 2067 r. – będą ronić łzy na musicalu „2023”? Zabiorą osobę wnuczkowską na przedstawienie i będą jej szeptać: „O, też napisałem na fejsie, że Straż Graniczna to esesmani. Też tak skakałem z panem Giertychem i Czarzastym, że kto nie skacze jest z gestapis, hop, hop. Potem rozsyłaliśmy sobie zdjęcia w telefonach komórkowych i proszę, dyktatura upadła...”. Czy emocje pokonanych w kolejnych, demokratycznych wyborach – faktycznie jednak coraz trudniejszych ze względu na coraz większą presję nieuczciwie postępujących władz – w historycznej pamięci polskiej zrównają się za kilka dekad z emocjami walczących z koalicją Breżniew-Jaruzelski-aktyw partyjny?

Na pewno na powyższe pytanie jakaś część Polaków już dzisiaj odpowie twierdząco. I będą oczekiwać, że sequel musicalu „1989” będzie jasno rozdzielać role szlachetnych oraz ich wrogów: sprzedawczyków, symetrystów, rozpitych patusów przekupionych 500+, karierowiczów, upadłych księży i marcowych docentów. Trochę będzie trzeba pogmerać przy faktach? Nie szkodzi. Tak było i tak ma być.

Może się komuś chłodno patrzącemu na rzeczywistość taki rozwój wydarzeń wydać kosmiczny. Jednak, co by nie powiedzieć, miliony wyborców Zjednoczonej Prawicy oraz jakiś milion głosujących na Konfederację i Trzecią Drogę nie mają powodu, by uważać swój wybór za zawstydzający i antydemokratyczny. I, co by nie powiedzieć, Kaczyński nie zawdzięcza swojej władzy obcej armii. Ale... przejrzałem większość podręczników szkolnych do historii wydanych po 1989 r. Niemal wszystkie w jednym są zgodne – działania opozycyjne w latach PRL były ważne dla Polski i moralnie dobre. Owszem, komunistyczne państwo miało pewne osiągnięcia, ale ich prawdziwym autorem był naród, działający mimo władzy, a nieraz przeciw niej. Postawy opozycyjne reprezentują tę warstwę historii, która jest fundamentem.

Gigantyczne przeobrażenie społeczne dokonane przez PRL i bardzo, bardzo liczne losy ludzi wyniesionych w górę przez socjalizm, stanowią tło przyjętej narracji. A może znają Państwo jakiś dobry film zrobiony po upadku komuny, którego osią byłaby ciężka praca SB, by uchronić reformę rolną, nieodpłatną służbę zdrowia i inne osiągnięcia socjalizmu przed kretami z opozycji, której marzy się, by Polskę przejęły kapitalistyczne korporacje, a szpitale się samofinansowały? Nie mówię, że taka narracja jest prawdziwa, a tylko staram się powiedzieć, że można by ją całkiem wiarygodnie sklecić; mało tego, wielu starszych Polaków czułoby w niej więcej swego losu, niż odnalazło w narracji powszechnego polskiego oporu...

Jeżeli narracji antyopozycyjnej (w odniesieniu do PRL) jest tak mało, to nie dlatego, że byłaby stekiem łgarstw, lecz tylko dlatego, że w elitach opiniotwórczych wygrała inna, ta o odważnych i kanaliach. Proszę mnie dobrze rozumieć, wychowałem się w kulcie postaw opozycyjnych. Wygraną bliskiej mi narracji trzeba jednak przypisać nie tylko, powiedzmy, obiektywnej słuszności. Ona wygrała wśród opiniotwórczych elit. Czy tak się stanie z opowieścią o rządach pisowskich? Może się okaże za kilka dekad, że wszyscy byli przeciw i wszyscy tęsknie wyglądali wolności. Właściwie nie wiadomo, kto głosował na PiS, zresztą samo istnienie zwolenników tej partii będzie podawane w wątpliwość. ©Ⓟ