Samorządy negocjują z MAP i spółkami, żeby odebrały od nich węgiel, którego nie udało się sprzedać mieszkańcom.

Z formalnego punktu widzenia dziś kończy się funkcjonowanie uruchomionego w zeszłym roku systemu, w ramach którego rząd zaangażował gminy w sprzedaż węgla mieszkańcom. Samorządy kupowały go po 1500 zł za tonę od wyznaczonych spółek węglowych, a następnie mogły odsprzedać po maksymalnie 2000 zł za tonę. Mechanizm miał dać pewność, że węgla na zimę nie zabraknie, a ponadto wymusić obniżki cen przez sektor prywatny.

W połowie kwietnia Sejm znowelizował ustawę o zakupie preferencyjnym paliwa stałego przez gospodarstwa domowe. To umożliwiło gminom sprzedaż zalegającego węgla na bardziej elastycznych zasadach, tzn. bez limitu i ograniczeń terytorialnych, maksymalnie po 2000 zł za tonę. Zasady te oznaczono jako sprzedaż końcową, która miała potrwać do 31 lipca.

Dziś nie wiadomo, czy i na jakich zasadach gminny węgiel będzie sprzedawany. Zwłaszcza że samorządy narzekają, że nikt już tego węgla kupować nie chce, więc zalega na składowiskach. Ile go jest? Próbował to ustalić zrzeszający ponad 350 jednostek Związek Miast Polskich (ZMP). Rozesłał ankietę wśród swoich członków. Odpowiedzi przyszły z 221 miast. W 138 spośród nich znajduje się łącznie 10 614 t niesprzedanego węgla, czyli średnio po 77 t na miasto. Pytanie, jaka sytuacja jest w mniejszych gminach, zważywszy na to, że do systemu interwencyjnej dystrybucji węgla przyłączyła się znacząca większość samorządów.

Dlaczego ludzie nie kupują węgla? Powodów może być kilka. Dotychczasowy system miał swoje ograniczenia terytorialne czy ilościowe (limit na mieszkańca), co utrudniało pozbycie się nadmiaru surowca, zwłaszcza tego nieodebranego przez osoby, które wcześniej deklarowały, że go odbiorą. Sprzedaż węgla zaczęła hamować także z powodu sezonu letniego, gdy zapotrzebowanie spada. Gminy chciałyby się pozbyć surowca możliwie szybko, bo generuje on koszty (konieczność utrzymania składu, opłacenie pracownika czy ochrony), a z czasem (zwłaszcza na niezadaszonych placach) traci on na wartości energetycznej.

Dziś widać rosnącą irytację wśród włodarzy. „Gminy, moralnie przymuszone do udziału w tej nonsensownej operacji, nie dostały jednak węgla w prezencie, tylko kupiły go za samorządowe pieniądze. Od 1 sierpnia nie będzie już podstawy prawnej do sprzedaży węgla, który zalega na naszych placach” – podaje ZMP. W zeszłym tygodniu na rządowo-samorządowej Komisji Wspólnej uzgodniono projekt rozporządzenia zwalniającego sprzedaż węgla kamiennego zakupionego przez gminy i niesprzedanego do 31 lipca br. z konieczności ewidencji na kasach rejestrujących. Tyle że – podkreślają samorządy – to w żaden sposób nie dotyka sedna problemu.

Nasz rozmówca z Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP) bagatelizuje sprawę. – Temat jest nam znany. Ilości tego zalegającego węgla są absolutnie śladowe, a jeśli samorządowcy nie chcą go spożytkować sami, to mają w umowach ze spółkami odpowiednie zapisy, po które powinni sięgnąć. Spółki będą zabierać od nich ten węgiel – przekonuje. Jednym z podmiotów, które sprzedawały węgiel dla JST, jest Polska Grupa Górnicza. – Rozmowy trwają, są ustalane szczegóły – mówi rzecznik Polskiej Grupy Górniczej.

Inaczej sprawę opisują nasi rozmówcy z samorządu. Ich zdaniem rząd nie robi praktycznie nic, by rozwiązać problem. – Już od kilku miesięcy możemy dogadywać się ze spółkami i dokonywać korekt faktur zakupowych na faktury poza programem sprzedaży węgla po preferencyjnej cenie, by móc sprzedać ten węgiel komu chcemy, a nie tylko ludziom objętym programem. Niestety odzew ze strony klientów jest śladowy – przekonuje Marek Wójcik z ZMP.

Jego zdaniem dziś można kupić tonę węgla nawet za ok. 1100 zł, stąd też niższe zainteresowanie surowcem od gmin. – A my nie możemy go sprzedać poniżej kosztów, bo narazimy się na zarzuty ze strony RIO. Niby zalegającego węgla jest mało, ale są gminy, gdzie ściągnięto 800 t, ludzie zadeklarowali, że kupią 500 t, a kupili 300 t. Nawet jak to kilkadziesiąt ton, to i tak pytanie, co z tym węglem zrobić, zwłaszcza że ten zalegający na składach traci na wartości – mówi Wójcik.

Strona rządowa zapewnia, że RIO sprawdza legalność działań samorządu, a nie gospodarność, dlatego nie powinno być problemu w sprawie węgla. To jednak nie przekonuje samorządowców, którzy proponują rządowi dwa rozwiązania. Pierwsze zakłada, że sprzedawca odbierze od gminy węgiel za 1500 zł za tonę plus koszty logistyczne, jakie gmina poniosła. Drugie rozwiązanie to program sprzedaży po cenie rynkowej i wyrównanie dla gmin przez wojewodę. Czyli jeśli gmina poniosła koszty 1700 zł za tonę (cena zakupu 1500 zł plus 200 zł kosztów logistycznych), a sprzeda np. za 1100 zł, to budżet państwa zwróci jej 600 zł. – Jeśli rząd twierdzi, że to są śladowe ilości tego zalegającego węgla, to koszt takich dopłat wyniósłby pewnie około kilkunastu milionów złotych, co nie wydaje się jakimś nieosiągalnym pułapem – argumentuje Marek Wójcik.

Samorządowcy domagają się pilnego spotkania z urzędnikami MAP. Z naszych informacji wynika, że do rozmów może dojść w tym tygodniu. Rozwiązania problemu samorządów, które zostały z węglem, nie ułatwia to, co się dzieje na rynku. Ceny znacząco spadły w porównaniu z zeszłym rokiem. W sklepie PGG węgiel luzem można kupić od 1200 zł za tonę, choć patrząc na rynek, to cena okazyjna. Inne składy oferują ceny od 1500 zł do 2000 zł. Nie ma obaw, czy na nachodzący sezon grzewczy węgla starczy. To efekt ciepłej zimy i zapasów, które według MAP poczyniło wiele gospodarstw domowych. ©℗