Znamy komplet referendalnych pytań. Cztery pokazane przez PiS pytania potwierdzają, że nie jest to referendum, w którym obywatele mają wypowiedzieć się w ważnej kwestii, a plebiscyt podprowadzający Polaków do wyborczej decyzji, którą zgodnie z intencją sztabowców rządzącej partii powinno być poparcie obozu rządowego. To nie poddanie tematu do dyskusji społecznej a próba podpowiedzi wyborcy zarówno w trakcie kampanii jak i już w samym lokalu wyborczym, jakie są domniemane przewagi PiS.

Poprzednie referenda dotyczyły rozstrzygnięcia w różnych kwestiach, a to czy mamy wchodzić do UE jak w 2003 roku, a to czy w wyborach do Sejmu powinny się pojawić jednomandatowe okręgi jak w 2015 r. czy pomyśle prezydenta Andrzeja Dudy referendum konsultacyjnego w sprawie zmian w konstytucji. To ostatnie ostatecznie nie doszło do skutku, ale miał tam pojawić się zestaw pytań dotyczących np. tego czy konstytucję w ogóle zmieniać lub jaki powinien być system władzy prezydencki, czy kanclerski. Bez względu na to jak te pomysły wypadły w rzeczywistości (tylko referendum unijne było wiążące) jak widać, była to zapytania o jakąś kwestię, która albo była istotna dla wszystkich jak w 2003 r. lub była podnoszona przez jakąś część politycznej sceny jak w 2015 roku, wprowadzenie JOW-ów było postulatem Pawła Kukiza.

Cztery pytania referendalne

W tym sensie pytania PiS w dużej mierze dotyczą spraw, które nie są podnoszone w publicznej debacie, przez liczące się siły. Przykładem jest najnowsze pytanie” Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?” Choć w spocie PIS widać Janinę Ochojską mówiącą, że kiedyś będzie rozebrany, to jest to wypowiedź incydentalna. Dziś nie słychać w kampanii nawoływania do jego rozbiórki, bo widać co się dzieje na granicy, presja migracyjna podkręcana przez białoruski reżim znów rośnie. Inna sprawa, że płot nie okazał się tak doskonały jak zapowiadał PiS nielegalnie imigranci stale przesiąkają przez granicę. Co więcej, to zapora, w spocie PiS jest pokazana nieomal jak linia Maginota, czyli system umocnień mający powstrzymać obcą armię, a nie nielegalnych imigrantów.

Podobnie jest z innymi pytaniami. "Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw?". To fałszywa teza, bo żadne z idących do wyborów ugrupowań nie proponuje dziś masowej prywatyzacji, nie mówiąc o "wyprzedaży". Oczywiście można przywoływać dane sprzed lat, ale już w trakcie rządów PO nastąpiło wyhamowanie prywatyzacji, wpływy z niej pochodziły w dużej części ze sprzedaży części akcji bez pakietu kontrolnego, choć zdarzały się prywatyzacje branżowe. Wówczas także na skutek doświadczeń z kryzysu światowego zapadły decyzje, że strategiczne firmy energetyczne, paliwowe czy banki zostają w polskich rękach. Zaczął się nawet proces odwrotny, czego pierwszą jaskółką była ugoda z Eureko w sprawie PZU. Oczywiście po przejęciu władzy PiS zamknął prywatyzacyjny kramik, ale nie była to zmiana polityki o 180 stopni.

Pytanie numer 2 jest także czysto akademickie. "Czy jesteś za podwyższeniem wieku emerytalnego wynoszącego dziś 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn?". Po tym jak PiS odwrócił podwyżkę wieku emerytalnego kwestia jego podwyższenia na lata przeszła do kategorii “politycznie niewzruszalne”. Można powiedzieć, że stało się tak ze szkodą dla polskiego systemu emerytalnego, ale jeśli patrzeć na kampanijną dyskusję to nie dotyczy ona podwyżki wieku, a jak już to przeciwnie, jego obniżki. W końcu temu ma służyć wprowadzenie na stałe emerytur pomostowych, czy "otwartość" PiS na emerytury stażowe.

Wreszcie mamy pytanie numer trzy, od którego wszystko się zaczęło "Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?". Mechanizm relokacji jest, ale można przyjęcie emigrantów zastąpić inną metodą np. płaceniem lub w przypadku Polski czy innych krajów poddanych migracyjnej presji można zostać z tego mechanizmu wyłączonym w ogóle. Tyle że sedno nie dotyczy mechanizmu a zwiększenia kompetencji Komisji Europejskich, bo to ona będzie decyzyjna, ale nie ma tego w pytaniu, jest za to wizja tysięcy nielegalnych imigrantów.

