System oparty na dobrej woli indywidualnych obywateli nie wystarczy – ostrzegają grupy pomocowe

Beata Borucka na swoich kanałach w mediach społecznościowych udziela polskim babciom porad na każdy temat - począwszy od korzystania z Facebooka aż po dbanie o formę. Ale w zeszłym tygodniu swoim ponad 300 tys. obserwujących przekazała inny komunikat - informację o tym, jak zostać „tymczasową babcią” dla ukraińskich dzieci zmuszonych do ucieczki do Polski po inwazji Rosji na ich kraj.
Samozwańcza „najsłynniejsza babcia w Internecie” nawiązała współpracę z twórcami aplikacji kojarzącej osoby starsze, które utknęły w domu podczas pandemii, z ludźmi gotowymi pomóc im na przykład w zrobieniu zakupów. W ciągu kilku dni aplikacja została przebudowana i teraz kojarzy polskie babcie z ukraińskimi uchodźcami potrzebującymi pomocy przy dzieciach. W tydzień po uruchomieniu aplikacji zarejestrowało się w niej już prawie tysiąc osób.
„Polskie babcie nie są bardzo zamożne. Tym, co mamy, jest nasze serce. Mamy też czas, bo na ogół jesteśmy na emeryturze” - mówi Borucka. „Obecnie głównym wyzwaniem jest dotarcie do ukraińskich matek z informacją, że jesteśmy gotowe do pomocy.”
Inicjatywa Boruckiej to część ogromnej obywatelskiej mobilizacji w całej Polsce w obliczu konieczności zapewnienia pomocy i mieszkań uchodźcom napływającym z kraju wschodniego sąsiada.
W ciągu dwóch tygodni od rosyjskiej inwazji z Ukrainy uciekło 2,7 mln osób, co ONZ określa jako najszybciej rozwijający się kryzys uchodźczy w Europie od czasów drugiej wojny światowej. Ponad 1,68 mln osób przedostało się do Polski. Ponieważ nie widać oznak końca wojny, ani uchodźcy, ani ci, którzy im pomagają, nie wiedzą, jak długo uciekinierzy tu zostaną.
Pomimo niepewności napływ uchodźców wywołał wśród Polaków powszechny odruch hojności. Wielu z nich podarowało ubrania i żywność lub pojechało na granicę, aby pomóc w transporcie uchodźców do miast lub dalej do innych krajów UE. Dziesiątki tysięcy osób otworzyły swoje domy, aby zapewnić uchodźcom zakwaterowanie.
Jednak w miarę narastania kryzysu pojawiają się coraz wyraźniejsze oznaki zmęczenia. Organizacje pomocowe twierdzą, że przy braku scentralizowanej organizacji pomoc w dużej mierze opiera się na życzliwości obcych ludzi. Prezydent Warszawy powiedział pod koniec tygodnia, że napływ uchodźców już spowodował wzrost liczby ludności stolicy o 15 procent. Urzędnicy w Krakowie - drugim pod względem wielkości mieście Polski - ostrzegają, że „powoli traci ono zdolność do przyjmowania kolejnych fal uchodźców”.
„System oparty na dobrej woli indywidualnych obywateli nie wystarczy” - mówi Agnieszka Kosowicz, szefowa Polskiego Forum Migracyjnego. „Natychmiast konieczna jest lepsza koordynacja, bo jesteśmy w takiej sytuacji, że codziennie przybywa 100 tys. osób.”
Zofia Jaworowska jest jedną z osób odgrywających ważną rolę w działaniach społeczeństwa obywatelskiego. Jej organizacja pozarządowa, Grupa Zasoby, kojarzy uchodźców na Dworcu Zachodnim w Warszawie z Polakami, którzy oferują im nocleg. Jak mówi, do tej pory organizacja otrzymała 4,5 tys. ofert zakwaterowania, co daje od 15 do 20 tys. łóżek, i zakwaterowała już 3,5 tys. uchodźców.
„Moglibyśmy zrobić jeszcze więcej, ale uznaliśmy, że lepiej jest pomóc mniejszej liczbie osób w sposób całkowicie bezpieczny, ponieważ czujemy się za nich odpowiedzialni” - mówi Jaworowska.
O tym, jak spontaniczna była ta reakcja, świadczy przykład Łucji Skolankiewicz. Ta warszawska studentka wyprowadziła się ze swojego mieszkania, aby mogło w nim zamieszkać troje uchodźców. Zanim jeszcze przybyli, została wezwana na granicę do pracy w charakterze tłumaczki i musiała zostawić Ukraińcom klucze w skrzynce na listy. „Utrzymuję z nimi kontakt, więc mam nadzieję, że się spotkamy” - mówi Skolankiewicz. „Niestety nie mam pojęcia, kiedy.”
Do akcji włączyły się także przedsiębiorstwa. Hale wystawowe zostały przekształcone w ośrodki przyjęć. Niektóre firmy podarowały towary. Inne przekazały gotówkę. Sieć sklepów z zabawkami Smyk dała pracownikom czas wolny od pracy, aby mogli wziąć udział w wolontariacie. Władysław Grochowski, założyciel grupy hotelowej Arche, zaoferował bezpłatne zakwaterowanie dla 5 tys. osób w swoich hotelach i przeznaczył na ten cel 5 mln zł (1,1 mln USD). W zeszłym tygodniu sklep spożywczy Żabka w Przemyślu, mieście położonym ok. 15 km od granicy, oferował darmowe jedzenie i napoje uchodźcom, którzy przychodzili do sklepu. „Było ich bardzo wielu” - mówi kasjerka.
