Z kolei wyborcy w gminach wiejskich to 11,8 mln osób. Tu także są rezerwy – w 2019 r. frekwencja wyniosła tam 57 proc., podczas gdy w miastach – 64 proc. Gdyby na wsi do wyborów poszło proporcjonalnie tyle osób co w miastach, do urn wpadłoby ponad 900 tys. głosów więcej. Częściowo oba te zbiory się pokrywają, więc nie ma co ich sumować, ale widać, że to dwie grupy, o których poparcie warto się bić. Szczególnie dotyczy to PiS, który może być największym beneficjentem w obu grupach.
Potwierdzają to wyniki z 2019 r. Wówczas na wsi PiS zdobył 55 proc. głosów, podczas gdy w całej Polsce nieco ponad 43 proc. Z kolei przeprowadzona dla nas kilka miesięcy temu przez Marcina Dumę analiza pokazała, że w grupie 60+ na PiS padłoby także co najmniej o 10 pkt proc. głosów więcej, niż wynika z sondażu na ogólnej próbie.