Nie możemy zabronić kupowania wielu mieszkań w formie inwestycji. Chcemy jednak ograniczyć rentowność tego procederu, żeby lokale były dostępne dla tych, którzy chcą zaspokoić potrzeby swojej rodziny. W ten sposób więcej mieszkań trafi do rodzin – mówi DGP wiceszef MRiT Piotr Uściński.

1 lipca wejdzie w życie ustawa o pomocy państwa w oszczędzaniu na cele mieszkaniowe. Nowe przepisy wprowadzają program „Pierwsze Mieszkanie”, a wraz z nim ofertę Bezpiecznego kredytu 2 proc. Jest pan przekonany, że to poprawi dostęp Polaków do mieszkań?

Na pewno pomoże tym, których obecnie nie stać na kredyt ze względu na wysokie stopy procentowe. Każdy potrafi samodzielnie ocenić domowy budżet. Jeżeli miesięczne koszty są duże, Polacy wstrzymują się z zaciągnięciem zobowiązania kredytowego. Chcemy, aby osoby, które potrzebują kupić mieszkanie – szczególnie młode rodziny – mogły sobie na to pozwolić. Taki jest cel tej ustawy.

Program przewiduje możliwość zaciągnięcia kredytu do 500 tys. zł. W przypadku, gdy o kredyt starają się małżonkowie lub rodzice z dzieckiem, limit ten rośnie do 600 tys. zł. To dużo, ale z zakupem trzypokojowego mieszkania w dużym mieście, szczególnie w Warszawie, wciąż będzie problem.

Proszę pamiętać, że do tego limitu może dojść jeszcze wkład własny, więc ostateczna suma będzie większa. Za pieniądze, o których pan wspomina, można już kupić mieszkanie w każdym województwie, w większości miast w Polsce. Także w Warszawie – może nie w ścisłym centrum miasta, ale na obrzeżach na pewno. Chcemy wspierać ludzi, których nie stać na zakup pierwszego M. I tutaj każdy musi sobie odpowiedzieć, czy zależy mu na mieszkaniu w ogóle, czy w samym centrum stolicy. Jeżeli ktoś wybiera to drugie, to być może nie jest osobą, której jest potrzebne nasze wsparcie.

Jaką liczbę kredytobiorców po pierwszym roku funkcjonowania programu uzna pan za sukces?

W założeniach do ustawy pisaliśmy o ok. 30–40 tys. kredytobiorców rocznie. Ale czy to będzie trochę mniej, czy więcej, nie ma większego znaczenia. Chodziło nam o przygotowanie komplementarnej propozycji. Mamy całe spektrum rozwiązań wspierających mieszkalnictwo, i to będzie kolejne z nich. Na pewno znajdą się chętni, aby skorzystać z tego kredytu. Obserwujemy duże zainteresowanie wśród obywateli. Sukcesem jest już to, że udało nam się przyjąć tę ustawę, oraz to, że wejdzie w życie za kilka tygodni.

Ile banków podpisze z BGK umowy o wprowadzeniu Bezpiecznego kredytu do swojej oferty?

Myślę, że większość banków będzie chciała to zrobić. Już teraz mamy informacje od kilku z nich, że są gotowe, aby uruchomić tę opcję tuż po wejściu w życie przepisów, tj. na początku lipca. Nie ma powodu, aby instytucje finansowe nie chciały uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, bo dzięki temu mogą uzyskać dostęp do szerszego grona klientów.

Ile banków uruchomi Bezpieczny kredyt od 3 lipca?

Na pewno w programie będzie uczestniczyć kilka banków, więc będzie konkurencja. Proszę jednak pamiętać, że komercyjne banki same podejmują decyzję, co chcą oferować swoim klientom. Obecnie wiemy o gotowości co najmniej czterech banków.

Donald Tusk proponował w lutym, aby oprocentowanie kredytu wyniosło nie 2, ale 0 proc. W maju taką poprawkę wniósł Senat, ale Sejm ją odrzucił. Dlaczego nie dopuszczono tego rozwiązania?

Ta propozycja była praktycznie kopią naszych pomysłów, tylko zamiast dwójki jest zero. Platforma Obywatelska nie przygotowała żadnego rozsądnego rozwiązania. Jeżeli zakładamy zwiększenie zaangażowania państwa – a to oznacza zero zamiast dwójki – to musi iść za tym bardzo duży wzrost wydatków budżetu. Oni tego nie uwzględnili. Gdyby w takiej formie ustawa przeszła, to liczbę beneficjentów musielibyśmy zmniejszyć z 40 tys. do 10 tys. Trzeba się zastanowić – czy chcemy oferować duże wsparcie dla nielicznych, czy istotne wsparcie dla większej grupy. My uważamy, że takie rozwiązanie powinno być powszechne. Zresztą to, co zaproponowała PO, nie było poważne. Jestem przekonany, że nawet gdyby wygrali jesienne wybory, to nie wdrożą tego w życie. Sami politycy PO w to nie wierzą.