Konserwatywno-nacjonalistyczny polski rząd stanowczo sprzeciwiał się unijnym kwotom dla osób ubiegających się o azyl podczas kryzysu migracyjnego w 2015 r. Jednak w obliczu ataku jednego z historycznych wrogów Polski na sąsiedni kraj, z którym Polaków łączą bliskie więzi językowe i kulturowe, opinia publiczna zdecydowanie opowiedziała się za udzieleniem wsparcia.
Na samochodach w stolicy Polski powiewają ukraińskie flagi, a na niektórych pojazdach pojawiają się napisy ze słowami poparcia. W niedawnym sondażu przeprowadzonym dla „Rzeczpospolitej” prawie 60 proc. respondentów opowiedziało się za przyjęciem osób uciekających z Ukrainy.
Doświadczenia z dużą ukraińską diasporą już przebywającą w kraju - w Polsce przed obecnym napływem uchodźców mieszkało ponad 1 mln Ukraińców - dają wielu Polakom pewność, że uchodźcy zintegrują się z polskim społeczeństwem.
Jaworowska przytacza przykład Ukrainek, które pracowały jako opiekunki jej własnych dziadków. „Każda z nich to niesamowita kobieta. Nie mieliśmy specjalnych problemów czy barier w komunikacji.”
Mimo chęci niesienia pomocy przez Polaków, pojawiają się sygnały, że sama liczba uchodźców i tempo ich napływu przerasta możliwości Polski, by ich wszystkich przyjąć. Po dwóch tygodniach kryzysu wielu wolontariuszy jest na skraju wyczerpania. W miastach, do których przybyło najwięcej uchodźców, zaczyna brakować miejsc.
W Krakowie grupa pomocowa Fundacja Brata Alberta ogłosiła w piątek, że sytuacja w mieście jest „tragiczna”. Jej przedstawiciele mówią: „Dzwonimy do wielu miejsc, ale odpowiedź jest wszędzie taka sama - nie ma już wolnych łóżek.”
Trudności są widoczne również w Warszawie. Na Dworcu Centralnym wiele osób sypia na podłodze obok stosów podarowanych koców i zabawek, czekając na dalszą podróż lub znalezienie noclegu.
„Wielu ludzi nie wie, co robić, dokąd pójść. Nie wiedzą, skąd przyjechali, nie znają języka” - mówi Olga, ukraińska wolontariuszka, która zrobiła sobie krótką przerwę na papierosa pośród tłumów kłębiących się na dworcu.
„Jest im zimno, są głodni. Jest dużo dzieci, są zdenerwowane, ich mamy też są zdenerwowane... Polacy są bardzo mili, wspierają nas, ale po prostu nie wystarczy dla wszystkich miejsca.”
Joanna Niewczas, koordynatorka na Torwarze, hali widowiskowo-sportowej w centrum Warszawy, która służy za miejsce tymczasowego zakwaterowania dla około 500 uchodźców, ostrzega, że wolontariusze otrzymują tam niewystarczające wsparcie od państwa i są na granicy „wytrzymałości fizycznej i psychicznej”.
Jak twierdzi Niewczas, wolontariusze z własnej kieszeni kupują leki dla uchodźców i dzwonią do lokalnych restauracji z prośbą o podarowanie żywności. Uchodźcy musieli czyścić toalety, a mimo przypadków COVID-19 brakuje maseczek i innych środków higienicznych.
Aby pomóc uchodźcom, rząd przygotował ustawę, która umożliwi Ukraińcom pobyt w Polsce przez 18 miesięcy wraz z dostępem do systemu edukacji i opieki zdrowotnej. Ustawa przewiduje również wypłatę 40 zł dziennie przez okres do dwóch miesięcy dla osób i podmiotów zapewniających zakwaterowanie, a także jednorazową wypłatę po 300 zł dla uchodźców.
Inne osoby zaangażowane w politykę migracyjną twierdzą jednak, że potrzebne jest znacznie bardziej systematyczne podejście, a urzędnicy samorządowi zaczęli apelować o wsparcie międzynarodowe. Kosowicz mówi, że będzie to szczególnie ważne w opiece nad uchodźcami niepełnosprawnymi lub ciężko chorymi.
„Polski system opieki zdrowotnej i system wsparcia dla osób niepełnosprawnych jest bardzo słaby. Nie mamy wystarczających zasobów ludzkich, by zaopiekować się dziećmi, które mają poważne problemy zdrowotne” - ostrzega Kosowicz.
W sytuacji, gdy do Polski wciąż napływa ogromna liczba uchodźców, a końca wojny nie widać, Borucka obawia się, czy kraj sobie poradzi. Ale jak mówi, w potrzebie Polacy mają obowiązek pomagać swoim sąsiadom.
„Przed agresją Putina na Ukrainę wiele polskich rodzin korzystało z pomocy Ukraińców w swoich domach” - opowiada Borucka. „Moja rodzina od 30 lat ma bardzo silne związki z pewną ukraińską rodziną. Teraz my [musimy] dać im coś w zamian.”
Copyright The Financial Times Limited 2022
© 2022 The Financial Times Ltd. All rights reserved. Please do not copy and paste FT articles and redistribute by email or post to the web.
Data publikacji: 13 marca 2022 James Shotter z Warszawy, Source: FT.com, Word count: 1423, Link To FT.com: https://www.ft.com/content/83e0a594-1b9f-45e1-a811-e4a8d97a8cea