Każdy spot PiS o pytaniach jest okraszony cytatami z PO, zwłaszcza Donalda Tuska, by wyborca nie miał wątpliwości na kogo nie zagłosować. Intencje PiS są jasne, wyborca w lokalu wyborczym ma cztery razy powiedzieć „nie”, a potem zagłosować za rządem.

Czy plan PiS wypali?

Pytanie jednak, czy ten plan PiS wypali. PiS od wiosny próbuje narzucić narrację w różnych sprawach i idzie mu średnio. Czy dziś głównym tematem rozmów na grillu jest dziś kwestia wieku emerytalnego albo „wyprzedaży” firm państwowych? Na pewno nie. Kwestie migracyjne są pewnie bardziej nośne, ale wydaje się, że one zostają daleko w tyle za takim tematem jak inflacja i jej wpływ na poziom życia. Dlatego wydaje się, że PiS pytaniami w referendum, chce przypomnieć głównie swoim wyborcom, czemu głosowali kiedyś na to ugrupowanie. Chce obudzić 6-8 proc. wyborców, którzy wycofali się do kategorii — nie głosuje, przez co PiS ma około 35 proc. sondażach. Pytanie, czy to się uda, bo kampania niekoniecznie przemówi to do pozostałych wyborców.

Na pewno opozycja będzie miała z tą strategią PiS kłopot. Po pierwsze musi zdecydować czy ignorować proces legislacyjny, czy na najbliższym posiedzeniu Sejmu proponować inne pytania. Po drugie będzie musiała przyjąć strategię referendalną, gdy PiS przyjmie uchwałę w tej sprawie. Już widać co najmniej trzy możliwości. Pierwsze to wezwanie wyborców opozycji do wzięcia udziału. Trudnością jest to, że PiS zadał w zasadzie polityczne pytania retoryczne, trudno jakiejkolwiek partii opozycyjnej rekomendować inne głosowanie niż sugerowane przez PiS, więc trudno wytyczyć tu linię politycznego podziału. A to w praktyce oznacza zgodę z PiS, co ucieszy sztabowców z Nowogrodzkiej. Na drugim biegunie jest wezwanie do bojkotu. Już słychać takie nawoływania, by odmawiać wzięcia karty do głosowania. To strategia jednoznaczna, daje sporą szansę, że referendum nie będzie wiążące. Jednak po pierwsze, część wyborców może nie zrozumieć, dlaczego opozycja nie chce oddać głosu np. w sprawie wieku emerytalnego. Po drugie czym innym jest bojkot w dużym mieście, gdzie dominuje opozycja, a czym innym w małym czy na wsi w okręgach, w których PiS ma większość. Tam odmowa wzięcia referendalnej karty będzie jasną deklaracją polityczną głosowania przeciwko PiS, a nie każdy wyborca będzie na tyle odważny. Możliwe, że zresztą o taki efekt chodzi też sztabowcom PiS. Trzecia możliwość to zignorowanie referendum, zostawienie decyzji w tej sprawie wyborcom i podkreślanie, że najważniejszy jest głos na listy sejmowe i senackie.

Wyborca może odmówić przyjęcia karty referendalnej

Na decyzje opozycji będzie rzutować kształt prawa wyborczego i referendalnego i sam przebieg głosowania. Zgodnie z nim wyborca może odmówić przyjęcia karty referendalnej, tak samo jak karty z listami kandydatów do Sejmu czy Senatu.

Jeśli weźmie karty, to ma trzy wyjścia. Po pierwsze może oddać głos ważny, w tym przypadku przez postawienie znaku x przy kratce z napisem tak lub nie przy poszczególnych pytaniach i wrzucenie kart do urny. Po drugie może oddać głos nieważny np. bez stawiania krzyżyków lub stawiając krzyżyk w każdej kratce. Po trzecie może nie wrzucić pobranej karty referendalnej do urny. Z ustawy o referendum ogólnokrajowym wynika, że do oceny tego czy referendum jest wiążące, czy nie istotna jest liczba kart wyjętych z urny. Nie ma przy tym znaczenia, czy oddane na nich głosy są ważne, czy nie ważne.

Jak widać, PiS ma o tyle łatwo, że przygotowując referendum, to on wytyczał pole gry, natomiast opozycja będzie tu miała twardy orzech do zgryzienia i poszczególne ugrupowania mogą podjąć inne decyzje w tej sprawie.