Może należało więc zwiększyć wydatki na ten program?

Musimy wyważyć ofertę, którą wprowadzamy. Tak samo było z 500 plus, które teraz rozszerzamy do 800 plus. Bo to są decyzje racjonalne i oparte na liczbach. Na początkowym etapie prac to rozwiązanie miało mieć mniejszy zakres. Minister Waldemar Buda osobiście zaproponował, aby było jednak korzystniejsze dla beneficjentów. Nasz projekt jest umiarkowany i wyważony, w porównaniu do nieprzemyślanej propozycji Donalda Tuska.

Program „Pierwsze Mieszkanie” mierzy się tylko z jedną sferą problemów mieszkaniowych. Wyzwaniem pozostaje ciągle rynek najmu. Z jednej strony minister Buda przyznaje, że Mieszkanie plus nie wypaliło. Z drugiej – według danych Eurostatu – od kilku lat ceny najmu rosną w Polsce zdecydowanie szybciej niż w całej Unii Europejskiej. Resort zamierza temu jakoś przeciwdziałać?

Sytuacja na rynku najmu nieruchomości jest trudna ze względu na wojnę w Ukrainie. Liczba mieszkań jest ograniczona, a chętnych coraz więcej. W pierwszych miesiącach inwazji wprowadziliśmy przepisy, które miały spowodować, że pustostany, które są w posiadaniu gmin, będą remontowane i oddawane pod wynajem. Ten proces trwa. Remonty się skończą i mieszkania wspomogą rynek najmu. Tym, co może rozwiązać problemy mieszkaniowe, jest jedynie wzrost liczby dostępnych mieszkań pod sprzedaż i wynajem. I my tę politykę realizujemy od 2016 r. Liczba dostępnych lokali rośnie szybciej niż za czasów rządów PO-PSL. A to dlatego, że wspieramy budownictwo mieszkaniowe na wiele sposobów. Nie tylko remonty pustostanów, lecz także budownictwo socjalne, komunalne i społeczne jest mocno wspierane finansowo przez nasz rząd.

Mówi pan o pustostanach, które należą do samorządów. Co z pustymi mieszkaniami, które należą do osób prywatnych? Wiceminister finansów Artur Soboń zapowiadał w styczniu podatek od pustostanów. W kwietniu rząd wycofał się z tego pomysłu. Dlaczego?

Rozważaliśmy różne możliwości. W maju Sejm przyjął ustawę, która obniża podatek od czynności cywilnoprawnych (PCC) przy zakupie pierwszego mieszkania. Podnosi za to PCC w przypadku zakupu wielu mieszkań. Zdarzają się sytuacje, gdy ktoś kupuje wiele mieszkań w formie inwestycji. Nie możemy tego zabronić. Chcemy jednak ograniczyć rentowność tego procederu, żeby lokale były dostępne dla tych, którzy chcą zaspokoić potrzeby swojej rodziny. W ten sposób więcej mieszkań trafi do rodzin, a mniej do tych, którzy traktują je jako lokatę kapitału.

To rozwiązanie dotyczy jednak osób, które dopiero planują zakup nieruchomości. Część inwestorów już zdążyła nabyć wiele mieszkań i ulokować w nich kapitał. I to te mieszkania stoją puste.

Obecna sytuacja trochę to zmieniła. Wiele pustostanów zostało sprzedanych lub wynajętych ze względu na duże zapotrzebowanie i wzrost cen. Dostępnych mieszkań jest więcej.

Problemem pozostaje instytucjonalne wsparcie rynku najmu. Po 4,5 roku istnienia programu „Mieszkanie na start” przystąpiło do niego zaledwie 37 gmin. Aktualnymi beneficjentami jest niecałe 2,8 tys. gospodarstw domowych. To chyba trochę poniżej oczekiwań.

Nie wykluczamy dalszych zmian również i w tym programie. Niektóre media sprowadzają dyskusję o polityce mieszkaniowej wyłącznie do tego, że nie udało się wybudować 100 tys. mieszkań zapowiadanych w ramach rynkowej części programu „Mieszkanie plus”. A mamy cały wachlarz innych rozwiązań w Narodowym Programie Mieszkaniowym, które z sukcesem funkcjonują. To powoduje, że mieszkalnictwo w Polsce dobrze się rozwija. W 2022 r. oddano do użytku ok. 238 tys. mieszkań. To dużo więcej niż za czasów rządów PO-PSL, kiedy budowało się poniżej 150 tys. mieszkań rocznie. Przy utrzymaniu tamtych wyników dziś brakowałoby nam kilkaset tysięcy mieszkań więcej. ©℗

Rozmawiał Marek Mikołajczyk