Na rozkaz Kremla zbombardowano wczoraj centra ukraińskich miast, w tym Kijowa i Dniepru. Ogłoszono powołanie regionalnego zgrupowania wojsk rosyjskich i białoruskich. Moskwa żąda, by dyktator naprawdę włączył się do wojny.

W ramach zemsty za zniszczenie mostu Krymskiego Władimir Putin uderzył wczoraj w ukraińskie miasta. Pociski spadły m.in. na ścisłe centrum Kijowa. Podobnie było w Dnieprze, który jest centrum logistycznym. Rosjanie uderzyli w infrastrukturę energetyczną, co spowodowało przerwy w dostawach prądu m.in. w stolicy, Chmielnickim, Charkowie i Lwowie.

Równocześnie cały czas trwają naciski na Alaksandra Łukaszenkę, by włączył się do wojny, o czym pisaliśmy w czwartkowym wydaniu DGP. Wczoraj białoruski dyktator ogłosił powołanie regionalnego zgrupowania wojsk rosyjskich i białoruskich. Putin żąda, by realnie wziął udział w wojnie lądowej, z jednej strony oferując kredyty, a z drugiej – strasząc go śmiercią. Bruksela z kolei zagroziła Łukaszence kolejnymi sankcjami, jeśli przyłączy się do inwazji. Jak przekonują rozmówcy DGP, wariant z ponownym atakiem od północy na Ukrainę wydaje się realny. Choćby po to, by ściągnąć w ten rejon siły zaangażowane w kontrofensywę na południu i wschodzie kraju.

Zmasowany atak to pierwsza decyzja "rzeźnika z Syrii"

W kierunku ukraińskich miast odpalono wczoraj ponad 70 pocisków. 40 miało zostać zestrzelonych przez obronę powietrzną. Zmasowany atak to pierwsza decyzja nowego dowódcy w tej wojnie, gen. Siergieja Surowikina, którego określa się mianem rzeźnika z Syrii. Swój pseudonim zawdzięcza bombardowaniom i zrównaniu z ziemią Aleppo.
Wczoraj uderzono w centra dużych aglomeracji. W Kijowie jedna z rakiet spadła niedaleko tzw. szklanego mostu rozpostartego nad zjazdem Wołodymyrśkim prowadzącym do pl. Europejskiego, który przechodzi z kolei w ul. Hruszewskiego. W dni robocze, w godzinach, w których doszło do uderzenia, Kijowianie jadą tędy do pracy, a ukraińscy ministrowie do rządowych gmachów. Niedaleko od miejsca, w którym spadł pocisk, zlokalizowana jest siedziba EUAM, unijnej misji doradczej, która pomaga reformować ukraińskie cywilne służby specjalne, antykorupcyjne i policję. Zniszczono również budynek Tower 101 przy Lwa Tołstogo, w którym mieści się biuro niemieckiego konsulatu. Władze niemieckie jednak nie widzą w tym problemu. – Nasze biuro wizowe nie jest obsadzone od początku lutego. Z tego, co widziałam, w wieżowcu wybito tylko kilka szyb. Na szczęście nikt z naszych pracowników nie ucierpiał – powiedziała „Spieglowi” ambasador Niemiec na Ukrainie Anka Feldhusen.
Pociski spadały w ścisłym centrum Kijowa, m.in. niedaleko Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki. W pierwszych dniach wojny – na przełomie lutego i marca – gdy zajęcia były odwołane, uniwersytet był ochraniany przez żołnierzy, a w jego murach zgromadzono siły wojskowe. Dziś to już jednak przeszłość. Jest to obiekt cywilny.

Ataki na elektrownie

W innych miastach Rosjanie celowali w infrastrukturę krytyczną. W Chmielnickim, Dnieprze, Lwowie, Połtawie i Żytomierzu były problemy z dostępem do internetu i przerwy w dostawach prądu. W Charkowie nie było prądu i wody. Część dzielnic Kijowa również nie miała prądu. Atakowano też cele w obwodzie winnickim i odeskim, w większości cywilne.
Ataki natychmiast skomentował prezydent Ukrainy.
– 229. dzień próbuje się nas unicestwić i wymazać z powierzchni ziemi. Całkowicie. Zamordować naszych ludzi, którzy śpią w domach w Zaporożu, zabić ludzi idących do pracy w Dnieprze i Kijowie – mówił Wołodymyr Zełenski.
– Nad ranem przeprowadziliśmy masowe uderzenie bronią precyzyjną w obiekty infrastruktury ukraińskiej: energetycznej, dowództwa wojskowego i łączności – mówił wczoraj po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Władimir Putin. – Jeżeli próby aktów terrorystycznych będą kontynuowane na naszym terytorium, reakcje Rosji będą ostre. Nikt nie powinien mieć co do tego wątpliwości – dodał. Równolegle oskarżył Ukrainę o próbę przeprowadzenia ataku na elektrownię atomową w Rosji i na gazociąg TurkStream.

