16 grudnia w terytorium naszego kraju wleciała rosyjska rakieta. Choć Wojsko Polskie ją widziało i poinformowało o tym ministra obrony (który zresztą później publicznie nie powiedział całej prawdy, twierdząc, że tak nie było), to nas, obywateli nie ostrzegł nikt. Procedury nie zadziałały. Teraz sprawę bada prokuratura.

Inaczej było ponad dwa tygodnie temu, gdy w polską przestrzeń powietrzną wleciał balon z Białorusi – o tym fakcie byliśmy informowani na bieżąco przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Inną sprawą jest, że tego obiektu wciąż nie znaleziono, ale to zostawmy.

W projektowanej właśnie ustawie o ochronie ludności, przygotowywanej przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, RCB jest likwidowane. W projekcie sprzed kilku tygodni nie przewidziano konkretnych procedur, które miałyby być wprowadzone zamiast likwidowanego Krajowego planu zarządzania kryzysowego. To ten dokument dokładnie opisuje sposób ostrzegania na wypadek pojawienia się w polskiej przestrzeni powietrznej np. rakiety. Po pytaniach DGP o tę sprawę, urzędnicy MSWiA dopisali do projektu ustawy fragment, że za powiadamianie o ataku z powietrza odpowiadać będzie resort obrony i odesłali nas właśnie do MON.

Dlatego spytałem w resorcie ministra Błaszczaka, jakie procedury będą obowiązywać w przyszłości. Odpowiedź mnie zdumiała, cytuję jej fragment: „sprawy odnoszące się do opracowywania dokumentacji planistycznej w zakresie ochrony ludności, w tym obrony cywilnej, pozostają w kompetencjach ministra właściwego do spraw wewnętrznych. Dotyczy to także organizacji oraz funkcjonowania systemu ostrzegania i alarmowania ludności o zagrożeniach uderzeniami z powietrza. Stały Komitet Rady Ministrów przyjął rozstrzygnięcie, iż zorganizowanie funkcjonowania systemu pozostanie w kompetencjach MSWiA”.

W uproszczeniu sprawa wyglądała więc tak: MSWiA przygotowuje projekt, który likwiduje obowiązującą procedurę ostrzegania ludności i nie proponuje nic w zamian. Po naszych pytaniach go zmienia i ten obszar „zwala” na MON. Jednak najwyraźniej nie wszystkim się to podoba i temat znów wraca do MSWiA, które teraz tak łatwo już nie zamiecie tego pod dywan.

W sumie nie jest to nic nadzwyczajnego – spychologia między ministerstwami nie jest niczym nowym. Niezależnie od tego, która partia akurat rządzi. Warto jednak zwrócić uwagę na co najmniej trzy kwestie.

Po pierwsze, prace nad tym projektem toczą się od ponad roku – publicznie zaprezentowali go ówczesny wicepremier Jarosław Kaczyński i minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński w czerwcu 2022 r. Trudno zrozumieć, jak po takim czasie można ruszać do przodu, czyli w kierunku Rady Ministrów, mając w ręku taki bubel prawny.

Po drugie, widzimy powtarzający się schemat działania obecnego rządu – łatwo jest zlikwidować funkcjonującą, zapewne daleką od doskonałości procedurę, ale znacznie trudniej jest stworzyć coś w zamian. Tym bardziej może to zdumiewać, że w tym wypadku chodzi o likwidację procedur przyjętych za… rządu PiS.

Wreszcie trudno zapomnieć, że dwa państwa, które sąsiadują z Polską, toczą ze sobą wojnę. Rosyjska agresja na Ukrainę dociera pośrednio także do nas, czasem właśnie w postaci zbłąkanych pocisków. W obecnej sytuacji dezynwoltura, z jaką MSWiA i MON podchodzą do tego tematu, jest dla człowieka kierującego się zdrowym rozsądkiem naprawdę niezrozumiała.

Szanse na to, że nowa ustawa o ochronie ludności zostanie przyjęta jeszcze w tej kadencji Sejmu, są mniejsze niż większe. Tymczasem warto pamiętać, że szef Obrony Cywilnej Kraju, jeszcze w 2016 r. skierował do Sejmu projekt „ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej”. Siedem lat później, mimo przejścia pandemii i przy toczącej się od ponad roku wojnie, polski rząd wciąż nad nią pracuje i robi to tak, by prac nie skończyć. Zapewne w kolejnej kadencji znów będziemy mogli śledzić heroiczne zmagania MSWiA vs MON. Pozostaje nam przygotować popcorn i liczyć na to, że kolejne rakiety również spadną w lesie, a nie w centrum jakiegoś miasteczka. ©℗