Tegoroczny limit wydatków na jeden zarejestrowany komitet w wyborach do Sejmu i Senatu powinien oscylować w okolicach 40 mln zł.

Limit w przypadku głosowania do Sejmu oblicza się, mnożąc liczbę wyborców (30,2 mln) przez kwotę przypadającą na jednego z nich (1,10 zł). W przypadku wyborów do Senatu mnożnik wynosi 24 gr.

– Te dwa limity wylicza się osobno, ale dla danego komitetu kwoty się dodaje i tworzy łączny limit wydatków na kampanię i do Sejmu, i do Senatu. W obrębie tego limitu komitet ma swobodę wydatkowania pieniędzy na kampanię sejmową i senacką wedle własnego uznania – mówi Krzysztof Lorentz z Krajowego Biura Wyborczego.

Oczywiście w przypadku kampanijnych limitów mowa o oficjalnych wydatkach, które po wyborach trafiają do sprawozdań finansowych, kontrolowanych przez PKW. Nie wliczamy w to działań, które bywają finansowane mniej oficjalnie, np. z funduszy celowych, budżetów resortów czy spó łek państwowych.

Z partii opozycyjnych najbliżej kampanijnych limitów będzie Koalicja Obywatelska. – Przez pakt senacki pewnie nie zgłosimy pełnej listy senatorów, bo musimy się podzielić miejscami z naszymi partnerami, więc limit będziemy mieli niższy niż PiS – zastrzega Jan Grabiec z PO. Jak wynika z naszych wyliczeń, ten limit w przypadku KO po uwzględnieniu puli senackiej wyniesie ok. 37 mln zł. Na razie trwa finansowanie obecnej prekampanii, która – jak zauważa poseł Grabiec – jest intensywna jak nigdy dotąd, a trwający objazd 16 regionów jest czymś bez precedensu. Prekampania KO, której głównym elementem są wyjazdowe wystąpienia Donalda Tuska, jest finansowana z darowizn (jak się dowiedzieliśmy, PO uzbierała w ten sposób już ponad 1 mln zł), składek oraz zaciągniętego kredytu. Na potrzeby prowadzenia docelowej kampanii wyborczej partia ma zaciągnąć kolejny kredyt.

Wydatki pozostałych partii opozycyjnych mają być sporo niższe, jednak nasi rozmówcy nie chcą mówić o swoich planach oficjalnie. Z Lewicy słyszymy, że maksymalny pułap wydatków powinien wynieść 10–15 mln zł. – Połowę tej kwoty zbierzemy ze składek, połowę mamy już odłożoną – wskazuje rozmówca DGP z tej partii. Wciąż nie zdecydowano, czy potrzebny będzie kredyt. – Jesteśmy jedyną partią bez zaciągniętych zobowiązań, mamy własne nieruchomości i lokatę finansową – wylicza inny polityk z Lewicy.

O kwocie 10 mln zł mówią ludowcy (w poprzedniej kampanii PSL wydał 8,5 mln zł). Polska 2050 i Konfederacja są bardziej tajemnicze. Zasłaniają się tajemnicą sztabową. Pod koniec marca na kontach Konfederacji leżało niemal 8 mln zł. Z kolei partia Polska 2050 w zeszłym roku miała przychody 700 tys. zł, ale w kontekście wydatków na kampanię także jest tajemnicza – nie tylko z ostrożności, lecz także dlatego, że nie wiadomo, w jakich konfiguracjach pójdzie do wyborów opozycja.

Jeśli będzie się konsolidować i obecne cztery ugrupowania – poza Konfederacją – czyli KO, Nowa Lewica, PSL i Polska 2050, utworzą mniejszą liczbę list, to odpowiednio zmniejszy się ich limit na kampanię. W przypadku tych czterech ugrupowań najmniejszy możliwy limit to prawie 40 mln zł, gdyby wszystkie poszły do wyborów na jednej liście, i niemal 160 mln zł, jeśli wszystkie wystartują osobno. Jedna, przynajmniej w przypadku Polski 2050 i PSL, wspólna lista jest bardzo prawdopodobna, a porozumienie może nastąpić nawet w najbliższych dniach. Dziś ma się odbyć kolejna tura rozmów. To pokazuje, że podając kwotę, ludowcy mogli już brać pod uwagę wspólną listę.

Opisywane przez nas zapowiedzi wydatków ugrupowań należy traktować jako wstępne i jest spora szansa, że zwiększą się w trakcie kampanii. Po pierwsze, z powodu kampanijnej dynamiki i rosnących cen nośników czy usług reklamowych, a po drugie, ponieważ startujący w wyborach mają szansę na zwrot kosztów kampanii.

Dlatego, jak wynika z uzyskanych przez nas informacji, KO, PSL i Polska 2050 wezmą na kampanię kredyt. Lewica się wciąż zastanawia. – To pieniądze łatwe do spłacenia, bo zabezpieczone zwrotem z budżetu – mówi nam specjalista ds. finansów jednego z ugrupowań.

W najbardziej komfortowej sytuacji jest PiS - Planujemy wydać na kampanię tyle ile przewidują ustawowe limity w tym względzie - odpisało nam biuro prasowe klubu PIS. Co oznacza, że – jak w poprzednich wyborach – PiS swój limit wykorzysta praktycznie do końca. Chociaż ostatecznie jego wysokość będzie zależała od tego, czy wystawi kandydatów na senatorów we wszystkich okręgach. Gdyby tak się stało, wyniósłby on 40,4 mln zł.

Finansowa przewaga PiS bierze się też stąd, że partia ta dostaje najwyższą subwencję z budżetu (23 mln zł rocznie), podczas gdy np. PO 19 mln zł, a Lewica – 11,3 mln zł. PiS może także liczyć na spore wpłaty od sympatyków czy nominatów do spółek Skarbu Państwa. Tylko te tegoroczne ujawnione w rejestrze wpłat donacje na PiS to już ok. 380 tys. zł. Partia może też liczyć na wsparcie całkowicie podporządkowanych tej formacji mediów publicznych. Z kolei aktualni ministrowie czy wiceministrowie będą organizowali rozmaite wydarzenia nie tylko jako kandydaci, lecz także z okazji pełnionych funkcji, np. otwierania nowych inwestycji. A tego typu aktywności będą trudne do podważenia przez PKW jako przypadki prowadzenia ukrytej kampanii. ©℗