Naciski na Mińsk

Atakom towarzyszą naciski na Alaksandra Łukaszenkę, aby ten dostarczył własne oddziały do wojny przeciwko Ukrainie. Ten zapowiedział utworzenie regionalnego zgrupowania wojsk Rosji i Białorusi, którego podstawą będą wojska tego drugiego państwa. Oskarżył Kijów o szykowanie prowokacji. – Formowanie tego zgrupowania rozpoczęło się i trwa już od dwóch dni – mówił.
Również wczoraj białoruski dyktator wziął udział w spotkaniu z dowództwem wojskowym. Rozmówcy DGP przekonują, że rozpatrywane są warianty ponownego uderzenia od strony Białorusi na Ukrainę. – Nie chodzi o podejście pod Kijów jak w lutym i marcu. Raczej o związanie sił ukraińskich na północy – przekonują nasi rozmówcy. Miałoby to zmusić Ukraińców do przeniesienia części grup batalionowych, które biorą udział w kontrofensywie na wschodzie i południu kraju.
Jak dodaje nasz rozmówca, realnie Łukaszenka mógłby wystawić do wojny maksymalnie 9 tys. żołnierzy. Ich wartość bojowa jest jednak wątpliwa. Były spadochroniarz białoruski, który brał udział w protestach w 2020 r., który zbiegł z kraju i za którym Łukaszenka wystawił list gończy, mówi w rozmowie z DGP o słabym wyszkoleniu i wyposażeniu najbardziej elitarnych jednostek. – Te oddziały od czasów wojny w Afganistanie w latach 80. nie walczyły. Nawet na poziomie umundurowania są w tyle za oddziałami rosyjskimi. Teoretycznie kamuflaż wygląda podobnie, ale te mundury są znacznie niższej jakości niż i tak nie najlepsze mundury rosyjskie. Nie wspomnę już o tym, że od dawna w tych jednostkach nie prowadzi się nocnych skoków spadochronowych, które w tego typu formacjach są normą – opowiada. Jego zdaniem nawet najbardziej elitarne jednostki: 38 Gwardyjska Samodzielna Brzeska Brygada Desantowo-Szturmowa, 103 Gwardyjska Samodzielna Brygada Powietrznodesantowa z Witebska i 5 brygada specnazu, nazywana również „kompanią oficerską”, w starciu z jednostkami ukraińskimi nie przedstawiają wielkiej wartości. – Ich ostatnie zadania to przede wszystkim walka z opozycją i utrzymywanie systemu władzy Łukaszenki. Wojna to co innego – komentuje.
Właśnie te trzy jednostki są wymieniane jako te, z których miałby zostać stworzony kontyngent do wysłania na Ukrainę.

Unia ostrzega Białoruś

Na Łukaszenkę naciska również Komisja Europejska. – Wzywamy reżim w Mińsku, by natychmiast przestał wykorzystywać terytorium Białorusi jako platformę do ataków powietrznych na Ukrainę, w tym ataków rakietowych i z wykorzystaniem dronów – powiedział wczoraj w Brukseli jej rzecznik Peter Stano. Wcześniej pojawiły się doniesienia o uderzeniu z terenu Białorusi 10 dronami kamikaze na obwód wołyński. Tych informacji do zamknięcia tego wydania DGP nie potwierdzono.
W niedzielę z kolei – jak podawał PAP – stały przedstawiciel Polski przy UE Andrzej Sadoś zwrócił się do instytucji unijnych o przekazanie ostrzeżenia Białorusi, gdyby ta zdecydowała się przystąpić do wojny z Ukrainą. Jak pisaliśmy w czwartek w DGP, naciska na to Władimir Putin, który miał z jednej strony grozić śmiercią dyktatorowi, a z drugiej oferować tanie kredyty, gdyby ten zdecydował się na wysłanie białoruskiego kontyngentu.